22 września 1981 roku. Wieczorem z Warszawy startuje do Koszalina dwusilinikowy AN-24. Na pokładzie oprócz załogi jest kilkudziesięciu pasażerów, w przeważającej części koszalinian wracających do domu.
Spokojny, wręcz nudny lot, który skończyć się miał za około 50 minut, zmienia się w koszmar niedługo po starcie. Z miejsc wstają trzej mężczyźni oraz kobieta i ogłaszają, że porywają samolot i lecą do Berlina Zachodniego. Są niezwykle brutalni. Załogę i pasażerów terroryzują ostrymi narzędziami i benzyną, którą wylewają na pokład. Torturują stewardessę, a jedenemu z pasażerów - aby zmusić załogę do realizacji i ich planów - zaciskają na szyi pętlę.
Wśród pasażerów jest Zdzisław Pacholski, znany artysta-fotografik z Koszalina. - Wszyscy się baliśmy, a najbardziej ci porywacze, co zresztą było najbardziej niebezpieczne - wspomina po latach. - Widać było, że to amatorzy, że właśnie przekroczyli granicę, która ich przerasta. A swój strach pokrywali na zmianę agresją i paniką. Nigdy nie zapomnę jednego z nich, który stał obok mnie z zapaloną zapalniczką, w wielkiej kałuży benzyny. Ręce mu się tak trzęsły, że w każdej chwili mógł ją opuścić. Żegnałem się już z życiem - dodaje.
Samolot nie wylądował w Berlinie, a w Warszawie, gdzie do akcji wkroczyli antyterroryści, którymi dowodził Jerzy Dziewulski. - Pamiętam tamto odbicie. Potem jego przebieg został wykorzystany w serialu „O7 zgłoś się”. Tak jak w filmie do samolotu dostaliśmy się, gdy ten jeszcze kołował - mówi Jerzy Dziewulski.
Dlaczego porwany samolot nie doleciał do Berlina Zachodniego? Kto został poważnie ranny w trakcie odbicia? Jak to dramatyczne wydarzenie zapamiętali Zdzisław Pacholski i Jerzy Dziewulski? O tym wszystkim dowiecie się z naszej publikacji. Szukajcie jej w najbliższy piątek w naszym Magazynie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?