Piotr Polechoński

Aktorem się nie bywa. Jest się nim cały czas

Wojciech Pszoniak z widzami  spotkał się w ramach cyklu „Zawód: aktor” w koszalińskim City Boksie.  Publiczność nie zawiodła, wypełniła całą salę po Wojciech Pszoniak z widzami spotkał się w ramach cyklu „Zawód: aktor” w koszalińskim City Boksie. Publiczność nie zawiodła, wypełniła całą salę po brzegi i żywo reagowała na słowa aktora. - Ja nie wykonuję zawodu aktora. Ja jestem aktorem - mówił.
Piotr Polechoński

Znakomity aktor Wojciech Pszoniak spotkał się z koszalińską publicznością. - To, co robimy musi mieć sens - przekonywał

O Andrzeju Wajdzie

- Andrzej Wajda, był dla mnie bardzo ważnym człowiekiem. Nie muszę zresztą tego mówić, wystarczy spojrzeć na ilość filmów i przedstawień przez niego wyreżyserowanych, w których zagrałem. Ważny z tego prostego powodu, że życia nie można wyreżyserować, o czym współcześnie zapominają niektórzy politycy. W związku z tym dla młodego aktora takie spotkanie jak to moje z Wajdą, było kluczowe dla mojej kariery, bo młodzi potrzebują wsparcia, pokazania kierunku i to Wajda w moim przypadku zrobił, a efektem tego była nasza długa współpraca.

O początkach

- Czy był taki jeden moment, w którym poczułem, że to aktorstwo będzie tym, co będę chciał robić w życiu? To dość skomplikowana sprawa, bo jako młody chłopak wszystkiego próbowałem, wszystkiego chciałem dotknąć i się przekonać, że to jest właśnie to, co w przyszłości pozwoli mi na ciągły rozwój, na ciągłe pokonywanie granic, na nieustanne robienie czegoś ponad standard. I jak tak próbowałem, interesowałem się tym, lub tamtym, to moja intuicja podpowiadała mi, że to jeszcze nie jest to, że czegoś mi brakuje. I dorastając bałem się podjąć decyzję, co będę dalej robić, bo wokół siebie, wśród mojej rodziny, widziałem dużo osób, które podjęły złą decyzję i potem męczyły się przez całe życie. A ja nie potrafiłbym robić czegoś, co nie daje mi satysfakcji. Najbardziej bałem się sytuacji, że będę robił coś, w czym nawet będę bardzo dobry, ale że w którymś momencie robienia tego czegoś zatrzymam się i nie pójdę dalej. I właśnie wtedy jedyną rzeczą, która mnie pociągała i dawała mi pewność, że będę tutaj mógł ciągle robić coś „ponad” było aktorstwo. Poświęciłem się więc tylko temu.

O aktorstwie teatralnym i filmowym

- Prawdziwe aktorstwo jest tylko w teatrze. Jeżeli powiemy, że jest aktorstwo filmowe to ono jest, ale to jest zupełnie co innego. W teatrze władcą jest aktor, to on zostaje z publicznością i inicjuje coś, co jest jedną z najpiękniejszych rzeczy w naszym życiu, czyli bezpośrednią relację człowieka z człowiekiem . To jest rzecz nieporównywalna do tego, co się dzieje przy pracy nad takim, czy innym filmem, z najwybitniejszym nawet reżyserem. Ja kocham film, bardzo lubię kino, ale to jest kompletnie różna rzecz od tego, co się dzieje na deskach teatru. W filmie jest tak, że to nie aktor, ale reżyser później, na stole montażowym, decyduje, które ujęcie do filmu trafi, a które nie. Że znajdzie się w nim moje spojrzenie, choć mój gest ręką był w tym momencie ważniejszy. To manipulacja, na którą się wszyscy godzimy.

O Morycu Weltcie z „Ziemi Obiecanej”

- Nie od początku było pewne, że zagram tę właśnie postać i to z kilku powodów. Gdyby Moryc Welt były pokazany jako ktoś, kto podpala fabrykę Borowieckiego, a są takie sugestie w powieści Reymonta - która przecież ma wydźwięk antysemicki - to na pewno bym odmówił jej zagrania. Nie ma takiej opcji, abym zrobił coś przeciwko sobie. Powiedziałem wtedy Wajdzie, że nie będę przykładał ręki do czegoś, co byłoby potwierdzeniem banału i fałszywego obrazu, że Żyd to liczy pieniądze i oszukuje, Polak pije wódkę i ma pawie pióro, Niemiec je kiełbasę i opowiada kiepskie dowcipy. I Wajda się wtedy zgodził ze mną, czyli nie jest tak, że aktor filmowy nie ma wpływu na wydźwięk filmu. Ale do dziś nie wiem dlaczego wpadł on na pomysł, abym to ja zagrał tę postać, bo wielu było przeciwko, abym to ja zagrał Moryca Welta. Ale Wajda miał niesamowitą intuicję, takie połączenie z Panem Bogiem i wymyślił sobie, że ostatecznie ja zagram. Choć i on początkowo miał inną wizję, bo pierwotnie zakładał, że Welta zagra Jerzy Zelnik, a ja miałem odtworzyć postać starego Zuckera.

O tym, co mówi studentom szkoły filmowej

- Co mówię studentom, gdy mam z nimi zajęcia? Nie mówię im, jakie rolę mają wybierać, bo tego nie wiem, mówię im za to, czego powinni unikać. A najważniejsze, co im mówię to to, że cokolwiek by nie robili w tym zawodzie to zawsze musi mieć to sens. Żeby ciągle szukali wyzwań, które pociągną ich w górę, w „ponad standard”, a nie utwierdzą ich w tym, w czym w danym momencie się znajdują. Naprawdę na robienie rzeczy bez sensu szkoda czasu. Rzecz jasna można wystąpić w czymś wbrew sobie, bo trzeba na przykład dokończyć basen przy domu. Ale czy o to w tym wszystkim chodzi? Mówię więc im też, że trzeba się szanować, bo aktorem nie jest się tylko od 9 do 16, ale cały czas, podobnie jak lekarz. To, że opuszcza szpital nie oznacza, że przestaje być lekarzem. Ja zawszę powtarzam, że nie wykonuję zawodu aktora. Ja jestem aktorem.

Piotr Polechoński

Dziennikarz „Głosu Koszalińskiego”, politolog, absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego, autor szeregu książek o koszalińskiej historii i tożsamości, w tym „Sekretów Koszalina”, za którą dostał Nagrodą Prezydenta Miasta Koszalina za osiągnięcia w dziedzinie kultury za rok 2017. Laureat dwóch nagród za odkrywanie lokalnej historii i jej popularyzację. W 2005 roku otrzymał „Koszalińskiego Orła”, a w roku 2014 wyróżniony został przez Koszalińskie Stowarzyszenie Przedsiębiorców „Gospodarni”. 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.