Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Marek K. zabił syna w obronie koniecznej? W Słupsku rozpoczął się proces

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Proces 71-letniego Marka K., oskarżonego o zabójstwo syna Waldemara K. Sędzia przewodnicząca Aleksandra Szumińska, prokurator Anna Grzenkowicz, obrońca oskarżonego adwokat Paweł Skowroński
Proces 71-letniego Marka K., oskarżonego o zabójstwo syna Waldemara K. Sędzia przewodnicząca Aleksandra Szumińska, prokurator Anna Grzenkowicz, obrońca oskarżonego adwokat Paweł Skowroński Bogumiła Rzeczkowska
Wiele emocji towarzyszyło sprawie 71-letniego Marka K., niepełnosprawnego emeryta, którego Prokuratura Rejonowa w Słupsku oskarża o zabójstwo syna Waldemara K. W środę przed Sądem Okręgowym w Słupsku rozpoczął się proces. Skład sędziowski rozważa zmianę kwalifikacji prawnej czynu.

Schorowany 71-letni Marek K. przyszedł do sądu o kuli. Towarzyszyły mu dwie córki. Oskarżony, podając dane osobowe, rozpłakał się pytany o liczbę dzieci.
- Miałem troje – powiedział drżącym głosem.

Oskarżony ma bezwład lewej części ciała po udarze, który przeszedł jeszcze przed zdarzeniem. Niedawno miał drugi i dwa zawały serca. Co skłoniło starszego człowieka, by w jednej chwili chwycił nóż i wbił go w serce własnego syna?

Ustalenia śledztwa

Według oskarżającej w procesie Prokuratury Rejonowej w Słupsku 34-letni Waldemar K. zginął podczas kłótni rodzinnej 24 listopada 2022 roku w mieszkaniu przy ulicy Długosza w Słupsku, w którym małżeństwo emerytów mieszkało razem z synem. Przy alkoholu doszło do kłótni. W czasie szarpaniny 71-letni obecnie Marek K. chwycił za nóż i ugodził nim syna w klatkę piersiową. Oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim, z dużą siłą użył noża o długości ostrza 10 centymetrów.

Marek K. od razu zadzwonił na numer alarmowy. Mimo szybkiej akcji ratunkowej nie udało się uratować mężczyzny. Jeden cios w kierunku serca spowodował ranę głęboką na 7-8 centymetrów.

W czasie śledztwa Marek K. przyznał się i wyjaśnił, że nie chciał zabić syna, a nóż wziął do ręki w czasie szarpaniny. Jednak prokuratura nie widziała okoliczności, które by wskazywały na działanie w obronie koniecznej lub na przekroczenie granic obrony.
Po obserwacji psychiatrycznej w szpitalu biegli uznali, że chwili popełniania zarzucanej zbrodni Marek K. był poczytalny.

Marek K. odpowiada z wolnej stopy. To jedna z nielicznych spraw w Słupsku, gdy oskarżony o zabójstwo został zwolniony z aresztu jeszcze przed rozpoczęciem procesu. Tak w lipcu 2023 roku zdecydował sąd, który wziął pod uwagę okoliczności sprawy i nie przedłużył tymczasowego aresztowania.

Zaczęło się od emerytury

Co ciekawe, rozprawa rozpoczęła się nietypowo. Sędzia przewodnicząca już na samym początku, a zwykle odbywa się to tuż przed zakończeniem procesu, uprzedziła strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu na uszkodzenie ciała ze skutkiem śmiertelnym lub zabójstwo w obronie koniecznej.

- Rozumiem, co jest mi zarzucane. Przyznaję się, ale wszystkiego nie pamiętam - Marek K. poprosił o odczytanie wyjaśnień, które złożył w czasie śledztwa.

- Wczoraj dostałem emeryturę. Listonosz przyniósł 1700 złotych – mówił następnego dnia po śmierci syna. - W sklepie kupiłem cztery piwa, żubrówkę i papierosy. Wypiliśmy z żoną i synem. Poprosiłem Waldka, żeby poszedł po alkohol. Dałem mu dwieście złotych.

Z relacji oskarżonego wynika, że gdy alkohol się skończył, syn poszedł do drugiego pokoju, a on pokłócił się z żoną o pieniądze z emerytury, których nie chciał jej dać. Ona krzyczała, on ją wyzywał od kur... i szmat. Siedzieli w fotelach i krzyczeli na siebie.

- Wszedł Waldek, miał rozpiętą bluzę. Złapał mnie za szyję i zaczął mnie dusił obiema rękoma. Jak się broniłem, złapał mnie za ręce i zaczął mi je wykręcać. Mówił, że jak będę skakał do matki, to mi je połamie. Wtedy odruchowo wziąłem do ręki nóż, który leżał na stoliku obok mnie. Zawsze obierałem nim jabłka. Zamachnąłem się nim od dołu w kierunku brzucha syna i wbiłem mu ostrze. Syn po tym ciosie zgiął się wpół, złapał rękoma w okolice brzucha i poszedł do swojego pokoju. Nic nie powiedział. Od razu zacząłem dzwonić na numer 112. Żona poszła do drugiego pokoju zobaczyć, co z Waldkiem. Zaczęła krzyczeć, że go chyba zabiłem. Nie pamiętam, co stało się z nożem. Gdyby on z rękoma nie rzucił się do mnie, to by się nie stało. Moje życie niedługo się skończy. Zniszczyłem wszystko. Rodzinę.

Krzyk Reginy K. sprawił, że przybiegł sąsiad Marcin M. i próbował tamować rannemu krew. Przyjechała policja i pogotowie. Ratownicy wyszli z pokoju i powiedzieli, że syn zmarł.

Marek K. w sądzie odpowiadał tylko na pytania adwokata. Mówił, że syn nie pracował, że pił i ćpał, nie dokładał się do utrzymania, pożyczał od rodziców pieniądze, ale nigdy nie oddawał, że bił ojca.

Wzorem cnót nie był

Zeznania złożyła Katarzyna L. córka oskarżonego, która powiadomiona przez sąsiada przyjechała taksówką jeszcze przed policją i karetką.
- Tata siedział zapłakany w fotelu. Brat leżał – mówiła. - Mój brat był naprawdę niedobrym człowiekiem. Pił. Zachowywał się agresywnie. Rodzice ciągle mieli szyby w segmencie powybijane. Handlował narkotykami. Rodzice się go bali. Mnie wyganiał z ich mieszkania. Kilka razy siedział w więzieniu, za alimenty, za kradzieże, a rodzice jeździli do niego na widzenia. Awantura była też ostatniego dnia października. Pchnął matkę, skoczył do ojca, ale nikt nie wezwał policji, bo brat był wtedy poszukiwany. On pił często, a rodzice tylko gdy dostali emeryturę.

- Waldek często bił ojca i znęcał się nad rodzicami, ale mama go broniła. „Co się ch..., patrzysz? - mówił do ojca – cytowała Katarzyna L. - To, co nam się przydarzyło, to jest tragedia. Ja nie przyszłam tutaj ani ojca bronić, ani brata oczerniać, tylko powiedzieć prawdę. Wiem, że ojciec jest niewinny – zapewniała sąd, że ojciec jest dobrym człowiekiem i jest niewinny, bo zrobił to we własnej obronie.

Przed sądem zeznawał też policjant Tomasz R., który został skierowany do zdarzenia w celu nadzorowania czynności procesowych. Zeznał, że jeden z policjantów znalazł nóż w śmietniku przy tzw. bagnach między ulicami Długosza a Armii Krajowej. Wyrzuciła go tam sąsiadka Andżelika L. Funkcjonariusz powiedział też, że kiedyś był na tym terenie dzielnicowym.
- Interwencje dotyczyły Waldemara K. Wzór cnót to nie był – zeznał Tomasz R. - Notorycznie nadużywał alkoholu i zakłócał porządek publiczny. Do najgrzeczniejszych nie należał. Obracał się w towarzystwie narkomanów.

To postępowanie miało jeszcze jeden wątek, dotyczący 48-letniej Andżeliki L. W śledztwie ustalono, że gdy do mieszkania zbiegli się sąsiedzi, to Andżelika L. zabrała nóż i wyrzuciła go do śmietnika. Kobieta była drugą podejrzaną w tej sprawie. Miała odpowiadać za zacieranie śladów przestępstwa. Przyznała się do tego czynu. Była pod dozorem policji i miała zakaz opuszczania kraju. 11 grudnia 2022 roku została znaleziona na klatce schodowej w domu przy ulicy Długosza. Wszystko wskazywało na upadek ze stromych schodów. Nie było bezpośrednich świadków zdarzenia. Kobieta zmarła w czasie reanimacji. Śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci nie wykazało, by Andżelikę L. ktoś zepchnął ze schodów. Sprawę umorzono. Natomiast śledztwo o zacieranie śladów umorzono z powodu śmierci podejrzanej.

W sądzie zostały odczytane wyjaśnienia Andżeliki L., które złożyła po zatrzymaniu. Mówiła wtedy, że Regina K. kazała jej puszki i szklanki posprzątać, bo „zaraz będzie tu policja i karetka”.
- Na stole leżał nóż do smarowania masłem. Długi jak moja dłoń. Włożyłam go do kieszeni spodni. Nie czyściłam noża, tylko połamałam. Ostrze pękło przy rękojeści. Wrzuciłam go do brązowego kubła. Chciałam bronić „dziadka” – tak nazywała Marka K. - Żeby nie poszedł siedzieć, żeby go uratować, bo jest schorowany, ledwo chodzi na nogi.

Następna rozprawa za tydzień.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Czy Marek K. zabił syna w obronie koniecznej? W Słupsku rozpoczął się proces - Głos Pomorza