Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nielegalne dorsze na kutrze z Kołobrzegu

Marcin Barnowski [email protected]
achiwum
Pół tony nielegalnych dorszy znaleźli słupscy inspektorzy na kołobrzeskim kutrze przy centrum sprzedaży ryb. Centrum stworzone przy unijnym wsparciu, by eliminować takie przekręty, zarzeka się, że nie ma z tym nic wspólnego.

Zdarzenie miało miejsce dwa tygodnie temu, lecz sprawę ujawniono dopiero teraz. Na jednym z internetowych stron rybackich pod artykułem o miliardach złotych z Unii Europejskiej na polskie rybołówstwo ktoś zamieścił wpis o "żenującej wpadce" w Kołobrzegu.

Informowano, że inspektorzy rybołówstwa ze Słupska wspólnie z pogranicznikami skontrolowali kuter z Kołobrzegu, na którym znaleźli nielegalnie złowione dorsze. Odbiorcą ryby miało być... lokalne centrum pierwszej sprzedaży ryb, popularnie zwane giełda rybną. Koncesjonowane przez ministra, a prowadzone przez kołobrzeską Grupę Producentów Ryb. Już wkrótce w Polsce ryby od rybaków będą mogły skupować wyłącznie takie centra. Właśnie po to aby gwarantować legalność sprzedaży.

"Omamili ministra, żeby zdobyć monopol na handel. Jeśli ukarze się armatora kutra i odbierze prawo do rekompensaty, to jak ukarana zostanie giełda? Czy w naszym kraju nie ma ani jednej uczciwie działającej instytucji? - pytał internauta.

Według niektórych dyskutantów, właśnie z uwagi na możliwe poważne konsekwencje, także polityczne, sprawie "będą ukręcać łeb".

Te możliwe konsekwencje, to przede wszystkim kara dla właściciela kutra, skądinąd członka kołobrzeskiej Grupy Producentów Ryb, zarządzającej giełdą. Może przekroczyć nawet 100 tys. zł. Gdyby okazało się, że to centrum pierwszej sprzedaży miało być odbiorcą, minister mógłby na tej podstawie nawet odebrać koncesję. To z kolei skutkowałoby koniecznością oddania pomocowych funduszy unijnych na jego uruchomienie, w kwocie około miliona złotych.

- To niemożliwe! To mi się w głowie nie mieści, żeby ktokolwiek ryzykował takie konsekwencje dla kilkuset kilogramów dorszy - komentuje Jerzy Safader, właściciel firmy skupującej ryby od rybaków.

Jak ustaliliśmy kuter Koł - 180 faktycznie został skontrolowany przy nabrzeżu kołobrzeskiej giełdy, do której faktycznie sprzedawał ryby, ale jak zapewnił nas jej prezes, Marcin Radkowski, były to wyłącznie śledzie, a nie dorsze. Dlatego ostro zareagował i zagroził wyciągnięciem konsekwencji prawnych wobec rozpowszechniających informacje, że kołobrzeska aukcja była zamieszana w aferę dorszową.

- Absurd. Niby co mielibyśmy zrobić z tym nielegalnym dorszem? - mówi prezes Radkowski. - To przypadek, że rybacy zostali złapani koło nas i myślę, że była to samowolka załogi. Znam armatora. To nasz członek, uczciwy człowiek, emeryt. Od dawna już nie pływa. Z tego, co wiem te dorsze były poza ładownią. Możliwe więc, że załoga złowiła je nielegalnie bez zgody szefa, żeby je na lewo sprzedać i dorobić sobie przed planowanym remontem jednostki.

Słupski Inspektorat Ochrony Rybołówstwa wszczął postępowanie w tej sprawie.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!