Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Horror zamiast zabawy. Rakietnice sąsiada wystrzeliły w dom

Inga Domurat
Minionego sylwestra Ireneusz Fabiszak długo nie zapomni. Jego rodzina przeżyła koszmar. Trzy rakietnice, zamiast wystrzelić w niebo, poleciały wprost na Fabiszaków i na ich dom.
Minionego sylwestra Ireneusz Fabiszak długo nie zapomni. Jego rodzina przeżyła koszmar. Trzy rakietnice, zamiast wystrzelić w niebo, poleciały wprost na Fabiszaków i na ich dom. archiwum
Minionego sylwestra Ireneusz Fabiszak długo nie zapomni. Jego rodzina przeżyła koszmar. Trzy rakietnice, zamiast wystrzelić w niebo, poleciały wprost na Fabiszaków i na ich dom.

- Ostatnią noc, już minionego roku, spędzaliśmy w domu, rodzinnie - opowiada Ireneusz Fabiszak z Daszewa pod Karli-nem. - Skoro my nigdzie nie szliśmy na zabawę, to najbliżsi przyszli do nas, rodzeństwo zostawiło u nas swoje dzieci. Razem z naszymi, mieliśmy ich pod opieką dziewięcioro. Najmłodsze sześć lat, najstarsze 14. Wszystkie czekały aż wybije północ i na moment puszczania sztucznych ogni.

Podekscytowanych dzieci nie trzeba było namawiać do wyjścia z domu o północy. Dosłownie kilkadziesiąt metrów dalej sąsiad robił imprezę w byłej remizie i też szykował się do odpalenia petard. - Specjalnie weszliśmy na taką górkę, żeby lepiej widzieć jego pokaz i wtedy zaczął się koszmar - relacjonuje pan Ireneusz. - Odpalone rakietnice nie poleciały w niebo, lecz w naszą grupkę i w nasz dom. To była potężna siła rażenia. Ogromny huk. Żywy ogień. Rakiety świstały między nami. Dzieci były przerażone. Jednemu zapaliło się futerko na butach, drugiemu wełniana czapka. Pod samochodem poszły iskry, rakieta trafiła w dom. W elewacji mam dziury na głębokość trzech centymetrów i średnicy pięciu. Szok. Dzieci były tak przestraszone, tak ogłuszone tym wszechobecnym hukiem, że nie reagowały na moje wołania. Jakoś cudem udało nam się je szybko znaleźć w domu. Cudem też nikomu z nas nic się nie stało. Oczywiście fizycznie, bo trauma pozostała. Dzieci już bezpieczne w domu zaczęły się mnie pytać, dlaczego ten pan chciał nas zabić. Bo tak to właśnie wyglądało, jak celowe działanie.

Sprawa dla policji

Ireneusz Fabiszak zaalarmował policję. Przyjechali funkcjonariusze z karlińskiego komisariatu. Zabezpieczyli ślady. Wykonali oględziny miejsca zdarzenia. - W sobotę poszedłem złożyć zawiadomienie i zeznania, bo to co się zdarzyło w sylwestra było zagrożeniem zdrowia i życia mojej rodziny - dodaje pan Ireneusz. - Dzieci cały czas zachowują się nieswojo. Straciliśmy też psa. To młody, prawie roczny kundel, krzyżówka wilka z husky. Nigdy wcześniej nie słyszał takiego huku. Musiał się przestraszyć i uciekł. Nie wrócił do domu. Nie wiemy, gdzie jest, czy żyje. Dzieci bardzo rozpaczają.

W noc sylwestrową ucierpiało też mienie Fabisiaków. W elewacji jest kilka solidnych dziur. Podwozie samochodu jest nadpalone.

- Potwierdzam, funkcjonariusze z karlińskiego komisariatu prowadzą postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Trwają przesłuchania świadków - informuje Anna Kakareko, rzecznik białogardzkiej policji.

Próbowaliśmy porozmawiać z sąsiadami Fabisiaków, organizatorami sylwestrowej imprezy w byłej remizie, sprzed której niebezpiecznie odpalone zostały rakietnice, by usłyszeć ich wersję zdarzeń. Spytać, czy za bezspornie wyrządzone szkody, zamierzają powiedzieć chociaż „przepraszam”. Niestety, we wtorek nie odbierali telefonu, choć dzwoniliśmy wielokrotnie.

Popularne na gk24:

Gk24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!