Spotkanie „Z archiwum koszalińskiego rocka” rozpoczęło się od wspomnień, jak doszło do tego, że w ogóle koszalińscy muzycy chwycili za instrumenty i zaczęli grać rocka.
Miski, sklejki, boazeria
- Wszystko zaczęło się od misek, które kupiła mama. Waliłem w nie, jak w perkusję - wspominał Daniel „Buli” Burzyński, znany z wielu zespołów, m.in. z Kalosza Laszlo, Skundooma, The Roll’m’ops. Piotr „Berial” Kuzioła z zespołów Slaughter i Betrayer chwycił pewnego razu za wyciętą ze sklejki gitarę i udawał, że na niej gra utwory Running Wild. Kiedy zobaczył swoje odbicie w szybie, stwierdził: - To jest to! Do tego będę dążył. I tak się stało.
Podobne wspomnienia miał Maciej Krzysiek, gitarzysta w zespołach Slaughter i Betrayer. - W czasach szkoły podstawowej po prostu słuchałem swoich ulubionych kapel, grałem na desce z boazerii z narysowanymi strunami i wyobrażałem sobie, jak to jest być na scenie. To bezcenne wspomnienie, którego nigdy nie zapomnę - opowiadał.
Akordeon i fortepian
- Kiedy miałem 7 lat, moja mama zapisała mnie na lekcje fortepianu. Szczerze nienawidziłem tego instrumentu. Wtedy zamarzyłem sobie: a może by tak gitara jednak? - opowiadał z kolei Jacek Barzycki, którego najbardziej znanym zespołem była grupa Gdzie Cikwiaty. Natomiast Waldemar Miszczor, perkusista z Mr. Zoob w latach młodzieńczych początkowo grał na akordeonie, bo jego mama bardzo lubiła dźwięk tego instrumentu. Kiedy jednak przyszedł na salę prób w MDK na ul. Grottgera, zobaczył gitarę. - Wtedy wszedł „typ” w czarnej skórze, z jednym czerwonym okiem. Bardzo się go przestraszyłem. Był to Waldemar Lech, znany w Koszalinie jako „Gilmur”. Złapał za gitarę, zagrał całą płytę zespołu Budgie. Całą! Po czym powiedział, że możemy tu sobie razem poćwiczyć. Siadłem za perkusję, potem dołączył do nas Jacek Paprocki i tak to się zaczęło - opowiadał Miszczor o początkach zespołu, którego „Mój jest ten kawałek podłogi” śpiewała później cała Polska.
Potrzeba odreagowania
Chyba jedynym uczniem koszalińskiej szkoły muzycznej w towarzystwie okazał się Radosław Czerwiński (m.in. Kaboom!, 100gram, Słońhce, Ivona, Big Dick). - I pewnie podświadomie szukałem odreagowania. Pewnego razu w latach 80-tych zobaczyłem w telewizji koncert Duran Duran. Tak się nim podjarałem, że od tamtego czasu dążyłem do tego, żeby grać tak, jak oni - stwierdził.
Nie od dziś wiadomo, że do muzyków rockowych wzdychają rzesze fanek i gra na gitarze może ułatwić kontakty z płcią piękną. - Nie ukrywam, byłem dość nieśmiały w stosunku do dziewczyn. Pomyślałem, że z gitarą fajnie się wygląda, nie trzeba dużo mówić. Wystarczy coś tam pobrzdąkać i już jest przyjemnie. I tak to się zaczęło - zdradził z kolei Jacek Czubak, który w różnych zespołach (m.in. Błysk, Coda, Ten Dollars) grał w Koszalinie od końca lat 70-tych.
Dziewczyny z Dubois
- A najwięcej dziewczyn było w ILO im. Dubois. I tam odbywały się też koncerty. Kto tam zagrał, to był gościem! - dodał Waldemar Miszczor. Dołączył do niego Jacek Barzycki potwierdzając, że większość jego kolegów podchodziła do sprawy w podobny sposób: na koncerty trzeba przyciągnąć jak najwięcej dziewczyn! - Pamiętam, że na jednym z koncertów w Słupsku fanek było sporo. I na scenie zaczęło mi się coś rozjeżdżać. To nie było strojenie, metrum, tempo, ale... podest - zaczął kolejną opowieść Jacek Barzycki. - Zrobiłem prawie szpagat cały czas grając. Ale jak wróciłem do punktu wyjścia, tego nie pamiętam.
Muzycy mają pełno takich historii. Podobną opowiedział Waldemar Miszczor, który musiał zmieścić się na wąskiej scenie ze swoją perkusją. - To było w hali sportowej na ul. Jedności. Żeby zestaw perkusyjny się nie przesuwał, to przywiązałem go do stołka, na którym siedziałem - wspominał. - Niestety, jedna z nóżek nie zmieściła się na scenie i ze sceny nagle zniknąłem ja, a zaraz potem perkusja, która spadła na mnie.
Generacja rocka
Z kolei Berial przytoczył historię z przeglądu Generacja w 1988, bądź 1989 roku, podczas którego występował z zespołem Slaughter. - Zjednaliśmy nim sobie koszalińską publiczność. Koncert był naprawdę fajny, młyn pod sceną - opowiadał. Finał tego przeglądu był niecodzienny. - Jury uznało, że ze względu na niski poziom artystyczny imprezy, nagroda główna nie zostaje przyznana.
Daniel Burzyński z kolei zdradził, że przez około 10 lat, od pierwszej połowy lat 90-tych regulatnie w nim startował. - I nigdy nie zdobyłem pierwszego miejsca. No, może raz, ale to był przypadek, kiedy jury przyznało pierwsze miejsce kilku zespołom - przypomniał zaskakujący werdykt jury.
Goście spotkania zgodnie przyznali, że ten przegląd był dla koszalińskich zespołów bardzo ważny, które zawsze poważnie do niego podchodziły, przygotowywały się, ćwiczyły, by wypaść jak najlepiej. Niestety, czasem okazywało się, że po zwycięstwie w krótkim czasie się rozpadały. - Może to był dla nich szczyt tego, co chcieli osiągnąć - zastanawiał się głośno Radek Czerwiński.
Zdarzało się jednak, jak w przypadku Gdzie Cikwiaty, Ten Dollars, Mr. Zoob, czy Betrayer, że zespoły zdobywały fanów w całej Polsce, a czasem i zagranicą. Dlaczego? - Dzięki mrówczej, ciężkiej pracy. Graliśmy próby nawet po 5 razy w tygodniu - powiedział Maciej Krzysiek, co potwierdzili też inni. - Jeździliśmy na koncerty i wieści o zespole szybko docierały do fanów i organizatorów koncertów - wtórował mu Piotr Kuzioła.
POLECAMY TAKŻE
- Piękne dziewczyny w Prywatce w Koszalinie. Tak bawili się koszalinianie
- Najbliższe wydarzenia kulturalne w Koszalinie [LISTA]
- 10 najlepszych plaż nad morzem. Sprawdź też, których unikać
- Budowa S6: W tym roku przejedziemy od Goleniowa do Koszalina
- Najlepsza pizza w Koszalinie to... Typy naszych Internautów
Zachęcamy również do korzystania z prenumeraty cyfrowej Głosu Koszalińskiego
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?