Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamil Stoch: Ten medal to ciężka praca mnóstwa osób

Tomasz Biliński, Przemysław Franczak, Pjongczang
Dla Kamila Stocha to trzeci olimpijski złoty medal w karierze.
Dla Kamila Stocha to trzeci olimpijski złoty medal w karierze. Pawel Relikowski / Polska Press
Kamil Stoch został mistrzem olimpijskim na dużej skoczni. Wrażeniami długo dzielił się podczas konferencji prasowej. - Czekałem na ten medal bardzo długo. Ale liczyłem na niego, widziałem, że stać mnie na wiele, że zostałem przygotowany do tych najważniejszych momentów. Czułem po normalnej skoczni, że nie pokazałem wszystkie na co mnie stać. Chciałem skakać tak, jak potrafię najlepiej - opowiadał złoty medalista z Pjongczangu.

Jaka jest różnica między medalami w Soczi, a krążkiem z Pjongczangu?
W Soczi było niesamowicie, ale w Pjongczangu było wyjątkowo. Wielu zawodników było w swojej najlepszej formie. Miałem mnóstwo pracy do zrobienia. Czuję, że oddałem dwa najlepsze skoki, jakie mogłem.

Jaka jest różnica między skoczniami?
Trenując na normalnej skoczni czułem się dobrze, ale nie mogłem znaleźć swojego najlepszego skoku. Po zawodach nie byłem niezadowolony rezultatem, ale musiałem spróbować zrobić wszystko co mogę. Dać z siebie wszystko, całą siłą i energię. Tylko wtedy jesteś w stanie oddać skok, który może dać zwycięstwo.

Kiedyś kibice mieli Adama Małysza, dziś mają Pana.
Relacje z kibicami jest wspaniała. Staram się zrozumieć kibiców. Jestem kibicem piłki i także chciałbym spotkać swoich ulubionych piłkarzy. Fani są ze mną bez względu na wszystko, co jest niesamowite. Dlatego staram się im dać kawałek siebie. Czuję, że oni też są częścią tego sukcesu.

Co powiedział Panu Simon Ammann?
Pogratulował mi i powiedział, że jestem niesamowitym i jestem dla niego inspiracją. Odpowiedziałem mu, że on dla mnie także i jeszcze mi trochę brakuje, by go dogonić. Oczywiście wspólnie się śmialiśmy. Simi jest niezwykłym sportowcem. Nie chcę, żebyśmy sobie słodzili, ale to pozytywny człowiek. Nie poddaje się, wciąż szuka najlepszych skoków. Imponuje mi tym, bo chce zdobywać więcej, mimo bogatej w trofea kariery.

Jakiem wsparciem jest dla Pana żona?
Ogromnym, to wspaniałe, że może być tu ze mną i mnie wspierać. I t tylko tym, że jest. Ewa jest najlepszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałem.

Jak wyglądał Pana dzień, w którym został mistrzem olimpijskim.
W żaden specjalny sposób. Staram się, żeby był taki jak zawsze. Zachować wszelkie aktywności jak co dzień. Ale też nie robić na siłę wszystkiego jak wcześniej. Kolejny dzień w biurze. Wtedy mało rzeczy może mnie zaskoczyć.

Nie wzruszony jest Pan tym medalem.
Czekałem na ten medal bardzo długo. Ale liczyłem na niego, widziałem, że stać mnie na wiele, że zostałem przygotowany do tych najważniejszych momentów. Czułem po normalnej skoczni, że nie pokazałem wszystkie na co mnie stać. Chciałem skakać tak, jak potrafię najlepiej

Słyszał Pan jak skoczyli zawodnicy przed Panem?
Widziałem, że przede mną skaczą daleko, ale tutaj dzieją się różne rzeczy. Dużo zależy od warunków. Widziałem, że nie zrobię nic więcej niż potrafię. Dlatego starałem się zrobił wszystko najlepiej jak potrafię. Normalnie, ale włożyć w to wszystko co mogę.

To był dla Pana tydzień życia pod presją?
Nie, presja jest wtedy, gdy sami ją na siebie nakładamy. Ja starałem sobie jej nie narzucać, na nic się nie nastawiać. Po prostu moim zamiarem było robienie wszystkiego z uśmiechem i wierzyć, że stać mnie na dobre skoki.

Gdy zobaczył Pan, że wieje z tylu, to pomyślał: „To jest mój dzień”?
Nie, nie można tego robić. Zawsze może coś pójść nie tak. Najlepszą drogą jest zamknąć się w myśleniu, że zrobię swoje najlepiej jak potrafię, a później zobaczy się, co mi to da.

Trener Stefan Horngacher w jakiś specjalny sposób Pana nastawiał na konkurs?
Nie, nie musi nas wyciszać. Każdy z nas jest na tyle doświadczony, że wie co ma robić. Zresztą widział, że jestem dzisiaj dobrze dysponowany.

Andreas Wellinger powiedział, że po swoim skoku nie był pewny medalu.
W Soczi zdobyłem medal na dużej skoczni siłą rozpędu. W Pjongczangu trzeba było na niego zapracować. Dosłownie. Przy takim poziomie jaki był i dyspozycji rywali, trzeba było skoczyć najlepiej jak się potrafi. Cieszę się, że przy takim napięciu potrafiłem to zrobić. Tydzień był trudny, co także odbijało się na was dziennikarzach. Ale to też po to, żeby znaleźć dla siebie najlepszą drogę, żeby w takim takich momentach, jak w sobotę, wykonać swoją robotę.

Bardziej cieszyły medale w Soczi czy ten w Pjongczangu?
Każdy medal to radość. Tutaj jest zdecydowanie inaczej. Mnóstwo ludzi się do niego przyczyniło. Im dedykuje to zwycięstwo. To moja żona Ewa, Stefan Horngacher, Grzegorz Sobczyk, Michal Dolezal, Zbigniew Klimowski, Kacper Skrobot, Maciek Kreczmer, Łukasz Gębala, doktor Aleksander Winiarski, Adam Małysz, prezes Apoloniusz Tajner też niech będzie (śmiech). Do tego oczywiście moi rodzice, siostry, kibice, wy, dziennikarze.

Na koniec konkursu na skoczni normalnej mówiliście Stefanowi Huli, że ma medal. Teraz, gdy koledzy doskoczyli do Pana, mówili to samo?
Tak, mówili, ale ja wolałem poczekać, aż się wyświetli.

Jak zbudował Pan pewność siebie po tym, co wydarzyło się tydzień temu?
Ten pechowy konkurs na normalnej skoczni nie zaburzył mojej pewności siebie.

W Soczi także w napięciu czekał Pan na wynik po drugim skoku.
Cztery lata temu wiedziałem, że zepsułem ten skok. W Pjongczangu zrobiłem wszystko co się dało i czekałem na rezultat. Czułem, że zasłużyłem na to zwycięstwo.

Za cztery lata igrzyska w Pekinie.
Nie mówmy jeszcze o tym.

Popompujmy balonik chociaż teraz.
Pompujcie, ale beze mnie.

Norwegowie skaczą niesamowicie. Widzi Pan szansę na walkę z nimi?
Oczywiście, że tak. Nie na walkę o złoto, a szansę, żebyśmy zrobili co do nas należy. A co to nam da, to czas pokaże. Przed zawodami na dużej skoczni też wydawało się, że Norwegowie są nie do pokonania. W każdym razem sami siebie nie nakręcamy bez potrzeby. Stać nas na wiele, pod warunkiem, że każdy da z siebie wszystko.

Pana koledzy mówili, że ten medal ich nakręca i daje komfort.
Cieszę się.

Jest jedna rzecz, która zaważyła na medalu?
Nie, to efekt pracy wykonanej przez wielu ludzi. Trzeba także podziękować Bogu, że mieliśmy warunki, w których każdy z nas mógł pokazać, na co nas stać.

Pjongczang 2018. Biało-Czerwone Gitary. Piotr Żyła nauczył się grać hymn w dwie godziny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kamil Stoch: Ten medal to ciężka praca mnóstwa osób - Portal i.pl