Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pół miliona za nerkę. Mieszkaniec Barwic procesuje się ze szpitalem

Rajmund Wełnic
Pan Lucjan zgromadził sporą dokumentację medyczną.
Pan Lucjan zgromadził sporą dokumentację medyczną. Rajmund Wełnic
Diagnoza jaką nasz rozmówca usłyszał od swojego lekarza rodzinnego brzmiała jak wyrok - rak złośliwy jelita grubego. Pod koniec roku 2012 pan Lucjan z Barwic (nazwisko do wiadomości redakcji) trafił na stół operacyjny szczecineckiego szpitala. Wcześniej przeszedł serię naświetlań w Koszalinie.

W Szczecinku wycięto mu zmiany nowotworowe.

- Obudziłem się na intensywnej terapii, wokół kilka nieruchomych sylwetek, jakieś rurki, aparaty medyczne - opowiada nasz Czytelnik. - Byłem przerażony, tego samego dnia zmarły dwie osoby z tej sali. Okazało się, że miał powody, aby się bać. Coś poszło nie tak, mężczyzna nie mógł oddawać moczu.

- Czułem się fatalnie, byłem jedną nogą na tamtym świecie - mówi. Po prawie dwóch tygodniach, w dokładnie w Wigilię, otworzono go ponownie. Pojawił się stan zapalny.

- Trzeba było mi usunąć lewą nerkę, została mi prawa, na której mam torbiel - dodaje. To nie koniec koszmarnych przygód pana Lucjana. Okazało się, że wdało się zakażenie gronkowcem, a jelita były poparzone w wyniku promieniowania. W sumie 60-letni dziś mieszkaniec Barwic wyszedł ze szpitala dopiero w drugiej połowie stycznia. Przez kolejne pół roku dochodzi do siebie na tyle, aby w ogóle móc w miarę normalnie funkcjonować.

Medycyna to nie matematyka, nie wszystko mogło pójść w tym wypadku podręcznikowo, choć taki zabieg usunięcia guza wykonuje się już standardowo - mówi mecenas Piotr Tomaka-Wacławski, prawnik reprezentujący pana Lucjana.

- Ale naszym zdaniem popełniono szereg błędów, które skutkowały, skutkują i będą miały fatalny wpływ na zdrowie mojego klienta i jego życie, które już nigdy nie będzie normalne. Zdaniem adwokata błąd popełnił lekarz operujący za pierwszym razem, bo narzędziami chirurgicznymi dociśnięto moczowód tak, że ten obumarł. - W efekcie nerka nie podjęła pracy i także ją trzeba było usunąć po kilkunastu dniach, gdy przeprowadzono drugą operację, aby zobaczyć, co się dzieje - mówi Piotr Tomaka-Wacławski. - Na dodatek najprawdopodobniej wtedy doszło od zakażenia wewnątrzszpitalnego gronkowcem. Efektem jest rozstrój zdrowia i ogromny dyskomfort w codziennym funkcjonowaniu, jaki odczuwa pan Lucjan.

Pacjent i jego prawnik chcieli sprawę ze szpitalem załatwić polubownie. Rozmowy spełzły jednak na niczym i sprawa trafiła do koszalińskiego sądu. - Nie sposób wycenić czyjeś cierpienie, bo to jest niewymierne, ale mój mandat stracił zdrową nerkę, został zakażony gronkowcem i tytułem zadośćuczynienia domagamy 500 tysięcy złotych - mówi adwokat. - W procesie przed koszalińskim sądem jesteśmy już po przesłuchaniu świadków i stron, czekamy od kilku miesięcy na opinię biegłego.

Przedstawiciele szpitala w Szczecinku za wiele o sprawie nie chcą mówić. - Jesteśmy stroną w tym sporze i nie możemy go komentować ani się wypowiadać do czasu wydania wyroku przez sąd - mówi doktor Krzysztof Małkowski, były dyrektor do spraw leczniczych, który w tym czasie pełnił tę funkcję. - Z materiałów, którymi dysponujemy może powiedzieć, że mamy opinię, iż to co się stało w jakikolwiek sposób nie obarcza winą szpitala i naszych lekarzy. Dodajmy, że szczecinecki szpital jest ubezpieczony na wypadek roszczeń wynikających z ewentualnych błędów medycznych, ale ubezpieczalnie zwykle chcą mieć prawomocny wyrok potwierdzający błąd zanim wypłacą odszkodowanie.

- Widziałem tę opinię, faktycznie szpital twierdzi, że to wszystko moja wina, bo jestem za gruby, a gronkowca z pewnością to ja przyniosłem do szpitala - irytuje się pan Lucjan. - Pracowałem w branży mięsnej i dobrze wiem, że ta bakteria bierze się z brudu. Nie kryje rozgoryczenia i zwykłego, ludzkiego żalu. Dziś jego życie w niczym nie przypomina dawnego. Jest pod opieką lekarzy z Bydgoszczy, gdzie musi się regularnie meldować na badaniach. Ma ustawiczną biegunkę. Bierze różne leki, do dziś jest bardzo osłabiony i bardzo często musi się meldować w ubikacji. - Modlę się, żeby nerka, która mi została, jeszcze trochę pracowała, żeby torbiel nie urosła. Z jedną nerką można żyć, ale nie wiadomo, jak długo, gdy jest chora - mówi nam. - Mam tylko 60 lat i chciałbym jeszcze pocieszyć się wnukami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!