- Kiedyś pana magistra i panią magister w aptece traktowano niemal z nabożnym szacunkiem. Jak jest dziś?
- Tamte czasy dawno minęły. Zmieniło się tez nazewnictwo osób, które kupuja leki. Kiedyś byli pacjentami, dziś są klientami. W aptece kupują nie tylko leki, ale również kosmetyki, sprzęt medyczny. A ponieważ na tym rynku konkurencja jest ogromna, liczy się cena, a nie wiedza farmaceuty. I z tego chyba wynika zmiana podejścia do farmaceuty.
- Wcześniej w aptekach robiono też wiele leków.
- Tak. Dzisiaj ma zamówienie na trzy na miejscu i pięć do Kołobrzegu. W zawodzie pracuję od piętnastu lat i pamiętam czasy, kiedy robiliśmy po kilkadziesiąt lekarstw dziennie.
- Do apteki przychodzą najczęściej chorzy. Czy to oznacza, że w pracy nie ma miejsca na wesołość?
- Skądże znowu! Prowadzę nawet specjalny zeszyt, w którym zapisuję anegdoty z życia apteki.
- Czy uchyli pani rąbka tajemnicy i zdradzi choć jedną?
- Do koleżanki przyszedł pan, który poprosił o coś na skaleczenie. Farmaceutka zapytała, gdzie się skaleczył. Na co on z absolutną powagą odpowiedział, że... na budowie. Koleżanka dopytywała, gdzie dokładnie, a mężczyzna odparł, że skoro musi wiedzieć, to przy ulicy Gierczak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?