Ponad połowa mieszkańców tej niewielkiej wsi na Pomorzu środkowym, w powiecie sławieńskim, niedaleko Darłowa, to wierni Kościoła polskokatolickiego. Co niedzielę idą więc na mszę, w szkole ich dzieci mają religię z proboszczem Dominikiem Gziełą, obchodzą kościelne święta. Katolicy jak wielu Polaków? I tak, i nie. Wierni Kościoła polskokatolickiego szanują papieża w Watykanie, ale nie uznają jego prymatu o nieomylności w kwestiach wiary i moralności. No i - to chyba najważniejsze - spowiedź tutaj jest ogólna, a grzechy wyznaje się w swoim sercu. Ach, jeszcze jedno, ksiądz ma żonę i dwoje dzieci.
- Szczęść Boże, księże proboszczu!
- A dziękuję, zapraszam do mnie - otwiera drzwi swojej plebanii proboszcz Dominik Gzieło, 72-latek już od 39 lat sprawujący posługę pasterską właśnie w Bukowie Morskim.
Plebania mieści się tuż za kościołem pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusa. To stary, gotycki obiekt, wybudowany w średniowieczu przez zakon cystersów.
Znajduje się nawet na liście Europejskiego Szlaku Cystersów. Świątynia nie jest duża, ma swoją wspaniałą historię, jakich jednak przecież sporo na Pomorzu. Tyle że ta w Bukowie Morskim to właśnie kościół polskokatolicki.
- A tak, to normalne, każdy, kto do nas przyjedzie, a w wakacje zawsze tych gości mamy więcej, gdy zauważy, że kościół nie jest rzymskokatolicki, ale polskokatolicki, od razu truchleje i pyta, czy można wejść i jakie są różnice. One są. Ale ja zawsze na początku mówię tak: zbawić się można w każdym Kościele - opowiada ksiądz Dominik.
Ukończył seminarium duchowne w Krakowie. Studiował m. in. z księdzem Kazimierzem Bednarskim z Koszalina, znanym, cenionym, nieżyjącym już duszpasterzem z koszalińskiego kościoła pw. św. Ducha. Szybko jednak rzucił sutannę.
- Tak, byłem księdzem rzymskokatolickim. Ale zawarłem związek małżeński. Często tak się to, niestety, kończy - uśmiecha się.
- Nadal jednak służę Bogu, ale w Kościele polskokatolickim, który ma również wspaniałą historię, choć dziś już nie ma takich różnic między nim a Kościołem rzymskokatolickim, jak jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku. To przecież nasze msze były zawsze po polsku i z księdzem odwróconym twarzą do wiernych. W Kościele rzymskokatolickim msze były wtedy jeszcze po łacinie, a ksiądz odwrócony był plecami do wiernych. No i w Kościele polskokatolickim nie ma celibatu.
Jak w sercu rzymskokatolickiego regionu uchowała się ta jedna 450-osobowa wieś, w której istnieje parafia polskokatolicka i w której większość mieszkańców jest właśnie tego wyznania? O! To jest zagadka, którą próbuje wraz z nami rozwiązać nasz przewodnik po parafii.
- Musimy się cofnąć najpierw do roku 1945, a dokładniej do marca owego czasu, gdy administracja państwowa tutaj została przejęta przez Armię Czerwoną. Musimy też zahaczyć o rok 1956, gdy zaczęli tu przyjeżdżać pierwsi Polacy, oraz o rok 1964, gdy wreszcie przysłano tu pierwszego proboszcza polskokatolickiego - zaczyna proboszcz Gzieło.
Siada na krześle przy stole przykrytym białą, piękną serwetą, opiera się łokciem, poprawia okulary, przygotowując się do długiej opowieści. Stary zegar wybija właśnie pełną godzinę, a czajnik kończy gotować wodę na herbatę.
Zaraz po zakończeniu II Wojny Światowej powstało w Bukowie Morskim Państwowe Gospodarstwo Rolne, w którym pracę rozpoczęli wciąż mieszkający tu Niemcy.
- Było ich nawet sporo, a tę wiedzę mam w zasadzie z pierwszej ręki, ponieważ gdy tu przyjechałem, w Bukowie Morskim mieszkały jeszcze trzy autochtonki. Jedna z nich ma dziś ponad 90 lat. I to one opowiadały mi, jak tu to wszystko wyglądało - zdradza ksiądz Dominik.
Mijały miesiące, coraz więcej Niemców wyjeżdżało z tych stron za Odrę, tymczasem gospodarstwo potrzebowało rąk do pracy.
- Ale dopiero w 1956 roku, a więc 11 lat po zakończeniu wojny zaczęli tu przyjeżdżać Polacy - opowiada proboszcz Dominik. - To byli ludzie zewsząd: Ślązacy, mieszkańcy Wielkopolski, Mazur, rodziny z Płocka, a nawet Krakowa. Przyciągnęła ich tu praca i najważniejsze, mieszkania - kiwa głową duchowny.
W Bukowie Morskim, miejscowości przecież niemieckiej, przed wojną funkcjonowała parafia luterańska. Po wojnie tutejszy pastor musiał uciekać przez Sowietami. Mszy świętych więc nie było, a ludzie sami sobie organizowali jakieś spotkania, ewentualnie do kościoła jechali do Sławna, Darłowa, Koszalina.
- Ostatni pastor ukrywał się tutaj wprawdzie aż do roku 1958, kiedy zmarł, ale odprawiać mszy nie mógł - podkreśla ksiądz Gzieło.
- Był więc tylko kościół jako budynek, byli też Polacy, których łączyła wiara w Boga, ale nie było kogoś, kto by nad tym czuwał - kontynuuje nasz rozmówca.
Prób sprowadzenia do wsi księdza nikt już nie zliczy. Tyle że zawsze odpowiedź z kurii biskupiej docierała taka sama: że wspólnota jest zbyt mała, by wysłać do niej duchownego.
- Mieszkańcy Bukowa Morskiego - a jak wspomniałem, żyli tu przybysze ze wszystkich stron kraju - byli ludźmi wielu wyznań. Łączyła ich wiara w Boga. Ponieważ jednak Kościół rzymskokatolicki nie chciał przysłać tu swojego księdza, zwrócili się o wsparcie do Kościoła polskokatolickiego. I ten w 1964 roku wysłał tu swojego pasterza, Jana Materka. Tak właśnie zaczęła tu funkcjonować parafia polskokatolicka - opowiada proboszcz Gzieło.
Dziś Bukowo Morskie to wciąż ponad 400 mieszkańców, z czego przynajmniej połowa bierze czynny udział w życiu Kościoła.
Wierni Kościoła polskokatolickiego w Bukowie Morskim to przedsiębiorcy, gospodarze, mechanicy, nauczyciele…
- Ten Kościół to przede wszystkim wielka otwartość, nikt nie jest tu wykluczany, każdy jest po prostu mile widziany. I to mnie tu przyciągnęło - opowiada Wojciech Kraszewski, nauczyciel historii, wierny z bukowskiej parafii. - Ksiądz Dominik to odrębna sprawa, to wyjątkowy, a zarazem niesłychanie skromny człowiek. Szczerze mówiąc, to właśnie dzięki niemu czy raczej przez niego poszedłem na studia teologiczne na Chrześcijańską Akademię Teologiczną - zdradza.
Liturgia jest tu identyczna, jak w Kościele rzymskokatolickim. Identyczne są szaty. Księża korzystają też z identycznych lekcjonarzy, święta są w tym samym czasie, a krzyż jest symbolem najważniejszym.
- Oczywiście również zderzamy się z kryzysem powołań. A ponieważ istnieje porozumienie, na podstawie którego księża rzymskokatoliccy nie mogą już sprawować, po odejściu ze stanu duchownego, posługi w Kościele polskokatolickim, ten kryzys nam doskwiera. O tym się rozmawia. Ja też szukam już następcy. Jestem tu 39 lat. To szmat czasu - kończy ksiądz Dominik.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?