Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tej ryby jest w naszym morzu coraz mniej. To dlatego w Bałtyku wymiera dorsz

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Wideo
od 16 lat
Tak zwana stratyfikacja może stać za degradacją populacji bałtyckiego dorsza, przez lata jednego z najważniejszych pod względem gospodarczym gatunków dla polskiego rybołówstwa.

O nowej teorii na temat przyczyn wymierania bałtyckiego dorsza mówi prof. Jacek Piskozub, oceanolog z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. To tzw. stratyfikacja, czyli swego rodzaju rozwarstwienie morskich wód.

- Oznacza to, że wodom powierzchniowym, które stają się coraz cieplejsze, a przez co spada ich gęstość, po prostu trudniej jest wymieszać się z wodą chłodniejszą, o większej gęstości, tej w głębinach. Wody Morza Bałtyckiego nie są wymieszane, przez co nie ma dostępu tlenu do „warstw” w głębi - tłumaczy prof. Piskozub.

Zazwyczaj mieszanie się wód powierzchniowych i głębszych następowało dzięki naturalnym ruchom wody wywołanym wiatrami lub prądami morskimi.

Co z tą stratyfikacją?

Według nowej teorii, przy rosnącej różnicy gęstości poszczególnych „warstw” do ich wymieszania potrzeba większej energii. Poniekąd Bałtykowi brakuje własnych sił do usunięcia zjawiska stratyfikacji.

Natomiast stratyfikacja ma powodować tworzenie się i rozszerzanie stref beztlenowych w najgłębszej częściach Bałtyku, w którym rozwijają się dorsze, podobnie jak bezkręgowce, którymi żywią się osobniki tego gatunku.

Warto spojrzeć na dane: w 1983 roku tylko polscy rybacy wyłowili na Bałtyku 120 tys. ton dorsza, 35 lat później zaledwie 6,5 tony. Od 2020 roku UE wprowadziła czteroletni okres zakazu połowu dorsza, by dać szansę na odbudowanie stad ryb tego gatunku. Od początku roku połowy dorszy są ściśle limitowane.

Prof. Piskozub, ale też inni badacze, już wcześniej przypuszczali, że za degradacją populacji bałtyckiego dorsza stoją zmiany klimatu - w kontekście nowych badań praprzyczyną jest rosnąca temperatura morskiej wody. Według badań dla Bałtyku to pół stopnia C w ciągu dekady. Za ociepleniem wód powierzchniowych morza następuje stratyfikacja, której konsekwencją są strefy beztlenowe.

W 1983 roku tylko polscy rybacy wyłowili z Bałtyku 120 tys. ton dorsza. 35 lat później zaledwie 6,5 tony. By ocalić zasoby cenionego gatunku na tym akwenie, ważnego dla rodzimego rybołówstwa, Unia Europejska kwotuje połowy. Jednak to nie przełowienie stoi za dorszową katastrofą na Bałtyku.

Czteroletni, całkowity zakaz połowu dorsza na Bałtyku, zarządzony przez Unię Europejską, wszedł w życie od 1 stycznia 2020 r. Miał on zapewnić czas potrzebny na odbudowę stada dorsza bałtyckiego. Armatorzy i załogi rybackich kutrów dotychczas poławiających ten gatunek otrzymywali rekompensaty za brak połowów. W 2024 r. połowy tego gatunku są ściśle limitowane.
Rybacy zwracali wielokrotnie uwagę, że dorsza w latach poprzedzających zakaz z 2020 r. nie tylko było mało. Czasem wyłowione przez nich dorsze mają chorą wątrobę oraz są zarobaczone. Mają też wrzody i poparzenia.

- Perspektywy są, niestety, mało obiecujące dla egzystencji dorsza w Bałtyku - mówił w momencie wprowadzania zakazu w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” dr Krzysztof Radtke, ichtiolog Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. - Obserwujemy zwiększony poziom śmiertelności naturalnej dorsza. Warunki środowiska w Bałtyku stały się dla dorsza niekorzystne.

Bez pokarmu i tlenu

Dorsz od zawsze był rybą o olbrzymim znaczeniu gospodarczym. Stanowił jedną z najliczniej poławianych ryb, jego delikatne mięso było częścią jadłospisu nie tylko w polskich domach. Dziś jest zastępowany przez dorsza atlantyckiego, z którego liczebnością, odtwarzaniem populacji nie ma takich problemów, jak z odmianą bałtycką.

- Dorsz bałtycki, ryba drapieżna, osiąga do 70 cm i jest nieco mniejszy do swojego atlantyckiego krewnego. Kaszubi nazywają go „pomuchlą”. W Bałtyku bytują dwa stada dorsza. Mniejsze tzw. zachodnie występują w Basenie Arkońskim i w rejonie od Cieśnin Duńskich do okolic Bornholmu, gdzie styka się obszarem występowania ze stadem „wschodnim” sięgającym aż do Zatoki Botnickiej. Ikra dorsza wymaga zimnej i słonej wody, w której nie opada na dno. Bałtyk zasilany jest ogromną ilością słodkiej wody, spływającej ze zlewiska o powierzchni czterokrotnie większej niż obszar samego morza. Słona woda w Bałtyku pochodzi jedynie z Morza Północnego, która do niedawna dostawała się tu dzięki tzw. wlewom - czytamy na portalu Naturalnie Bałtyckie, poświęconemu kwestiom rodzimego rybołówstwa.

Krzysztof Radtke tłumaczył, że spadający poziom natlenienia Bałtyku, tzw. strefy beztlenowe, ograniczają liczbę organizmów bezkręgowych, stanowiących główne źródło pokarmu dorszy. Zimnolubnym rybom nie pomaga także wzrost temperatury wód bałtyckich. Wielu naukowców wskazuje, że za problemem stoją w znacznej mierze zmiany klimatu.

- Wiele wskazuje, że może to być praprzyczyna obecnych problemów dorszy bałtyckich - mówił Radtke.

Zmiany pogody mają powodować brak tzw. wlewów wód Morza Północnego do Bałtyku, odświeżających jego głębiny, w których żerowały i rozmnażały się dorsze. M.in. za eksplozję populacji tej ryby w Bałtyku w latach 80. i 90. odpowiadał częsty transfer wód. Dziś wlewy występują średnio co 10 lat - tłumaczył ichtiolog z MIR.

- Dostęp do pokarmu utrudniają powiększające się strefy beztlenowe. Dorsz do nich nie wpływa, bo się dusi. Masowe wyławianie szprot, którymi żywi się dorsz, też jest tu ważnym czynnikiem. Dorsz w Bałtyku zwyczajnie głoduje - wyjaśniał dr Tomasz Radwański, ichtiolog z UWM.

W tym kontekście ograniczenie połowów dorszy może przynieść pozytywny skutek tylko w stopniu ograniczonym.
- Wpływ rybołówstwa na zasoby dorszy nie jest dziś tak znaczący jak w przeszłości. Śmiertelność dorszy wywołana połowami jest niższa niż ich śmiertelność naturalna - mówił Radtke.

Nowa teoria

Prof. Jacek Piskozub, oceanolog z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, wskazuje na przyczynę tworzenia się stref beztlenowych w Bałtyku, które dewastują populację dorsza. To tzw. stratyfikacja morza - swego rodzaju podzielenie wód na „warstwy”, które z powodu różnicy gęstości, wywołanych temperaturą i zasoleniem, nie są w stanie się wymieszać. To powoduje, że do morskich głębin nie dostaje się odpowiednia ilość tlenu. To nowa teoria, o której prof. Piskozub wspomniał w czasie niedawnej konferencji poświęconej wpływowi planowanej elektrowni jądrowej na Pomorzu na środowisko morskie.

- Bałtyk się ogrzewa, już od jakiegoś czasu, około pół stopnia na dekadę. To czynnik, którego pojawienie się kilka lat temu tłumaczyć zaczyna zwiększoną stratyfikację Bałtyku, co pociąga za sobą zwiększanie się stref beztlenowych - tłumaczy prof. Jacek Piskozub.

O kompleksowych działaniach zapobiegawczych, jak podkreśla ekspert, trudno jest obecnie mówić, bez dokładnego sprawdzenia tej teorii w oparciu o specjalistyczne wyliczenia. - Na pewno nie możemy pogarszać obecnej sytuacji - mówi prof. Piskozub.

Prof. Jacek Piskozub: Błędne koło w bałtyckich wodach

Jedna z teorii próbująca wyjaśnić przyczyny zanikania populacji dorsza w Bałtyku, jej degradacji wskazywała m.in. na brak tzw. wlewów zimnych wód z Morza Północnego, inne o wytrzebieniu organizmów z łańcucha pokarmowego dorsza. Pan wskazuje obecnie na zupełnie inną przyczynę.

Wszystkie teorie związane z problemem dorsza w Bałtyku mają wspólny mianownik. Chodzi o strefy beztlenowe, tu wszyscy się zgadzają, że one nie służą temu gatunkowi. W dużym skrócie chodzi o to, że młode dorsze żerują w głębinach, a obecnie takie warunki, jakie panują właśnie najgłębiej, jakie sprzyjają ich rozwojowi, są dla nich w Bałtyku niedostępne. One stały się strefą beztlenową. Pytanie było najważniejsze - skąd się wzięły owe strefy beztlenowe. Długo uważano, że przyczyny są dwie. Po pierwsze, zwiększenie zanieczyszczania wód morskich azotem i fosforem spływającym z rzek do Bałtyku.

Ów azot i fosfor to m.in. pozostałości po nawozach wykorzystywanych w rolnictwie, spłukiwanych z pól i sprawiających, że morze staje się bardziej żyzne. Rozwijające się dzięki temu organizmy, np. glony, ograniczają ilość tlenu w wodzie… To tzw. eutrofizacja.
Okazało się, że zmniejszyliśmy to zanieczyszczenie jeszcze nad Bałtykiem, a strefy beztlenowe nadal się powiększały. Zatem ta pierwsza hipoteza słabo się sprawdziła. Druga związana była z brakiem wlewów z Morza Północnego, dostarczające „świeżą”, chłodną, bardziej zasoloną wodę i natlenioną wodę do Bałtyku, która tworzy warunki sprzyjające rozwojowi dorsza. Tyle że taki wlew obserwowaliśmy dokładnie kilka lat temu. On się wydarzył, ale poprawił sytuację na bardzo krótki czas, kilka miesięcy zaledwie, znacznie krótszy niż się spodziewano. Dlatego jest coraz większe przekonanie, że prawdziwą przyczyną powstawania stref beztlenowych jest zwiększona tzw. stratyfikacja Bałtyku. Oznacza to, że wodom powierzchniowym, które stają się coraz cieplejsze, a przez co spada ich gęstość, po prostu trudniej jest wymieszać się z wodą chłodniejszą, o większej gęstości, tej w głębinach. Wody Morza Bałtyckiego nie są wymieszane, przez co nie ma dostępu tlenu do „warstw” w głębi morza. Tę teorię trzeba dokładnie zbadać, do takich wniosków środowisko naukowe zajmujące się morzami doszło całkiem niedawno. Pojawiła się praca estońskich badaczy, która pokazywała za pomocą danych, jak zwiększa się stratyfikacja Bałtyku.

Jak rozumiem, woda o różnej temperaturze, o zawartości różnych składników, ciśnieniu ma różną gęstość. W morzu tworzą się warstwy, które się od siebie „odbijają”?

Na powierzchni Bałtyku mamy lżejszą wodę, bo cieplejszą, niż reszta morza. Zazwyczaj woda mieszała się na skutek ruchu wywołanego przez prądy morskie, wiatry. To jest naturalne, natomiast przy założeniu, że różnica gęstości nie jest zbyt duża. Jeśli różnica się zmienia, cały proces staje się trudniejszy, wymaga więcej energii. Do tego dochodzi kwestia zasolenia - przy dnie mamy wody, które wpłynęły z Morza Północnego. Może tam być ok. 20 prom. zasolenia przy dnie, a na powierzchni ok. 6-7 prom. Zatem gdyby temperatura globalna na świecie się nie zmieniała, średniorocznie byłaby taka sama na powierzchni jak i w głębinach. Ale Bałtyk się ogrzewa, już od jakiegoś czasu, około pół stopnia na dekadę.

Zatem wzrost temperatury może mieć kluczowe znaczenie dla tej nowej teorii dotyczącej powstawania stref beztlenowych?

W tej teorii ma na pewno. To czynnik, którego pojawienie się kilka lat temu tłumaczyć zaczyna zwiększoną stratyfikację Bałtyku, co pociąga za sobą zwiększanie się stref beztlenowych i m.in. wpływa na populację dorsza.

Czy możemy coś z tym zrobić?

Nie powinniśmy pogarszać obecnej sytuacji. Dlatego mówiłem o problemie zrzutu gorącej wody z planowanej elektrowni jądrowej. Nie wiemy, na ile takie zrzuty mogłyby pogłębić stratyfikację, bo nikt tego po prostu dokładnie nie policzył. Wstępne wyliczenia wskazują, że miałyby taki wpływ negatywny, bo te plamy gorącej wody mają rozchodzić się w dość płytkiej wodzie, głębokości 30 m. To ciepło, które nie trafi do atmosfery, będzie ogrzewać morze. Kolejna sprawa - gęstości Bałtyku nie zmienimy, więc nadal musimy zmniejszać zrzuty azotu i fosforu. Okazało się bowiem, że natura znalazła sobie ciekawą formę jeszcze większego pogarszania sytuacji Bałtyku. To jest kolejne odkrycie ostatnich 10 lat. Mianowicie w strefach beztlenowych, fosfor jest zagospodarowywany z osadów przez organizmy, których rozwoju byśmy nie chcieli. Zwiększenie stref beztlenowych wywołanych przez zwiększoną stratyfikację, na skutek globalnego ocieplenia, powoduje zwiększenie zakwitu sinic, które zużywają tlen i jeszcze bardziej pogarszają sytuację. To bardzo niebezpieczne, błędne koło.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tej ryby jest w naszym morzu coraz mniej. To dlatego w Bałtyku wymiera dorsz - Dziennik Bałtycki