MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Realowi Madryt udało się zremisować z Legią Warszawa

Rafał Wolny
Rafał Wolny
Legia Warszawa kontra Real Madryt
Legia Warszawa kontra Real Madryt Rafał Wolny
Choć tytuł brzmi dość przewrotnie, to jest jak najbardziej adekwatny, bo jeszcze kilka minut przed końcem środowego meczu LM to Legia prowadziła w Warszawie. Ostatecznie jednak padł remis 3:3.

Niestety, jak już zapewne wszyscy wiedzą, bezpośrednimi świadkami tego spotkania nie mogli być kibice, gdyż UEFA zamknęła na ten mecz stadion przy Łazienkowskiej 3 z powodu burd kiboli podczas październikowego meczu z Borussią Dotrmund. Paradoksalnie jednak, to w braku dopingu wielu upatrywało minimalne szanse Legii na przyzwoity wynik. Nieprzyzwyczajeni bowiem do gry o stawkę w tak absurdalnych okolicznościach piłkarze Realu mieli poczuć się, jak podczas sparingu.

Okazało się jednak, że to Legia rozpoczęła spotkanie przy pustych trybunach kompletnie zdekoncentrowana, a Królewscy szybko udowodnili swój profesjonalizm. Jeszcze przed upływem minuty wynik otworzył pięknym uderzeniem zza pola karnego Gareth Bale. Arkadiusz Malarz był bez szans, by wyłapać skierowaną w samo „okienko” piłkę.

Być może to przez straconą szybko bramkę, ale Legia zaczęła ten mecz zupełnie inaczej niż przed trzema tygodniami w Madrycie. Tam zaskoczyła gospodarzy animuszem i brakiem kompleksów nie tyle nawet podejmując, co samemu rzucając rękawicę madrytczykom. W Warszawie, dodatkowo pozbawieni dopingu Wojskowi wydawali się w pierwszej części gry mocno wystraszeni i podchodzący do rywala z nadmiernym (choć być może zasłużonym) respektem. Ton grze nadawali goście i niewiele brakowało, by już po kwadransie prowadzili 2:0. Przed takim obrotem sytuacji uchroniła gospodarzy tylko interwencja Michała Pazdana, który wybił piłkę z linii bramkowej po kolejnym z dośrodkowań rywali.

Kilka minut później Legionistów znakomitą paradą uratował Malarz, a Legia odgryzła się kontrą, w której po serii zwodów powalony w polu karnym został Miroslav Radović. Przynajmniej tak wyglądało to z perspektywy trybun, bo sędzia nawet nie drgnął i pozwolił Realowi kontynuować grę. Serb z polskim paszportem jednak przez cały czas spędzony na boisku dawał się we znaki rywalom, a jego efektowne zwody ożywiały tę garstkę osób siedzących na trybunach przy Łazienkowskiej.

Później jeszcze oba zespoły miały po jednej mniej klarownej sytuacji, a w 30 minucie znów zapachniało golem dla Realu, ale Legioniści zachowali przytomność i w zamieszaniu wybili piłkę z własnego pola karnego. 6 minut później goście już się nie pomylili. Dani Carvajal wraz z Karimem Benzemą „rozklepali” obronę Wojskowych i francuz uderzył na tyle mocno, że piłka wpadła do bramki tuż pod rękami interweniującego Malarza.

To spotkanie składało się dla nas z dwóch osobnych meczów – powiedział po jego zakończeniu Zinedine Zidane, trener Realu.

Wraz z bramką Benzemy zaczął się właśnie ten drugi mecz. Jeszcze jednak przed jej uratą Legia zaczęła się prezentować dużo lepiej i rozkręcała się z każdą kolejną minutą. W 40. Guilherme długo szukał wolnej przestrzeni na prawym skrzydle, próbując zwodzić obrońcę. Widząc jednak, że jest bez szans podał przed pole karne do Vadisa Odjidji Ofoe. Ten minął jednego zawodnika, podciągnął jeszcze kilka metrów wzdłuż linii pola karnego, szukając dogodnego miejsca, aż w końcu huknął nie do obrony. O ile Bale przy pierwszej bramce trafił w okienko, o tyle Ofoe swoim strzałem zerwał przysłowiową pajęczynę wiszącą u spojenia słupka z poprzeczką. Pierwszy gol dla Legii i stadion (choć wydaje się to niemożliwe pry niemal pustych trybunach) wybuchł dużą, choć jeszcze stonowaną radością.

Chwilę późnej próbował się odgryźć Bale (chyba najlepszy gracz tego spotkania w zespole Królewskich), ale Malarz był ana posterunku.

Na przerwę oba zespoły zeszły jeszcze przy prowadzeniu Realu 2:1. „Jeszcze”, ponieważ na drugą połowę gospodarze wyszli jak po swoje. Zaczął wprawdzie znów Bale, uderzeniem z ostrego kąta, ale bramkarz Wojskowych sparował piłkę przed siebie, a tam zabezpieczali go legijni obrońcy. W 50 minucie „klepka” Thibault Moulina z Guilherme przed polem karnym przerwana została faulem na Brazylijczyku. Ten ustawił piłkę na 18 m i uderzył minimalnie nad poprzeczką.

Legia parła jednak dalej. Założyła wysoki pressing i raz po raz odzyskiwała piłkę, niekiedy nawet na połowie rywali. Real to jednak Real i wystarczyło kilka metrów swobody, chwila nieuwagi Legionistów, niedokładne podanie, by goście błyskawicznie przedostawali się pod bramkę strzeżoną przez Arkadiusza Malarza. Jedna z takich akcji skończyła się mocno dyskusyjnym faulem Michała Pazdana na Toni Kroosie (bezbarwnym przez większość spotkania i często nie radzącym sobie w środku pola z Moulinem i Ofoe). Egzekutorem rzutu wolnego był Cristiano Ronaldo, ale uderzył sporo nad poprzeczką.

W 57 minucie Legia wyprowadzała akcję spod własnej bramki. Na połowie Realu piłka trafiła do Radovicia, a ten zupełnie nie niepokojony przez rywali przebiegł z nią ponad 20 metrów i kropnął płasko po długim rogu. Gol, a trybuny znów wybuchły radością. Mało tego, rozpoczęty już kilka minut wcześniej nieśmiały doping zaledwie kilkuset gardeł, teraz zaczął brzmieć naprawdę głośno. Tym bardziej, że zamilkła blisko 300-osobowa - do tej pory doskonale bawiąca się - grupa kibiców z Hiszpanii.

Na boisku zaczęła się swoista wymiana ciosów i nikt już nie pamiętał, że mierzy się europejski outsider (a przynajmniej piłkarski Kopciuszek; z bilansem 13 straconych i zaledwie jednej strzelonej bramki w tegorocznej Lidze Mistrzów) z najlepszą drużyną jej ostatnich edycji.

Choć trzeba przyznać, że to piłkarze gości mieli bardziej klarowne sytuacje do strzelenia bramki, raz po raz kończyły się one przeciągłym westchnieniem ulgi polskich kibiców i łapaniem się za głowy z niedowierzania kibiców z Madrytu. Co dowcipniejsi fani zaczęli nawet pokrzykiwać: „Panie Turek, kończ pan ten mecz.” Choć spotkanie sędziował Czech, było to wyraźne nawiązanie do „zwycięskiego” remisu z Broendby Kopenhaga, który w 1996 r. dał Widzewowi Łódź ostatni na kolejne 20 lat awans do Ligi Mistrzów.

W 82 minucie dla odmiany za głowy złapali się najliczniej chyba reprezentowani na stadionie polscy dziennikarze. Wydawało się, że znakomitą kontrę Legii zmarnował Prijović, zatrzymując piłkę lecącą do wbiegającego w pole karne (i nie krytego) Guilherme. Stojący tyłem do bramki Szwajcar serbskiego pochodzenia szybko zorientował się jednak w sytuacji i błyskawicznie oddał futbolówkę przed pole karne do nadbiegającego Moulina. Francuz huknął, piłka odbiła się jeszcze od słupka i zatrzepotała w siatce. Przed spotkaniem brakowało optymistó stawiających choćby na remis, a tymczasem niespełna 10 minut przed końcem to Legia prowadziła 3:2.

Ta bramka była pokłosiem wprowadzonej przez Zidane'a kilka minut wcześniej zmiany, mającej wzmocnić i tak już imponującą nazwiskami ofensywę Realu. - Remis 2:2 mnie nie zadowalał – tłumaczył po spotkaniu hiszpańskim dziennikarzom, zwracającym uwagę, że ta roszada dała legionistom jeszcze więcej wolnej przestrzeni na kolejne ataki.

Po bramce Molina kibice przyjezdni zupełnie zamilkli, a hiszpańscy dziennikarze komentujący w pierwszej części spotkanie z wyraźnie słyszalną w głosie wesołością, teraz wstali i zaczęli „wypluwać” do mikrofonów nerwowe potoki słów. Samemu Realowi zaczęło się zaś wyraźnie spieszyć i niestety szybko dopiął swego. Przy kolejnym ataku piłka trafiła przed pole karne do Mateo Kovacicia, a ten płaskim strzałem doprowadził do remisu. Legia, być może oszołomiona wciąż dobrym wynikiem w końcówce zupełnie się zagubiła, co mogło się źle skończyć, ale w ostatniej akcji goście trafili już tylko w poprzeczkę (uderzał wprowadzony pod koniec Marco Asensio). Chwilę później sędzia odgwizdał koniec spotkania i remis 3:3 stał się faktem. - Cieszę się, że nie przegraliśmy – pryznał na pomeczowej konferencji szkoleniowiec madrytczyków, jednocześnie twierdząc, że Legia wcale nie zagrała swojego najlepszego spotkania w tym sezonie (a oglądał zapis wszystkich dotychczasowych).

Inne zdanie mieli jednak najwyraźniej polscy dziennikarze którzy trenera Jacka Magierę przywitali gromkimi brawami. W najważniejszym od 20 lat meczu polskiej klubowej piłki, w dodatku rozegranym bez puliczności Legia udźwignęła presję i zagrała znakomicie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo