Ulica Grottgera w Sławnie. Ciąg starych kamienic. Na strychu jednej z nich w malutkich oknach tuż pod samym dachem wiszą firanki. Aż trudno uwierzyć, że gdzieś tam znajduje się mieszkanie. Na górę prowadzą stare schody, w powietrzu czuć wilgoć, wokół obdrapane ściany. - Nikomu chyba nie przyszłoby do głowy, że ktoś tu może żyć. A jednak - Katarzyna Pasik otwiera drzwi do niewielkiego pomieszczenia, które od ponad 3 lat jest mieszkaniem dla jej pięcioosobowej rodziny.
Zaraz przy drzwiach stoi zlew, kuchenka gazowa, ledwo można się obrócić, dalej przejście do pokoiku, którym oprócz łóżka, małej ławy i mebli nic się nie mieści. Tu stoi piec, w którym można jeszcze rozpalić, ale dwa łóżka dla dzieci wstawione są w dawnej spiżarce, na gołych deskach przykrytych dywanem. Latem wytrzymać tu nie można z gorąca lejącego się z dachu, zimą jest tak przeraźliwie zimno, że dzieci bez przerwy chorują. - Tak żyje normalna polska rodzina. Mamy pracę, ale nie stać nas na własne mieszkanie. Kredytu nie dostaniemy, stancji z trójką dzieci nie znajdziemy. Żyjemy więc w tej norze i płaczemy. Nie chcemy przeżyć tu kolejnej zimy, bo to jakiś koszmar - mówi pani Katarzyna.
Jej mąż żyje tu od dziecka, pani Kasia z dziećmi od ponad trzech lat. Bliźniaki mają 4 lata, młodszy syn 20 miesięcy. Kiedyś chcieli rozpocząć normalne życie w Holandii, ale raz jeszcze chcieli dać sobie szansę w ojczyźnie. W ubiegłym roku wzięli ślub, złożyli podanie do miasta o jakieś lokum. Na razie bez efektu.
- Tutaj wszystko się sypie, znowu wychodzi wilgoć, wyrzuciliśmy wszystkie dywany, bo to jeden grzyb. Nie mamy ogrzewania, cieplej wody, wentylacji, łazienki. Toaleta jest na korytarzu, a myjemy się w misce. Mamy tu myszy i szczury. To jakiś koszmar - załamuje ręce mieszkanka Sławna. - Dzieci już chorują na zapalenie oskrzeli, a to dopiero początek, bo w zeszłym roku lądowaliśmy w szpitalu siedem razy z zapaleniem płuc i przeprowadzono badania, które wykazały, że to grzyb jest powodem chorób. To dla dzieci walczymy - mówią państwo Pasikowie. Ich uwagi podzieliła działająca przy sławieńskim ratuszu Społeczna Komisja Mieszkaniowa. "Sytuacja mieszkaniowa jest tragiczna i zagraża bezpieczeństwu zamieszkałych tu osób" - czytamy w piśmie z tego roku.
- Problem w tym, że w mieście mamy mieszkania z stanie złym, bardzo złym lub tragicznym - mówi burmistrz Sławna Krzysztof Frankenstein, z którym rozmawialiśmy o problemie pięcioosobowej rodziny z ulicy Grottgera. - W tym przypadku naprawdę robimy co w naszej mocy, bo w mniej niż rok po złożeniu wniosku zaproponowaliśmy tym państwu inne mieszkanie w wyremontowanej kamienicy przy ulicy Chełmońskiego. Dwa pokoje i kuchnia, jedyny mankament, że na poddaszu - informuje burmistrz.
Katarzyna Pasik jednak odpiera: - To zbyt mała powierzchnia, w dodatku znowu bez łazienki i bez jakichkolwiek szans na jej stworzenie. My naprawdę nie czekamy na jakieś luksusy. Może być to lokal do kapitalnego remontu. Sami się tym zajmiemy. Byleby można było w nim stworzyć normalne warunki do życia dla rodziny z trójką małych dzieci - odpiera nasza rozmówczyni.
- Rozumiem obecną sytuację państwa Pasików, ale lokal przy Chełmońskiego można było potraktować jako tymczasowy i czekać dalej, na to co uda się nam w tej sprawie zrobić. A teraz naprawdę nie wiem, kiedy będę w stanie zaproponować coś innego - rozkłada ręce burmistrz.
- My naprawdę nie decydowalibyśmy się na nagłaśnianie sprawy, gdyby nie fakt, że jesteśmy już wykończeni tą sytuacją. Liczę na to, że znajdzie się w tym mieście ktoś, kto nam pomoże, ktoś, kto wyciągnie do nas rękę, bo dłużej tak żyć naprawdę się nie da - wzdycha Katarzyna Pasik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?