Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzelanina przy szkole. Wszystko nagrały kamery monitoringu

Joanna Krężelewska
Robertowi L. za usiłowanie zabójstwa grozi nawet dożywocie. Twierdzi, że zabić nie chciał. Oskarżonego broni adwokat Krzysztof Tumielewicz.
Robertowi L. za usiłowanie zabójstwa grozi nawet dożywocie. Twierdzi, że zabić nie chciał. Oskarżonego broni adwokat Krzysztof Tumielewicz. Joanna Krężelewska
Zakradają się do piwnicy, a po dwóch minutach uciekają w stronę dwóch aut. Błyskawicznie odjeżdżają. Zdarzenie nagrały kamery szkolnego monitoringu. Nie słychać jedynie odgłosu strzałów.

W Sądzie Okręgowym w Koszalinie rozpoczął się proces 45-letniego Roberta L. z Połczyna Zdroju. Ciążą na nim zarzuty spowodowania uszkodzeń ciała, nielegalnego posiadania broni i ten najcięższy - usiłowania zabójstwa. Sprawa jest zawiła z kilku powodów. Po pierwsze 45-latek twierdzi, że zabić nie chciał, a tylko się bronił. Po drugie - ilu świadków i pokrzywdzonych - tyle jest też wersji. Po trzecie, w innym postępowaniu, dotyczącym tego samego zdarzenia, to pokrzywdzeni są podejrzewanymi, a Robert L. świadkiem. - 21 kwietnia 2013 roku w Połczynie Zdroju w zamiarze zabójstwa Patryka L. oddał do niego co najmniej trzy strzały z pistoletu maszynowego - odczytywał akt oskarżenia prokurator Jarosław Zając. Przestrzelona nerka, jelita, śledziona, prawy staw łokciowy - interwencja chirurga uratowała Patrykowi L. życie. Z aktu oskarżenia wynika, że postrzelony został też Jan M. - w kark, a kula wyszła lewym policzkiem. Strzały miały paść też w kierunku dwóch innych mężczyzn. Te już niecelne.

Robert L. odmówił składania wyjaśnień. Z wcześniejszych wynika, że tłem sprawy był konflikt między dwoma mężczyznami, a jeden z nich miał być kolegą "strzelca". Doszło do bójki. Po niej grupa kilku mężczyzn miała najść Roberta L. i jego kolegę w piwnicy. Według 45-latka byli uzbrojeni w kije baseballowe, rury i zaatakowali. Wtedy sięgnął po pistolet. Skąd go miał - tego już nie tłumaczy. - Ale strzały oddałem w obronie własnej - zapewnił.

Pokrzywdzeni zaś twierdzą, że... pokrzywdzonymi nie są. - Żadnego postrzału nie było - tłumaczył sądowi Jan M. - Nie pamiętam, co się w tamtą niedzielę stało, gdyż od czwartku spożywałem alkohol - zeznał. Kiedy sędzia Robert Mąka odczytał opinię biegłego lekarza, z której wynika, że rana przenikająca od karku do policzka mogła powstać w wyniku postrzału, odparł: - Spadłem z krętych schodów i uderzyłem głową w deskę, w której był gwóźdź. Tak powstała rana. I z tego czasu to jedyna rzecz, która pamiętam.
Inny świadek twierdzi, że pokrzywdzony był na miejscu. Podobnie jak ciężko ranny Patryk L. Ten drugi przedstawił za to wersję, że ostatnia rzecz, jaką z tego dnia pamięta, to fakt, że niósł dla dziewczyny obiad. A potem obudził się w szpitalu.

Uczestników zdarzenia było jednak więcej i oni wreszcie rzucają światło na sprawę. - Do mnie, do Świdwina, przyjechał kolega - Piotr K. Poprosił mnie, bym pojechał z nim do Połczyna, bo został pobity i chce wyjaśnić tę sprawę. Na miejscu było kilka osób. Miałem asystować. Sprawa nie została wyjaśniona, więc pojechaliśmy tam na drugi dzień - zeznał 27-letni Tomasz S. - Pojechałem tylko po to, żeby Piotrek czuł się bezpiecznie. Usłyszałem strzały, byłem w szoku, uciekłem do auta i odjechałem.

- Czy ktoś z was miał broń? - zapytał oskarżony. - Nie pamiętam - odparł Tomasz. - To mnie chyba jacyś emeryci napadli! - skomentował te zaniki pamięci oskarżony. Podobnie niepamięcią próbował najpierw zasłaniać się Krzysztof G. - Czy często zdarza się świadkowi uczestniczyć w strzelaninach? - zapytał go sędzia Mąka. - Nie - odparł G.

- Więc proszę nie zasłaniać się tym, że minął rok i mówić - po tym pouczeniu "udało się" świadkowi co nieco przypomnieć. Piotr K. poprosił go o to samo - pomoc w "rozwiązaniu" zatargu. Krzysztof G. zabrał ze sobą kij. - Tam biegał pies, więc dlatego go wziąłem - tłumaczył. - Dla sądu nie jest typowym fakt, że na niedzielne spotkanie ze znajomymi idzie pan z kijem - zauważył sędzia i przypomniał, że we wcześniejszych zeznaniach o psie mowy nie było, ale był za to plan wybicia szyby w piwnicy. - Możliwe, że tak było... - przyznał G.
Pełny obraz sprawy pokazał monitoring ze szkoły, która mieści się naprzeciwko miejsca zdarzenia. Nagranie potwierdza, że grupa mężczyzn nachodzi najpierw piwnicę, a po dwóch minutach biegną do samochodów. Jeden z nich kuleje, ledwo idzie. - Ja siebie tu nie rozpoznaję - odparł Partyk L., pytany, czy to on tak kuleje. Rozpoznał go jednak inny świadek.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!