Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz musi się rozwijać. Rozmowa z Krzysztofem Krzyżanowskim

(r)
Doktor Krzysztof Krzyżanowski
Doktor Krzysztof Krzyżanowski Rajmund Wełnic
Rozmowa z kardiologiem doktorem Krzysztofem Krzyżanowskim, właścicielem przychodni Kardiodent w Szczecinku, laureatem plebiscyty "Głosu Koszalińskiego" Hipokrates na najpopularniejszego lekarza i placówkę służby zdrowia

- Jak to jest być najpopularniejszym lekarzem w regionie?
- Na pewno jest to bardzo sympatyczne. Dla mnie i dla mojej żony Ewy Krzyżanowskiej, z którą prowadzimy przychodnię, jest to bardzo budujące, że nasza działalność jest dobrze postrzegana. I potwierdza, że droga, którą idziemy jest słuszna. Pracujemy we własnej przychodni od 1996 roku, dla mojej żony dentystki jest to jedyne miejsce pracy. I to jej trzeba oddać główną zasługę, że Kardiodent dostał tytuł placówki przyjaznej pacjentowi. Obserwuję, że ma pacjentów w każdej grupie wiekowej, ale szczególnie dużo dzieci. A to wyjątkowo wymagający pacjenci. Tytuł jest potwierdzeniem tego, że należy dbać o pacjentów, jakość oferowanych usług, rozwijać przychodnię i siebie samego.

- Lekarzowi ze Szczecinka nie jest łatwo wygrać z medykami z dużego ośrodka, jakim jest Koszalin.
- Na pewno, ale proszę pamiętać, że moja sytuacja zawodowa jest specyficzna. Nasza przychodnia działa w Szczecinku od kilkunastu lat, ale pracuję także na oddziale kardiologii Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie, gdzie jestem kierownikiem pracowni elektroterapii serca, co na pewno też wpłynęło na rozpoznawalność wśród pacjentów. I oczywiście na wyniki głosowania na mnie i na przychodnię.

- Kandydatów w plebiscycie Hipokrates zgłaszają Czytelnicy "Głosu" i pacjenci, kto zgłosił Państwa?
- Szczecineckie Stowarzyszenie Kardiologiczne "Moje Serce", a uściślając jego prezes Kazimierz Margol. Ze stowarzyszeniem ściśle współpracujemy, chociażby przy organizacji Dni Serca. Chciałem przy okazji podziękować panu Kazimierzowi za zgłoszenie nas do plebiscytu. I oczywiście wszystkim, którzy oddali głos na mnie i na naszą przychodnię. Jestem naprawdę głęboko wdzięczny.

- Plebiscyty tego rodzaju są obarczone ryzykiem, bo nie ma chyba osoby, która nie narzekałaby na służbę zdrowia. A my tu szukamy pozytywów.
- To prawda, że słyszy się wiele krytycznych uwag dotyczących ochrony zdrowia. Choć muszę uczciwie powiedzieć, że kardiologia jest w Polsce na wysokim poziomie. I to chyba jedyny względnie dobrze funkcjonujący dział medycyny. Nie mamy limitów narzucanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia na tzw. ostre stany zagrażające życiu. Poziomem technologicznym jesteśmy na poziomie krajów zachodnioeuropejskich. Także liczby zabiegów wykonywanych w Polsce plasują nas w czołówce krajów europejskich. I nam lekarzom lepiej się pracuje, gdy wiemy, że możemy chorym pomóc i nie mamy w tym ograniczeń.

- Ale i u Pana w przychodni są kolejki.
- To jest podyktowane wieloma względami. Pracuję na całym etacie w Koszalinie, w Szczecinku przyjmuję popołudniami. Jeżdżę też bardzo dużo na różne sympozja, szkolenia i konferencje. W naszym zawodzie trzeba się cały czas kształcić, nie można się zamknąć w czterech ścianach. Nawet dziś rozpoczynają się jubileuszowe, 10. ogólnopolskie warsztaty kardiologiczne w Mielnie. Ale człowiek nie jest w stanie pracować non stop. W Szczecinku prowadzimy działalność typowo ambulatoryjną. Z moich doświadczeń wynika, że o ile dostępność do zabiegów jest bardzo dużo, o tyle brakuje potem chorym dostępu do specjalistycznych poradni kardiologicznych. Bywa, że pacjenci poddawani zabiegom ratującym życie, kosztującym niekiedy nawet kilkaset tysięcy złotych, zaczynają się błąkać, nie mają dostępu do pomocy ambulatoryjnej. Nie można pacjenta zostawiać samego siebie.

- Skoro już jesteśmy przy kształceniu… wkrótce broni pan pracę doktorską. O czym ona będzie?
- Elektrofizjologiczna różnica komorowych zaburzeń rytmu wywodzących się z drogi odpływu prawej komory oraz ciśnienia zastawki aortalnej, porównanie skuteczności zabiegu oraz długoterminowej skuteczności. Mówiąc prościej - praca dotyczy arytmii komorowych wywodzących się z określonych miejsc w sercu, a które są do siebie bardzo zbliżone w obrazie EKG. Skuteczność metody ablacji w tych zaburzeniach sięga 90 procent, ale nie było do tej pory pracy, która porównywałaby obydwa źródła tej arytmii. Myślę, że jest to dość nowatorska praca.

- Mimo tych rozlicznych obowiązków, był czas, że zajmował się Pan lokalna polityką jak szczecinecki radny. I jest Pan jedyną znaną mi osobą, która z własnej woli zrezygnowała z mandatu mówiąc, że pracując poza Szczecinkiem, nie jest w stanie z niego się należycie wywiązać. Czy planuje Pan powrót do polityki?
- To był przyjemny epizod w moim życiu, gdy zajmowałem się samorządem. W pewnym momencie uznałem, że muszę być uczciwy wobec wyborców, pacjentów i siebie samego. Praca w samorządzie to nie tylko przyjście na sesję Rady Miasta i podniesienie ręki w głosowaniu. To ciężka praca, a przede wszystkim kontakt z ludźmi, tu na miejscu. W tamtym czasie rozwijaliśmy akurat silnie naszą pracownię w koszalińskim szpitalu i zwyczajnie nie miałem czasu na nic więcej. Politykiem się bywa, lekarzem się jest i musiałem z czegoś zrezygnować. W najbliższej przyszłości na pewno nie planuję startu w wyborach na radnego miejskiego lub powiatowego. Praca zawodowa jest wciąż tak absorbująca, że byłoby to samo, co poprzednim razem. Choć nie wykluczam, że w bardziej odległej przyszłości spróbuję jeszcze raz zanurzyć się w nurt polityki. Ale na ten moment jeszcze nie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!