Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok po Smoleńsku: Bez szansy na żałobę

Rozmawiała: Iwona Marciniak
Monika Czajkowska była jedną z osób, które towarzyszyły bliskim posła w dniach po tragedii. Sebastian Karpiniuk był ojcem chrzestnym jej córeczki Wiktorii.
Monika Czajkowska była jedną z osób, które towarzyszyły bliskim posła w dniach po tragedii. Sebastian Karpiniuk był ojcem chrzestnym jej córeczki Wiktorii. Michał Świderski
Przez ten czas nie było chyba jednego dnia, by w mediach nie pojawiał się temat Smoleńska. W takiej atmosferze ludzie, którzy stracili kogoś, kogo kochali, nie mogli w spokoju przeżyć żałoby.

Sebastiana Karpiniuka wspomina Monika Czajkowska, koleżanka partyjna i przyjaciółka posła, dyrektorka Szpitala Uzdrowiskowego Willa Fortuna. Była jedną z osób, które towarzyszyły bliskim posła w dniach po tragedii.

Rok po Smoleńsku - plan uroczystości w regionie

- Wiedziała Pani, że Sebastian leci do Katynia?
- Gdzieś mi to umknęło. Gdy 10 kwietnia włączyłam telewizor, nie dopuściłam do siebie myśli, że mógł lecieć tym samolotem. Po pierwszych informacjach o katastrofie dzwoniło parę osób z pytaniem, czy Sebastian leciał. Odpowiadałam "nie" i odkładałam słuchawkę. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że przecież miał tam być. Odważyłam się wysłać sms-a do Karoliny. Nie odpowiedziała. Wystarczyło żebym zrozumiała. Po jakimś czasie na mojego sms-a odpowiedział ktoś z jej rodziny.

- 12 kwietnia Pani i kilka innych osób, towarzyszyliście ojcu Sebastiana i pani Karolinie w drodze do stolicy. Oni już wiedzieli, że prawdopodobnie znaleziono jego ciało. Jak pani pamięta tę podróż?
- Jak przez mgłę. Byłam świadoma tego, że cierpią z nas najbardziej. Ojciec Sebastiana miał męskie wsparcie w Arturze Mackiewiczu, Piotrze Ryćko. Ja widząc cierpienie Karoliny skupiłam się na niej. Czasem myślę, że to egoistyczne, ale wspierając ją było mi łatwiej. Działy się rzeczy, na które nie mieliśmy wpływu. Po prostu trzeba było pokonać kolejne etapy: identyfikacja, przywóz Sebastiana do domu, pogrzeb. Czas na własne uczucia znalazłam dopiero po pogrzebie.

- Była Pani gotowa towarzyszyć bliskim Sebastiana podczas identyfikacji?
- Cokolwiek się działo, pytałam Karoliny, czy chce żebym przy niej była, ale do Moskwy nie można było lecieć w większej grupie. Gdyby polecieli, byłby z nimi Artur. Technicznie wszystko było gotowe. Nawet w ciągu nocy panu Markowi wyrobiono paszport. Jednak przed wyjazdem mądre rozmowy z rodzinami przeprowadzali psychologowie. Wcześniej pytali o znaki szczególne, znamiona mogące pomóc w identyfikacji. Potem uświadamiali jak może wyglądać sama identyfikacja. Chodziło przecież o ofiary katastrofy lotniczej.
Ostatecznie pan Marek i Karolina zdecydowali, że nie pojadą. Myślę, że dobrze się stało. Lepiej pamiętać Sebastiana jako uśmiechniętego chłopaka z błyskiem w oku, w kolorowej, "domowej"koszulce. Takiego jak na zdjęciu, na jego grobie.

- Jak bliscy Sebastiana przeżywali tę tragedię ze świadomością, że towarzyszy im nieustające zainteresowanie otoczenia, mediów?
- Kilku dziennikarzy zapukało do drzwi mieszkania Karoliny już 10 kwietnia, krótko po katastrofie. Chyba nie muszę mówić, co o tym myślę. Potem pierwsza jazda do Warszawy, druga na lotnisko, po ciało. Przywóz Sebastiana do Kołobrzegu, do domu. W końcu pogrzeb. Wszystko na oczach tysięcy obserwatorów, w błysku fleszy. Karolina jest silna, opanowana, ale wtedy, podczas samych uroczystości i długo później ratowały ją leki. Bardzo wspierała ją i wspiera rodzina. Teraz też potrzebuje przede wszystkim spokoju.

- Jak poznała Pani Sebastiana Karpiniuka?
- To był 2000 rok. Był już wtedy miejskim radnym. Ja byłam studentką. Chciałam jednak robić coś więcej. Widywałam go w "kablówce". Wiedziałam, że angażuje się w wiele spraw. Spotkaliśmy się gdzieś na ulicy, wymieniliśmy się telefonami. Potem były przygotowania do referendum unijnego, działalność w powstającej w Kołobrzegu PO. Znajomość przeszła w koleżeństwo, a koleżeństwo w przyjaźń. W końcu został ojcem chrzestnym mojej córeczki, 3,5-letniej Wiktorii. Sebastiana już nie ma, ale dzięki niemu zyskałam jeszcze jednego przyjaciela - wierzę, że na cale życie - jego partnerkę życiową przez 17 lat, czyli Karolinę.

- Miała Pani okazję dobrze poznać go prywatnie?
- No tak, mało kto miał chyba okazję zastać go podczas przekopywania babci ogródka, ubranego w wyciągniętą koszulkę (uśmiech). Pamiętam, że przecierałam wtedy oczy ze zdumienia, bo rozbawiona odkryłam, że ma tatuaż. Sebastian bywał w moim domu na rodzinnych imprezach, spotykaliśmy się u mnie albo u Karoliny. Ostatnio, gdy był tak zapracowany w sejmie, zdarzało się to zdecydowanie rzadziej.

- Jak go pani zapamiętała?
- To był niekwestionowany lider. Skupiony na pracy w samorządzie, potem w sejmie. Dla mnie jeden z nielicznych autorytetów. Mimo że był pracoholikiem, nie zdarzyło się, żeby nie oddzwonił jeśli akurat nie mógł odebrać telefonu, nie poradził, nie pomógł. Na początku politycznej kariery to był chłopak, który zwierzał się, pytał o opinię. Nawet w sprawie wyglądu. Zresztą nie jest tajemnicą, że pod tym względem był wręcz pedantyczny, godzinami przesiadywał w łazience. Bardzo dbał o wizerunek. Ale pamiętam czas gdy na początku, kiedy jeszcze eksploatował jeden, dyżurny, wysłużony garnitur wytknęłam mu, że jego buty przestają się nadawać do noszenia. Zakłopotał się, potem rozbawiony przyznał rację. Oczywiście prosił też o ocenę jak wypadł np. w lokalnej telewizji itp. Jeśli powiedziało się mu, że merytorycznie coś było nie tak, bardzo to przeżywał, denerwował się, był na siebie zły. Przygotowywał się skrupulatnie do każdego zadania. Wiem, że przed tym feralnym wylotem też czytał wszystko, co nowego napisano o Katyniu.

- Czy rok od tragedii mógł przynieść ukojenie, pogodzenie z losem?
- Przez ten czas nie było chyba jednego dnia, by w mediach nie pojawiał się temat Smoleńska. Wracał również wykorzystywany politycznie. W takiej atmosferze ludzie, którzy stracili kogoś, kogo kochali, nie mogli w spokoju przeżyć żałoby. Wtedy, krótko po katastrofie, chwilowy spokój, z dala od dziennikarzy, znaleźli chyba tylko na hali Torwaru. Spędziliśmy przy trumnie Sebastiana wiele godzin. Najdłużej była tam Karolina. Pamiętam, że w pewnej chwili zaczęliśmy sobie przypominać jakieś zabawne wydarzenia z jego udziałem. Ktoś, kto nas obserwował mógłby pomyśleć, że zachowujemy się niestosownie, ale te radosne wspomnienia też były nam wtedy bardzo potrzebne. Właśnie wtedy najwyraźniej czułam obecność Sebastiana. Wierzę, że wtedy z nami był.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!