Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wciąż wiemy zbyt mało. Wspomnienia rodziców Michała Stachowicza

Rafał Nagórski [email protected]
Od momentu zaginięcia to zdjęcie Michała wciąż stoi na stole w największym pokoju państwa Stachowiczów.
Od momentu zaginięcia to zdjęcie Michała wciąż stoi na stole w największym pokoju państwa Stachowiczów. Rafał Nagórski
- Będziemy mogli pochować syna, zapalić świeczkę na grobie, ale nadal nie wiemy, co stało się tej feralnej nocy - mówią rodzice Michała Stachowicza. Poniżej fragmenty ich rozmowy z naszym dziennikarzem.
Torba Michała, którą rodzice przywieźli z feralnego sylwestra wciąż nie jest rozpakowana.
Torba Michała, którą rodzice przywieźli z feralnego sylwestra wciąż nie jest rozpakowana. Rafał Nagórski

Torba Michała, którą rodzice przywieźli z feralnego sylwestra wciąż nie jest rozpakowana.
(fot. Rafał Nagórski)

Poszukiwania Wojciech Stachowicz: Najwięcej działo się w pierwszych dniach od zaginięcia. Cały styczeń, cały luty jeździłem i go szukałem po wszystkich
ośrodkach. Dostawaliśmy różne wiadomości od jasnowidzów, tarocistów z całej Polski. Niektóre były wręcz nieprawdopodobne, że ktoś widział Michała, rozmawiał z nim nawet, albo, że nasz syn pracuje gdzieś w centralnej Polsce. Wszystko zakończyło się pod koniec lutego. Ostatnia wiadomość od pana Krzysztofa Jackowskiego była taka, że Michał nie żyje, narysował mapkę w porcie koło stoczni, zaznaczył miejsce, w którym należy szukać. Zadzwoniłem do ochotniczego pogotowia nurkowego z Koszalina, sprawdzaliśmy awanport. Panowie musieli wycinać lód piłami. Nic nie znaleźli.

Monitoring
Wszyscy zaczęliśmy od wyszukania kamer monitoringu i sprawdzenia, co on pokazuje. Kamery filmujące brzeg kanału, pokazały, że nie było tam nikogo, kto by się od tej strony zbliżał do wody.

Widać było za to postać idącą główną ulicą Zwycięstwa w stronę jednostki wojskowej. Na pierwszej kamerze na pewno to był nasz syn. Zresztą na tej kolejnej pokazującej przystanek autobusowy, to pewnie też był on. Nie spotyka się dwóch facetów w krótkim rękawku niosących marynarkę na plecach. Pewnie tam Michał doszedł do plaży. Tam to się wszystko urwało. Jak liczyliśmy, po drodze minęło go ponad 80 samochodów. Dziwne, że nikt nic nie pamięta.

Czekanie
W lipcu dowiedzieliśmy się, że na wydmach w Darłówku Zachodnim znaleziono ludzkie szczątki. Nas oczywiście na początku o tym nie poinformowano. Dopiero z czasem dowiedzieliśmy się, że wiążą tę sprawę z Michałem. Sami pytaliśmy się na policji, czy coś ustalono. Cały czas mówili nam, że nie mają wiedzy, bo zajmuje się tym prokuratura w Koszalinie i, że jeśli będą już wyniki badań tych szczątków,
to nas poinformują. Informację dostaliśmy 3 stycznia.

Od lipca cały czas myśleliśmy: Michał to, czy nie Michał. I mieliśmy nadzieję, że to nie on. Jeden i drugi jasnowidz też podtrzymywał nas na duchu, że Michał jest gdzieś w Polsce, stracił pamięć, ale żyje.

Wyniki
Prokurator przedstawił nam wyniki specjalistycznych badań potwierdzających, że szczątki, a dokładniej kości ręki, znalezione w lipcu minionego roku w Darłówku należały do naszego syna. To zamyka pewien etap, ale dopiero otwiera listę pytań, na które możemy już nigdy nie znaleźć odpowiedzi. Poinformowano nas, że specjalistyczne badania wykazały, że ręka została oderwana od ciała bez udziału osób trzecich, w momencie, gdy syn już nie żył. Ale dla nas jest troszkę dziwne, że na podstawie kilku kości przedramienia ktoś udowadnia, że do śmierci Michała nikt się nie przyczynił. Cały czas rodzą się nam pytania. Gdzie znajdują się pozostałe kości?

Śledztwo
Wiemy, że rok czasu minął, że każdy może powiedzieć teraz, że nie pamięta. Tylko, że wszystkie fakty nie kleją się nam. I z tego co wiemy, prokuratura nie zrobiła badań jak znalazły się te kości - wcale nie na plaży, tylko na wydmach - 40 metrów od brzegu. Czy był powołany biegły, który stwierdził, że w tamtym okresie czasowym morze mogło wyrzucić ciało tak daleko? Z opinii, które otrzymaliśmy wynika, że nie ma śladów zwierząt na kościach, czyli zwierzęta nie przyniosły, a wiemy bardzo dobrze, że nawet jeśli ptak by przeniósł tę kość to byłby ślad. W opinii biegłego jest napisane, że nastąpiła erozja kości pod wpływem wody i piasku. Jakiej wody? Nikt nam tego nie powiedział.

Podejrzenia
Wojciech Stachowicz: Ja troszkę znam rybaków z Darłowa, sam też pływałem na kutrze. Nawet jakby Michał wpadł do kanału, to nierealne jest, żeby morze wyrzuciło kości kilkadziesiąt metrów dalej na plaży. Są prądy przyjęte, że albo wypływają w Dąbkach, albo w Jarosławcu. Sam nie wiem co podejrzewać. Ciągle się rodzi pytanie: jak zginął. Dlaczego pies doprowadził do środka plaży, a kości są 400 metrów dalej?

Żal
Jeżeli ginie człowiek to prokuratura po to jest, aby zbadać dogłębnie, co się wydarzyło. Ja rozumiem, że nikt nie jest cudotwórcą, nikt nie ma rentgena w oczach, ale pewne poczynania, pewne stwierdzenia ludzi znających się na zjawiskach atmosferycznych powinny być brane pod uwagę.

Stwierdzenie, że syn zginął nie kończy dla nas sprawy. Sądzimy, że dla wielu innych ludzi znajdujących się w naszej sytuacji to też nie byłoby zakończenie sprawy. My zakończyliśmy dopiero pewien etap. Całe szczęście wiemy co się stało z naszym synem, ale nie do końca.

Nadzieja
Do końca wierzyliśmy, że Michał odnajdzie się żywy. Każdy chyba żyje taką nadzieją. Człowiek w zależności od tego w jakim jest nastroju, w zależności od tego jakie myśli go trapią, różnie o tej sprawie myślał. My już coś wiemy, ale współczuję tym ludziom, którzy nie wiedzą. Współczuję i nie chciałabym
być w skórze ludzi, którzy po 20,30 lat czekają na jakiekolwiek informacje. Tego nie da się opisać. Ten, kto nie przeżył takiej sytuacji nie będzie wiedział, co ten drugi człowiek w tym momencie czuje.

Wspomnienia
Michał był spokojny. Pewnie jak w każdym domu bywały nieporozumienia, ale to nie było nic nadzwyczajnego. Jeździliśmy na zawody wędkarskie, był zawsze cichy. Poszedł, zrobił, przyniósł. Nikt złego słowa na niego nie powie. Nie mieliśmy z nim problemów. Normalne, dobre dziecko. Miał sporo kolegów i na studiach i tu, gdzie mieszkał. Często się spotykali. Tak jak młody 24- letni człowiek, utrzymywał masę kontaktów ze swoim rówieśnikami.

Nie podejrzewamy, by mógł popełnić samobójstwo. Jego zachowanie nigdy nie wskazywało na to, żeby mógł targnąć się na swoje życie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!