Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandal: MOPS odesłał dzieci z kwitkiem

Marzena Sutryk [email protected]
Od lewej:  Bogumiła Szczepanik z MOPS: – Nie było nigdzie miejsca dla dzieci. Urszula Kamińska, dyrektor szkoły:– Jestem zszokowana reakcją pracowników MOPS. Wiceprezydent Przemysław Krzyżanowski: – To skandaliczna sytuacja. To nie ma prawa się powtórzyć. Sędzia Sławomir Przykucki: – To nie sąd, ani MOPS zawinił, to system kuleje.
Od lewej: Bogumiła Szczepanik z MOPS: – Nie było nigdzie miejsca dla dzieci. Urszula Kamińska, dyrektor szkoły:– Jestem zszokowana reakcją pracowników MOPS. Wiceprezydent Przemysław Krzyżanowski: – To skandaliczna sytuacja. To nie ma prawa się powtórzyć. Sędzia Sławomir Przykucki: – To nie sąd, ani MOPS zawinił, to system kuleje.
Dzieci, które nie chciały wracać do domu ze strachu przed ojcem spędziły kilka godzin w gabinecie dyrektorki szkoły. Nie miały się gdzie podziać, a MOPS odesłał je z kwitkiem.

Jak już pisaliśmy na łamach Głosu, kilka dni temu doszło do bulwersującej sytuacji. Urszula Kamińska, dyrektorka Gimnazjum nr 9 w Koszalinie, zaalarmowała nas, że w jej gabinecie dwójka rodzeństwa - nastoletnia dziewczynka i chłopiec (z uwagi na dobro dzieci nie podajemy ich danych) - oczekują pomocy. - One nie mają się gdzie podziać! - mówiła zdenerwowana dyrektor.

- Jak im pomóc?! W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Koszalinie usłyszałam, że nie mają pomysłu na rozwiązanie kryzysowe. Usłyszałam też, że te przerażone i błagające o pomoc dzieci będą musiały wrócić do ojca, który je bije, bo nigdzie nie ma dla nich miejsca! To absurd i skandal!

Przypomnijmy, w ubiegły piątek dzieci złożyły skargę w szkole. Oznajmiły, że nie chcą wracać do domu, do ojca, bo ten je bije. Na weekend rodzeństwo nastolatków trafiło więc do dziadka (to ojciec ojca dzieci). Jednocześnie szkoła zawiadomiła o sytuacji koszaliński sąd.

Po weekendzie dziadek stwierdził, że nie przygarnie dzieci na dłużej. Wówczas brat z siostrą pojawili się w asyście policjanta w gabinecie dyrektor Gimnazjum nr 9, w którym się uczą.
- Sąd dostał od nas pismo w piątek i nic z tym nie uczynił - mówi Urszula Kamińska. -

Poskutkowały dopiero interwencje moje, pedagoga, a później jeszcze policjanta. Dopiero wtedy, w poniedziałek przed 15, przekazano do MOPS pismo z zaleceniem wskazania rodziny zastępczej dla rodzeństwa. Ale co z tego, skoro panie w MOPS rozłożyły ręce, że one nie mogą nic zrobić, bo nie ma miejsc. Na litość boską, to od czego jest ta instytucja? Nie mogę pojąć, jak taka instytucja jak MOPS, mogła postąpić w tak skandaliczny sposób.

Dyrektorka wspólnie z pedagogiem szkolnym i policjantem, w poniedziałek, a więc jeszcze tego samego dnia, gdy dzieci do niej trafiły, dotarła do ich krewnych pod Koszalinem. - Na szczęście babcia spod Koszalina zgodziła się nimi zaopiekować. Co więcej, zgodziła się zostać dla rodzeństwa rodziną zastępczą - relacjonowała nam na gorąco.

- Na drugi dzień rano do szkoły zadzwoniła pracownica MOPS z pytaniem, co się stało z dziećmi - mówi pedagog szkolny Agnieszka Skrzypniak. - A dzień wcześniej nikt z MOPS się nimi nie przejął, gdyby nie my, gdyby nie policja - zostałyby na ulicy.

Rzecznik MOPS Bogumiła Szczepanik tłumaczy, że ośrodek nie mógł pomóc, bo w żadnej rodzinie zastępczej nie było wolnego miejsca. - Mamy w Koszalinie 148 rodzin zastępczych, dwa rodzinne domy dziecka i dwa pogotowia rodzinne. Niestety, nigdzie nie było wolnego miejsca - mówi Bogumiła Szczepanik. - Do tego w pogotowiach mają obowiązek przyjmować dzieci do 10. roku życia, te były starsze.

Ponadto - jak wyjaśnia rzecznik MOPS - trudno było cokolwiek zrobić, skoro ośrodek dostał decyzję z sądu przed 15, a instytucja jest przecież czynna tylko do 15.
- Pierwsza wiadomość dotarła do nas faksem w piątek - mówi sędzia Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie. - Ale z treści nie wynikało, że sprawa jest aż tak pilna, bo dzieci miały zostać na weekend u dziadka. Bo w nagłych sytuacjach działa policja i ona wie, co robić - dzieci trafiają wówczas do pogotowia opiekuńczego.
W tej konkretnej sytuacji, gdy okazało się, że dzieci nie mogą dalej przebywać u dziadka, na miejsce wysłano kuratora. Zawiadomiono też MOPS. To działo się niezwłocznie. Choć nie wiem, ile czasu trwało przygotowanie dokumentów przez kuratora. Do tego kurator nie prowadzi tylko jednej sprawy. Na szczęście dzieci znalazły się w końcu u tej babci, która je przygarnęła.

O sprawie zawiadomiliśmy wiceprezydenta Przemysława Krzyżanowskiego, który w mieście odpowiada m. in. za sferę socjalną. - To MOPS, nie kto inny, powinien zająć się tymi dziećmi i powinien znaleźć dla nich rodzinę zastępczą na terenie miasta albo poza Koszalinem, bądź schronienie u bliskich krewnych, czy w pogotowiu rodzinnym - nie miał wątpliwości Przemysław Krzyżanowski. Nie krył wzburzenia sytuacją. Jeszcze tego samego dnia wezwał do siebie dyrektorkę MOPS Małgorzatę Szymczyk.

- Wiceprezydent zalecił, by w MOPS zostały przeprowadzone rozmowy dyscyplinujące, bo procedury procedurami, ale ważna jest chęć pomocy. A powiedzmy szczerze - tu tego zabrakło - mówi Robert Grabowski, rzecznik Urzędu Miejskiego w Koszalinie.

Rozmowa z rzecznikiem MOPS w tygodniku na stronie 4.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!