Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Wojciechem Kuklińskim, prezesem Energi AZS Koszalin [całość

Rafał Wolny
Wojciech Kukliński, prezes spółki Piłka Ręczna Koszalin.
Wojciech Kukliński, prezes spółki Piłka Ręczna Koszalin. archiwum
Do wypłaty medalowych premii zarząd nie widzi podstaw, ale najpóźniej jesienią szczypiornistki mają dostać zaległe pensje. Czeka je jednak obniżka wynagrodzeń.

W ostatnim czasie pisaliśmy, że piłkarki Energa AZS Koszalin znów nie otrzymują pensji, a klub ma 316 tys. zł długu. Prezes prowadzącej go spółki o obecną sytuację obwiniał jeszcze poprzednie władze i tłumaczył, że - mimo większych pieniędzy - spółka wydaje na prowadzenie zespołu więcej niż wcześniej. Z kolei władze Klubu Uczelnianego AZS Politechnika Koszalińska (były właściciel) przypominały, że nowe władze znały dokładnie sytuację finansową drużyny przed jej przejęciem. Wskazywały także, że nowy prezes nie chciał z nimi współpracować i utrudniał funkcjonowanie w nowej spółce.

W związku z wszystkimi kontrowersjami i niepokojącą przyszłością klubu, postanowiliśmy przeprowadzić szeroką rozmowę z Wojciechem Kuklińskim, prezesem spółki Piłka Ręczna Koszalin.

- W jakim stanie finansowym spółka PRK przejęła zespół?
- Dług w momencie przejęcia wynosił ok. 200 tys. zł. I rósł, gdyż PRK była w organizacji, a KU AZS do czerwca ponosił jeszcze pewne koszty utrzymania drużyny.
- Czyli spółka była świadoma zadłużenia zespołu w chwili jego przejmowania?
- Tak. To była świadoma decyzja mająca na celu ratowanie piłki ręcznej kobiet w Koszalinie. Na dodatek w umowie inwestycyjnej, właściciele spółki (KU AZS i Fundacja All Sports Promotion - red.) deklarowali określony udział finansowy. Umowa ta miała gwarantować stabilność finansową spółki. Widniały w niej także konkretne kwoty i daty wpłat lub podpisania umów sponsorskich na określone sumy. Nikt nigdy, nie zgodziłby się przyjąć na siebie większych zobowiązań, niż kapitał założycielski spółki, który wynosił jedynie 100 tysięcy złotych.

- Jakie konkretnie kwoty mieli wpłacać akcjonariusze?
- Wpłacać, to źle powiedziane. Współwłaściciele zobowiązali się do zabezpieczenia finansowego bytu spółce poprzez wpłatę pieniędzy lub wskazanie sponsora-reklamodawcy, z którym spółka miała podpisać umowę. Wysokość deklarowanych wpłat była adekwatna do podziału akcji w spółce i wynosi 9:1. Nie jestem upoważniony do ujawniania kwot umowy.
- Już po przejęciu zespołu przez PRK, od marca do maja, a później od rozpoczęcia przygotowań do września 2013 r. KU AZS go utrzymywało, gdyż spółka nie mogła jeszcze wówczas zaciągać zobowiązań. Mieli wpłacić dwukrotnie po ok. 30 tys. zł, które to pieniądze ASP miała im zwrócić. Nie zwróciła, więc KU zaliczył je w poczet deklarowanego udziału, o którym Pan wspomniał. Z tego punktu widzenia nieprawdą jest, że KU nie wpłacił dotąd na PRK nawet złotówki, co Pan często podkreśla.
- KU AZS nie finansował PRK SA po czerwcu ubiegłego roku. Na dziś ustaliliśmy, że KU AZS wydał na zespół w sumie ok. 50 tysięcy złotych. Miesiąca za te pieniądze byśmy nie przeżyli. Zatem pieniądze przekazywała także fundacja. Fundacja także wskazała sponsora, z którym podpisaliśmy umowę. Dziś spór idzie o to, że KU w czasie od marca do czerwca czerpał zyski z prowadzenia już nie swojej drużyny. KU mówi tylko o kosztach, ale o dochodach z reklam, biletów, wpłat sponsorskich milczy.

- A jakiego rzędu to miały być kwoty?
- Nie wiem, bo nie mieliśmy dostępu do tych informacji.
- To skąd Pan wie, że w ogóle był jakiś dochód?
- Pierwotnie wszelkie umowy były na KU, a PRK przejmowała je systematycznie. Najszybciej przekazano nam jednak umowy kosztowe, a z pozostałymi zwlekano. Niedawno dowiedziałem się, że KU AZS podpisał umowę reklamową z Politechniką Koszalińską w lutym, a po tym jak oddał już zespół spółce wystawił Politechnice fakturę za reklamę na kwotę 40.000 zł. Proponowałem więc: siądźmy do stołu i rozliczmy koszty i wpływy. Nie zgodzono się i obecnie sprawa jest w sądzie. Z powództwa KU. My też czekamy na jej rozstrzygnięcie, bo chcemy by sąd ustalił kto ma rację.

- Obecnie zadłużenie PRK wynosi już 316 tys. zł. Z czego wynika jego lawinowe narastanie?
- Nie zgadzam się, że jest to lawinowe narastanie. Po pierwsze trzeba było spłacać wcześniejsze długi, a jednocześnie funkcjonować na bieżąco. Przez to zaciągaliśmy pożyczki, m.in. ja jako osoba fizyczna także pożyczyłem pieniądze klubowi. Po zdobyciu brązowego medalu oczekiwania zawodniczek rosły i w sumie zmuszeni byliśmy podnieść wysokość kontraktów średnio o jakieś 7 - 10 procent w porównaniu z poprzednimi. Równocześnie, z wyjątkiem Aleksandry Kobyłeckiej, żadna inna zawodniczka już nie pracowała na Politechnice. A przypomnę, że wcześniej uczelnia zatrudniała piłkarki, przyznawała im stypendia, fundowała książki, w części brała na siebie również ciężar odpłatności za akademiki oraz oddawała do nieodpłatnej dyspozycji halę przy ul. Racławickiej. Dzięki tym działaniom koszty utrzymania drużyny były niższe. My takiej możliwości nie mieliśmy. Poprzedni, 200-tysięczny dług KU AZS de facto wygenerował w ciągu sezonu. Można podejść do tego statystycznie i ocenić, że my w takim samym czasie znacznie mniej zadłużyliśmy klub. Nie jesteśmy jednak hipokrytami. Odpowiadamy za własne długi i doskonale zdajemy sobie sprawę, że za każdą złotówką stoi człowiek, który czeka na swoje pieniądze. Robimy wszystko, żeby te zobowiązania spłacić. Mamy plan naprawczy, wiemy jak z tego wyjść.

- Czy sięgniecie także do kieszeni kibiców, podwyższając ceny biletów?
- Dochody z biletów są tak nikłe, że podwyższenie ich cen nawet o kilkaset procent nic w klubowym budżecie nie zmieni.
- Jednym z pomysłów na uzdrowienie sytuacji jest jednorazowa wpłata 316 tys. zł przez akcjonariuszy. Nie było pieniędzy na bieżące utrzymanie, a teraz znajdą się na jednorazowe pokrycie długu?
- Zarząd zarekomendował na posiedzeniu Rady Nadzorczej takie rozwiązanie. Jednak to do właścicieli należy decyzja, co zrobią z powstałą stratą. Mogą ją spłacić, ale mogą także podać spółkę w upadłość.
- Co jeśli KU się nie zgodzi na wpłatę swoich 10 procent?
- To te dodatkowe akcje albo obejmie fundacja, albo może jakiś inny podmiot.

- Obecnie spółka spełnia warunki upadłościowe, gdyż strata przekracza 2/3 kapitału założycielskiego.
- Gdy spółka z Arturem Wezgrajem i Marcinem Kobylarzem we władzach przejmowała dług i zobowiązania KU AZS Politechniki to przewyższał on kilkukrotnie kapitał założycielski. Spółka od samego początku była i jest zadłużona. Gdyby akcjonariusze wypełnili swoje początkowe zobowiązania, to dziś nie byłoby już żadnego długu. Jednak już po dwóch miesiącach funkcjonowania spółki ten pomysł się rozleciał, a ja zostałem ze wszystkim sam.
- Rozleciał się, bo przedstawiciele współwłaściciela twierdzą, że byli przez Pana odsuwani od jakichkolwiek decyzji i z tego punktu widzenia nie chcieli swoimi nazwiskami firmować działań, z którymi się nie zgadzali. Z kolei Pan sam zabiegał o jednoosobową reprezentację zarządu, który wcześniej musiał podejmować decyzje kolegialnie. Gdzie tu chęć współpracy?
- Na początku współpracowaliśmy bardzo blisko. Wszystko popsuło się po czwartym meczu o brązowy medal. Wówczas doszło między nami w dość szerokim gronie do ostrej wymiany zdań o to, kto ma wręczać medale. Ja chciałem, by było to święto sportu, a nie polityki. Jestem zdania, że polityka powinna omijać hale i nie chciałem organizować po zdobyciu medalu fety z udziałem Artura Wezgraja czy Piotra Jedlińskiego. To jest w mojej ocenie główny powód naszego poróżnienia. I to dlatego panowie Kobylarz i Wezgraj demonstracyjnie wycofali się z władz klubu. Dopiero po tym fakcie wystąpiłem o jednoosobową reprezentację, bo nie chciałem, by po odejściu wiceprezesa zapanował bezwład organizacyjny. Obecnie zarząd jest dwuosobowy i posiada prokurenta. W razie mojej jakiejkolwiek niedyspozycji prokurent i wiceprezes mogą podejmować wszystkie decyzje. Przypomnę, że w zarządzie zasiada wskazany przez KU AZS Maciej Kamiński.

- Czy to prawda, że odmówił Pan przedstawicielowi KU w radzie nadzorczej kontroli dokumentów finansowych spółki?
- To nieprawda. Przedstawiciel KU miał dostęp do wszystkich dokumentów. Do tego upoważniła go rada nadzorcza. Nie miał jednak zgody na ich kopiowanie, ani fotografowanie. To na wykonanie tych czynności nie mogłem wyrazić zgody.
- Jaka jest bieżąca sytuacja PRK?
- Robimy wszystko, by jak najszybciej wyjść z długów. Kolejny problem to to, że nie dopnę budżetu na nowy sezon. I to niezależnie od zadłużenia. Część sponsorów zmniejszyła bowiem swoje zaangażowanie we współpracę z nami. I to z przyczyn od nas niezależnych. W tej sytuacji musimy szybko podjąć działania mające na celu renegocjacje umów z zawodniczkami. W nadchodzącym sezonie nie będziemy mieli zatem takiego zespołu, który będzie się bił o mistrza, ale chcemy mieć zdrową sytuację finansową.
- O ile chcecie zmniejszyć kontrakty?
- Na pewno o więcej niż 10 procent. Teraz najważniejszy jest budżet, i to do niego trzeba dopasować zobowiązania. Jednak nawet po tych cięciach zawodniczki zarabiać będą wciąż godne pieniądze. Obecnie mają kontrakty wyższe od średniej ligowej. W minionym roku na wynagrodzenia spółka przeznaczyła ponad 700 tysięcy złotych.

- A mimo to zawodniczki nie dostały wszystkich pieniędzy.
- Mamy jeszcze ok. 20 tysięcy złotych zaległości za kontrakty z czerwca 2013 roku.
- A premie medalowe?
- To co miało zostać wypłacone - zostało. Prawdą jest, ze związek przyznał pieniądze klubowi za zajęcie trzeciego miejsca w lidze. Jednak to zarząd decyduje o tym na co zostaną one przeznaczone. W związku z tym, że PRK nie podejmowała takiego zobowiązania wobec zawodniczek, a mimo starań nie dostaliśmy od poprzednich władz żadnych dokumentów w tej sprawie, nie mamy podstaw, by te pieniądze przekazać na premie dla piłkarek.
- Ustalenia jednak były. Obowiązuje pewne dżentelmeńskie podejście.
- Sugeruje pan, aby spółka wypłacała pieniądze na, przepraszam za określenie - gębę. Na to nigdy mojej zgody nie będzie. Sama informacja o jakichś ustaleniach nie jest dokumentem księgowym, by można było na jej podstawie dokonywać wypłat. Kanclerz Politechniki i władze KU wiedzieli w jaki sposób wypłacić 30.000 rektorskiej premii za medal już nie swojej drużynie, a przekazać dokumentów nie potrafią...
- Do wypłaty premii się nie poczuwacie, a co z pozostałymi roszczeniami? Niektóre zawodniczki musiały walczyć o swoje pieniądze w sądzie.
- Poczuwamy, tylko czekamy na dokumenty i oczywiście pieniądze. My nie kwestionowaliśmy i nie kwestionujemy naszych zobowiązań wobec zawodniczek. We wszystkich pismach procesowych przyznawaliśmy im rację i deklarowaliśmy chęć spłaty. Mimo to, w naszej ocenie, zawodniczki same zbyt pochopnie poszły do sądu.
- Kiedy zostaną spłacone wszystkie zobowiązania wobec zawodniczek?
- Do końca roku wyjdziemy ze wszystkich długów, a jeśli chodzi o zawodniczki, to mam nadzieję, że nie będzie to później niż wrzesień. Wszystko zależy od decyzji właścicieli.
- A co, jeśli czołowe zawodniczki nie będą chciały czekać na zaległości i skorzystają z prawa do rozwiązania kontraktów? Czy zespół się nie rozpadnie?
- Będę robił wszystko, by je zatrzymać. Nikogo jednak nie zmuszę, by u nas został. O rozpad zespołu jednak nie ma obaw, bo okienko transferowe trwa, a pieniądze, które przeznaczyliśmy na kontrakty, nawet po renegocjacjach będą na tyle atrakcyjne, że będziemy w stanie pozyskać inne zawodniczki.
- Jeśli w ogóle zechcą tu przyjść, skoro w środowisku wiadomo, że nie płacicie.
- W wielu klubach jest podobna sytuacja. Chociażby mistrz Polski, MKS Selgros Lublin od lat boryka się z jeszcze większymi kłopotami. Funkcjonuje i odnosi sukcesy.
- Część zawodniczek wynajmuje od Pana mieszkania.
- Już nie.
- Ale wynajmowały. To dwuznaczna sytuacja.
- Dlaczego?
- Pracowniczki zarządzanego przez Pana klubu wynajmują mieszkania od Pana, przynosząc Panu prywatny dochód. To mało etyczne.
- Patrząc w ten sposób, to w poprzednim układzie było to jeszcze mniej etyczne, gdyż zawodniczki wynajmowały mieszkanie chociażby od trenera Waldemara Szafulskiego. Zawodniczki miały swobodę wyboru, a moje mieszkanie i cena były na tyle atrakcyjne, że zawodniczki zdecydowały się na wynajem. Ja tę sytuację traktuję jako coś normalnego.
- Ale ostatecznie Pan z tego zrezygnował.
- Nie mogłem tolerować tego, że zawodniczki na tyle zakłócają ciszę nocną, że sąsiedzi zmuszeni są do wzywania policji.

- Wielokrotnie podkreślał Pan, że zarząd pracuje społecznie. Z czego zatem się utrzymujecie? Czy wynagrodzenie otrzymujecie z fundacji ASP?
- Nie jestem i nigdy nie byłem pracownikiem fundacji, a wiceprezes jest doktorantem na Politechnice Koszalińskiej.
- Pojawia się zatem pytanie skąd te drogie samochody służbowe, skoro spółka ma długi, a Pan pracuje społecznie?
- Po pierwsze nie samochody, a samochód. Po drugie, to nie jest auto służbowe i nie należy do klubu. Po trzecie wiązanie wynajmowanego przez moją firmę samochodu z klubem jest próbą oszkalowania mnie. W końcu po czwarte i ostatnie prowadzę własną działalność. Jestem m.in. wydawcą portalu internetowego oraz współpracuję z firmami konsultingowymi. Jestem także doradcą. Jeśli chodzi o leasing samochodu, to rozpocząłem go ponad rok wcześniej zanim trafiłem do klubu. W klubie pracuję społecznie tylko dlatego, że rada nadzorcza wciąż nie przedstawiła mi propozycji kontraktu. Miał go przygotować przedstawiciel KU w radzie. Ja oczywiście nie chcę pracować za darmo, bo uważam, że to nie jest normalne. Między innymi dlatego będę musiał odejść ze spółki.
- To wyglądałoby jak ucieczka z tonącego okrętu.
- Dlatego najpierw chcę uzdrowić sytuację finansową poprzez wdrożenie planu naprawczego. To umożliwi zbilansowanie budżetu. Kiedy przyszłość zespołu będzie pewna, z czystym sumieniem będę mógł odejść.
- To na ile chudych sezonów kibice mają się przygotować?
- Nie wiem. Wszystko zależy od tego czy uda nam się pozyskać nowych sponsorów. Dziś niestety w dużej mierze o wyniku sportowym decydują pieniądze. Z drugiej strony mam nadzieję, że zawodniczki, widząc jak walczymy o przyszłość klubu, docenią to, i same powalczą o jak najlepszy rezultat.
- Czy kłopoty z budżetem uniemożliwią start w europejskich pucharach?
- Mam nadzieję, że do takiej sytuacji nie dojdzie. Na wrześniowej sesji Rady Miejskiej zwrócimy się do radnych i prezydenta o zabezpieczenie dodatkowych 100 tysięcy złotych na tegoroczny start w pucharach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!