- Rzuciłam jak rzecz. Nawet na to nie spojrzałam. Nie spodziewałam się, że to dziecko – mówiła Paula S. podczas przesłuchania przez prokuratora krótko po zdarzeniu. W środę, już przed obliczem sądu przyznała się „do popełnienia czynu, ale nie do zabójstwa” – jak powiedziała.
- Szybko ustalono, z którego okna kamienicy w Szczecinku wyrzucono dziecko, bo na ścianie zostały krwawe ślady. Chłopiec miał bardzo poważne urazy mózgu, złamanie podstawy czaszki i sklepienia czaszki – powiedział nam sędzia Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie. – Według tłumaczeń oskarżonej o ciąży nikt nie wiedział. Nie chodziła do ginekologa, spożywała okazjonalnie alkohol, paliła papierosy oraz marihuanę.
W sprawie byli powołani biegli psychiatrzy. – Stwierdzili, że oskarżona była w pełni poczytalna. Nie mamy też ich zdaniem do czynienia z zabójstwem w szoku poporodowym – dodał rzecznik.
Prokurator Marzena Samoluk-Samborska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie postawiła 25-letniej Pauli S. zarzut zabójstwa chłopczyka, którego urodziła w łazience szczecineckiego mieszkania 10 października 2017 roku. – Po zerwaniu pępowiny wyrzuciła go przez okno łazienki z mieszkania na pierwszym piętrze – odczytywała. W wyniku odniesionych obrażeń dziecko po pięciu dniach zmarło. Chłopczyk dostał na imię Tomasz. W moczu matki wykryto narkotyki – marihuanę i amfetaminę.
Adwokat Tadeusz Czernicki, obrońca Pauli S., wnioskował o utajnienie procesu. Wskazał bowiem, że jego klientce grożono, na forach internetowych obrażano ją, również jej rodzinę. – Obywatele mają prawo do bycia informowanymi, także o sprawach dotyczących najcięższych przestępstw – poinformował po naradzie sędzia Robert Mąka, przewodniczący składu orzekającego. Wizerunek oskarżonej jest zastrzeżony, jednak proces może być relacjonowany.
Paula S. nie chciała składać wyjaśnień, a jedynie odpowiadać na pytania sądu i obrońcy. Swoją wersję zdarzeń przedstawiła podczas trzech przesłuchań w ubiegłym roku. W sądzie zostały one odczytane. Przekonywała, że w dniu porodu nie była pod wpływem narkotyków. Alkohol piła w swoje urodziny – pod koniec września. – Może wtedy ktoś dosypał mi do drinka amfetaminę... – mówiła. Marihuanę miała palić dzień przed zdarzeniem.
– Wstałam o 7 rano. Zaczął mnie boleć brzuch. Zaniosłam do chłopaka roczną córeczkę. Poszłam do łazienki i usiadłam na toalecie – opisywała. Dziecko urodziła do sedesu, choć twierdzi, że nie miała świadomości, co się stało. Sięgnęła jednak do sedesu i wyrzuciła dziecko przez okno. Umyła się. W wannie urodziła łożysko. – Zawinęłam je w ręcznik, bluzę i zaniosłam pod łóżko – relacjonowała. – Nie wiem, jak możliwe, żeby tak kochać jedno dziecko i tak skrzywdzić drugie. Wyrzuciłam przez okno, jak kartkę papieru. Nie chciałam go zabić – mówiła. - Gdybym mogła cofnąć czas, krzyczałabym, żeby mój konkubent wezwał pogotowie. Wiem, że teraz ludzie uważają mnie za potwora. Wiem, że są instytucje, gdzie można oddać dziecko. Ja nie dałam sobie szansy, żeby je pokochać. Dotarło do mnie, że to dziecko, kiedy przyjechała policja.
Już w sali rozpraw Paula S. zasłaniała się niepamięcią. – Mam wiele luk w pamięci. Podczas przesłuchań mogłam zastępować je faktami, żeby była ciągłość opowieści, ale dokładnie co się stało, nie pamiętam – oświadczyła 25-latka.
- Dlaczego ukrywała pani ciążę? – zapytał sędzia Robert Mąka.
- Zwlekałam z tą informacją. Od marca nie układało mi się z partnerem. Pogubiłam się – powiedziała Paula S.
- Nawet matce pani nie powiedziała.
- Chciałam wszystkim razem.
- Dlaczego podczas przesłuchania o dziecku mówiła pani „to”?
- Bo prokurator kazał mi się wczuć w to, jak wtedy myślałam. A ja wtedy nie wiedziałam, że wyrzucam dziecko, tylko coś, co ze mnie wypadło.
Przed barierką dla świadków stanął ojciec maleństwa, który od 6 lat był partnerem Pauli S. Zeznał, że o ciąży nie wiedział. W związku działo się źle. – Przestała o siebie dbać. Nawet na głowie miała taki kołtun, bo nie czesała włosów. Nie radziła sobie z domem i dzieckiem. Na podłogę rzucała zużyte pieluchy – mówił. Dzień przed tragedią był na imprezie. Rano S. przyprowadziła do pokoju, gdzie nocował, córkę. – Wyszła z łazienki. Ja do niej wszedłem. Przez okno zobaczyłem ludzi przy samochodzie i coś zawinięte w koc. Pomyślałem, że potrącili psa. Później już z kuchni zobaczyłem karetkę i radiowóz. Do budynku wbiegli policjanci. Długo policjant nie chciał mi powiedzieć, co się stało. W końcu powiedział, że znaleźli noworodka. Pokazał też krew na parapecie w oknie naszej łazienki – opisywał 30-latek.
Pauli S. za zabójstwo dziecka grozi kara od 8 do 15 lat więzienia, 25 lat albo dożywocie.
Zobacz także: Szczecinek: Noworodek znaleziony na śmietniku
POLECAMY:
Zachęcamy również do korzystania z prenumeraty cyfrowej Głosu Koszalińskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?