MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mobbing w kołobrzeskim szpitalu. Wyrok w przyszłą środę

Iwona Marciniak [email protected]
Środa w Sądzie Rejonowym w Kołobrzegu. Przy głosie Beata Zbylicka, występująca w roli pokrzywdzonej i oskarżyciela posiłkowego. W głębi mecenas Barcicki, prokurator Chmielowicz i sędzia Sławomir Solnica.
Środa w Sądzie Rejonowym w Kołobrzegu. Przy głosie Beata Zbylicka, występująca w roli pokrzywdzonej i oskarżyciela posiłkowego. W głębi mecenas Barcicki, prokurator Chmielowicz i sędzia Sławomir Solnica. Fot. Michał Świderski
Kończy się proces przeciwko dyrektorowi szpitala Januszowi Olszewskiemu, oskarżonemu o mobbing. Wczoraj strony wygłosiły mowy końcowe.

Ta sprawa przed kołobrzeskim sądem trwa już trzy lata, a dotyczy wydarzeń, które rozegrały się w 2005 i 2006 r. w kołobrzeskim szpitalu.

Jako pierwsza zabrała wczoraj głos prokurator Andżelina Chmielowicz: - Dowody przedstawione przed sądem potwierdziły, że Janusz Olszewski uporczywie i złośliwie naruszał prawa pracownicze pokrzywdzonej, doprowadzając do nieumyślnego rozstroju jej zdrowia - mówiła. Wniosła o uznanie go winnym, zapłatę grzywny wysokości 12,5 tys. zł i pokrycie kosztów procesu. Za najważniejsze dowody winy uznała zeznania świadków. Jednak nie tych, którzy karnie stawili się przed sądem aby wystawić laurkę swojemu dyrektorowi, nie znając nawet pokrzywdzonej. Wychwalali go jako dobrego menedżera, którym może i jest, ale sprawa nie dotyczy przecież zarzutów ekonomicznych.

Mecenas Edmund Barcicki, pełnomocnik Beaty Zbylickiej występującej w roli pokrzywdzonej i oskarżyciela posiłkowego, zwrócił uwagę na nienaganny przebieg pracy kobiety przez ponad 25 lat. - Szokuje fakt, że w cywilizowanym kraju, w sektorze finansów publicznych, oskarżony mógł bezkarnie ją poniżać, ubliżać, mówić, że jest głupia i nieprzydatna, ośmieszać w obecności innych osób. Godne ubolewania jest to, że osoby publiczne z mandatem społecznym, którym skarżyła się pokrzywdzona, jak strusie schowali głowę w piasek i nadal je chowają. Na szczęście są inni, którzy zeznając dostarczyli dowodów w tej sprawie.

Sama Beata Zbylicka przekonywała, że stała się dla dyrektora niewygodna, bo nie chciała zgodzić się na jego niezgodne z prawem praktyki. Wtedy jak mówiła, znęcając się nad nią psychicznie doprowadził ją do rozstroju zdrowia, ale też: - Zrujnował moje życie, pozbawił pracy, co odbiło się na mojej rodzinie - mówiła. - Deptał moją godność, złamał psychikę, ale nie złamał kręgosłupa. Dlatego tu jestem.

Ona również przywołała brak reakcji na jej prośbę o pomoc ze strony prezydenta Kołobrzegu, byłego starosty i marszałka województwa oraz członka zarządu województwa Marka Hoka, który jako wicedyrektor szpitala miał być świadkiem zachowania dyrektora, a przed sądem stwierdził, że nic nie pamięta.

Dla obrońcy dyrektora, mecenasa Wiesława Brelińskiego było z kolei jasne, że pokrzywdzona nie mogła odnaleźć się w procesie restrukturyzacji, gdy nagle te same obowiązki musiała wykonywać mniej liczna załoga. - Pani Zbylickiej wydawało się, że pod rządami każdego dyrektora będzie oceniana tak samo, zgodnie z powiedzeniem: "czy się stoi, czy się leży".

Wiesław Breliński zwracał uwagę na zasługi dyrektora, który wydźwignął szpital z 22 mln długu, na to, że owszem potrafił podnieść głos, ale po to, by mobilizować i dogadać się zamiast karać. To, że trzeba się będzie bardziej starać, było jego zdaniem jasne dla tych, którzy szanowali swoją pracę, ale dla "jaśnie pani pokrzywdzonej" nawet policzenie okien potrzebne do przygotowania przetargu było działaniem przeciwko niej. Mecenas sugerował, że Beacie Zbylickiej udało się manipulować prokuraturą i zainteresowanych procesem mediów.

Na koniec głos zabrał sam oskarżony. Mówił o poleceniach służbowych, które ma prawo wydawać, gdy w grę wchodzi interes szpitala. Wskazywał m.in., że nie mógłby, jak wynikało z aktu oskarżenia, "prawie codziennie" wyżywać się na pracownicy, bo przy natłoku obowiązków nie miałby na to czasu, a na pracowników nie krzyczy: - Mówię głośno, gestykuluję, ale gesty nie wyrażały gróźb. Nie używam słów obraźliwych zwłaszcza w obecności kobiet.

Janusz Olszewski wspominał reakcję Beaty Zbylickiej na swoje polecenia: - Ona tego nie potrafi, nigdy tego nie robiła. Opóźniała wykonanie zadania, bo najpierw pytała: "dlaczego ja mam to zrobić?".

Dyrektor szpitala podkreślił, że nie przyznaje się do winy i liczy na uniewinnienie. Sąd odroczył orzeczenie wyroku do środy ze względu na zawiłość sprawy.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!