To ciąg dalszy sprawy ciągnącej się od ubiegłego lata. To wtedy mieszany patrol szczecineckiej Straży Miejskiej i policji podjął interwencję wobec młodych ludzi, którzy w nocy pili i hałasowali w centrum Szczecinka. Jeden z nich, 25-letni Arkadiusz J., od początku twierdził, że został radiowozem SM zabrany z ulicy Mariackiej do lasu w okolicach Świątek na peryferiach miasta. Tam miało dojść do szarpaniny z funkcjonariuszami, uszkodzenia telefonu młodego mężczyzny i potraktowania go gazem. A na koniec zostawienia w lesie. Strażnik i policjant twierdzili natomiast, że chłopaka pozostawiono na Mariackiej, bo pojechali na inne zdarzenie. O prawdziwości słów funkcjonariuszy miał świadczyć zapis nawigacji satelitarnej GPS w radiotelefonie, która miała nie zarejestrować, że radiowóz jeździł na Świątki.
25-latek złożył doniesienie do prokuratury, ale ta uznała początkowo za prawdziwą wersję funkcjonariuszy i postępowanie umorzyła. W międzyczasie odbył się proces Arkadiusza J. oskarżonego o znieważenie policjanta i strażnika oraz grożenie im.
Za pierwszy z tych zarzutów mężczyzna został w marcu tego roku przez sąd w Szczecinku uznany za winnego. Musiał odpracować w sumie 80 godzin na cele społeczne. W trakcie procesu wyszły jednak na jaw okoliczności, które pod znakiem zapytania stawiały prawdziwość twierdzeń funkcjonariuszy. Biegły ustalił, że w kluczowym momencie radiotelefon został najprawdopodobniej wyłączony na 9 minut, a ostatnia zapisana lokalizacja to okolice placu Wazów, czyli przy drodze dojazdowej na Świątki.
Na dodatek znalazło się dwóch świadków - wędkarzy, którzy feralnego poranka widzieli radiowóz SM w Świątkach i na drodze do tej dzielnicy oraz poturbowanego Arkadiusza J. wychodzącego z lasu. Prokuratura w Wałczu pochyliła się więc na sprawą jeszcze raz i tym razem oskarżyła obu funkcjonariuszy o przekroczenie uprawnień i pobicie.
W procesie, który właśnie się rozpoczął, strażnik Krzysztof M. i policjant Krzysztof K. nie przyznają się do winy, odmówili też składnia wyjaśnień. Mecenas Jakub Rogólski, obrońca jednego z oskarżonych, powiedział nam, iż będzie się starał wykazać nieścisłości we zeznaniach świadków dotyczące m.in. czasu interwencji. - Są one dość istotne - mecenas dodaje, iż konieczne będzie np. przeprowadzenie wizji lokalnej i sprawdzenie, czy radiowozem można było w ciągu 9 minut pojechać na Świątki i wrócić do centrum miasta. Obrońca dodaje także, że GPS nie działał, bo był wyłączony radiotelefon lub zdarzyła się awaria.
Na rozprawie zeznawali m.in. dyżurni z komend policji i SM, którzy opowiadali, że poszkodowany zgłosił się rano z ojcem, aby poskarżyć się na funkcjonariuszy. Nie zapamiętali, aby chłopak miał jakieś obrażenia, choć ten prosto z komendy udał się do lekarza, którzy stwierdził m.in. otarcia naskórka na rękach, czole, czy siniaki na tułowiu. Sebastian A., kolega poszkodowanego, który razem z nim hałasował owej nocy, zapamiętał, że Arkadiusz J. nie chciał przyjąć mandatu, wygrażał funkcjonariuszom i krzyczał zamknięty w radiowozie, którym na koniec został zabrany z miejsca zdarzenia. Sędzia Klaudia Juraszczyk-Duda zirytowana nieusprawiedliwioną nieobecnością dwóch świadków wlepiła im po 200 zł kar porządkowych.
- Sąd wystąpi także, i to pod kątem uszkodzenia dowodów w sprawie, do komendanta powiatowego policji w Szczecinku o wyjaśnienia, dlaczego z powodu uszkodzenia dysków nie można po raz kolejny otrzymać nagrań z telefonu alarmowego - sędzia wyjaśniała, że w 90 procentach jej wniosków okazuje się to niemożliwe z powodu awarii. Kolejna rozprawa odbędzie się w listopadzie.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?