Miło nam poinformować, że wśród najlepszych kucharzy-amatorów MasterChefa znalazła się Katarzyna Jezierska, która na co dzień mieszka w Nosibądach koło Grzmiącej i jest nauczycielką w jednej ze szczecineckich szkół. To już jubileuszowa, 10. edycja programu kulinarnego MasterChef na antenie telewizji TVN. Dziś (3 października) o godz. 20 zobaczmy kolejny odcinek z udziałem pani Katarzyny.
CZYTAJ TEŻ:
O możliwość udziału w dalszych częściach programu pani Katarzyna rywalizowała w eliminacjach z 28 innymi kucharzami, którzy wcześniej przeszli przez sito onlinowego castingu. „Przez internet” przygotowała stek wołowy i mule. Już na wizji przepustkę do finału dał naszej bohaterce grillowany bakłażan z wędzonym boczkiem i parmezanem.
Teraz kolejne etapy kulinarnych zmagań, w kolejne niedziele uczestnicy będą przygotowywać kolejne potrawy, a najlepsi przejdą do następnych odcinków. Aż do wielkiego finału.
- To był fantastyczny wieczór, bardzo serdecznie wszystkim dziękuję za ogrom ciepłych słów, wsparcie, kibicowanie i aż sama się boję co będzie dalej – pisze Katarzyna Jezierska.
Skąd zamiłowanie do gotowania? – Od kiedy pamiętam, lubię kucharzyć – pani Katarzyna, jako mama piątki dzieci, wie także, jaki to wyzwanie, aby sprostać różnym gustom. Choć potrafi przygotowywać takie specjały, że dzieciom nic się nie nudzi, nie grymaszą i z talerzy znika wszystko (tylko pozazdrościć). Nawet przysłowiowe kartofle można przecież podać na sto sposobów, a nie jedynie ugotować.
Teraz przed Katarzyną Jezierską kolejne odcinki MasterChefa, zapraszamy do oglądania w niedzielne wieczory.
Nosibądy to zagubiona wioseczka na krańcu gminy Grzmiąca. Wszędzie stąd daleko. Ale to miejsce państwo Katarzyna i Jacek Jezierscy, znany malarz i tatuażysta, wybrali na swoje miejsce na Ziemi. Bo Nosibądy nieodparty urok, magię jakąś, która sprawia, że ciągną tu ludzie. Są i Ślązacy, mieszkańcy wielkich miast szukający ciszy i spokoju.
Ona pochodzi z Jastrowia, on z Wrocławia, choć całe dzieciństwo spędził w Czaplinku. Niby niedaleko Nosibądów, ale jednak jakby w innej galaktyce. – Przyznam, że zdecydowała ekonomia, bo szukaliśmy domu do zamieszkania, a w tutaj po prostu było tanio – wspomina pan Jacek, który z żoną mieli już dość gwaru wielkiego miasta, w którym spróbowali żyć.
– Mój ojciec we Wrocławiu do pracy jedzie półtorej godziny, ja do Szczecinka może z 30 minut – mówi.
Ale nie tylko to wyróżnia Jezierskich z wielu uciekinierów w metropolii. Pomyślicie, kolejne mieszczuchy, którym zamarzyła się sielanka z dala od cywilizacji. Pewnie kozy hodują i żyją z agroturystyki. No, nie do końca. Pan Jacek jest bowiem… malarzem i – co wcale nie tak oczywiste w dzisiejszych czasach – utrzymuje z tego siebie i swoją rodzinę.
Odszedł Janusz Rewiński
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?