Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma jak u Saszy

Rajmund Wełnic [email protected]
Szasza Piwień postanowił robić interes na nostalgicznych wspomnieniach radzieckich smakołyków, takich jak słynny kawior.
Szasza Piwień postanowił robić interes na nostalgicznych wspomnieniach radzieckich smakołyków, takich jak słynny kawior. Rajmund Wełnic
Aż dziw, że nikt nie wpadł wcześniej na ten pomysł i nie handlował w Bornem Sulinowie żywnością "made in USSR".

Sklep Aleksandra Piwienia, Ukraińca, który
sporą część życia spędził w tej rosyjskiej bazie, cieszy się wzięciem nie tylko u turystów.

Szasza Piwień w Bornem Sulinowe, dawnym supertajnym garnizonie radzieckim, gdzie do 1991 roku stacjonowała cała dywizja pancerna, mieszka z rodziną od 11 lat. To jego powrót do Polski, bo wcześniej służył tu do końca pobytu "sojuszniczych" wojsk przez pięć lat jako garnizonowy fotograf. Po ponownym przyjeździe nadal zajmuje się zawodowo fotografią, rozkręcił także własny interes, zakładając restaurację i sklep spożywczy.

- Początkowo sprzedawaliśmy tylko to, co można było dostać w polskich hurtowniach, a więc głównie rodzime produkty, ale z czasem wpadłem na pomysł, aby przywrócić dawny klimat i sprowadzić trochę wyrobów zza wschodniej granicy - mówi Szasza, dziś jeden z najbardziej znanych mieszkańców Bornego.
Na półkach jego sklepu, nazwanego Magazin u Saszy, pojawiły się takie rarytasy, jak oryginalna tuszonka, słoje z sokiem brzozowym, ikra "Kremlowski standard", śledzie i szproty w oleju, czaj w wielkich torbach, świetne "na zagryzkę" pomidory marynowane z ogórkami. I oczywiście coś pod to, czyli rosyjska, litewska i ukraińska wódka.

Towar pochodzi z zagranicznych hurtowni, często w opakowaniu znanym Polakom sprzed lat. - To spora atrakcja turystyczna, bo wczasowicze robią sobie zdjęcia i zakupy - śmieje się właściciel sklepu. - A przy okazji biznes jak każdy inny, bo przecież na czymś trzeba zarabiać.
Sklep odwiedzają także chętnie miejscowi, bo choć wszyscy mieszkają w Bornem dopiero od kilkunastu lat, to wielu pamięta dawne wyprawy za mur bazy po produkty, których w PRL nikt w sklepach nie widział. Gdy w Polsce szalał kryzys, półki borneńskich "uniwiemagów" uginały się od wszelkiego dobra. Ekspedientki w wielkich białych czapach sprzedawały takie rarytasy, jak czekoladowe cukierki, czyli "kanfiety" (są u Saszy i dziś), czy wodę mineralną z Gruzji "Burżumi".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!