- Witamy w Koszalinie. Dziś i jutro będzie można Panią usłyszeć podczas koncertów w Filharmonii Koszalińskiej.
- I ogromnie się z tego cieszę. Występ z orkiestrą symfoniczną zawsze jest dla mnie prawdziwym świętem, na co dzień nie mam tyle szczęścia, by śpiewać z towarzyszeniem tak wielu wspaniałych muzyków.
- Co u Pani słychać?
- Nie chcę zapeszyć, zatem odpukuję w niemalowane i mówię: u mnie wszystko dobrze.
- Jak to się stało, że Pani, jako magister prawa, rozpoczęła karierę piosenkarki?
- To był totalny przypadek. Za namową mojej mamy zgłosiłam się na konkurs organizowany przez Polskie Radio. I tak to się zaczęło. Studia skończyłam, bo miałam takie przekonanie, że śpiewanie może być krótką przygodą. Okazało się sposobem ma moje całe życie. Do prawa nigdy nie wróciłam.
- Ma pani na koncie mnóstwo sukcesów, koncertowała Pani w wielu krajach świata. Proszę powiedzieć, jaki był najszczęśliwszy moment w Pani życiu?
- To nie była chwila lecz długie i cudowne lata, które spędziłam u boku najbliższej mi osoby, mojego męża, dziś nie ma go już przy mnie (mężem Haliny Kunickiej był Lucjan Kydryński - dop.red.).
- Występuje Pani od tylu lat, skąd czerpie Pani siły i energię?
- Mam ją właśnie dzięki temu, że śpiewam, spotykam się z publicznością. Te kontakty dają dużo radości, siły i chęci do życia.
- Wylansowała Pani wiele przebojów. Który lubi Pani najbardziej?
- Uwielbiam je wszystkie tak samo. Często mówią publiczności, że swoje piosenki kocham, lubię i szanuję, bo dzięki nim zaistniałam, mogłam występować, zdobywać przychylność publiczności. Podczas koncertów zauważam, że ludzie lubią te utwory dlatego, że kojarzą się im z latami młodości, z sytuacjami miłymi, przyjemnymi.
- Czy policzyła Pani kiedyś swoje piosenki?
- Nigdy ich nie będę liczyć, odpowiem tylko, że jest ich dużo. Nie liczę też lat, które spędziłam na estradzie. Lepiej spoglądać przed siebie, niż wstecz.
- O czym marzy Halina Kunicka?
- Moje marzenia są banalne - zdrowie i bezpieczeństwo, nie tylko moje, ale także mojej rodziny. Tak się złożyło, że moje dzieci (Marcin Kydryński i jego żona Anna Maria Jopek - dop.red.)) prowadzą bardzo aktywny tryb życia, wymagający dużo energii, siły i talentu. Mam dwóch wspaniałych wnuków. Teraz rozumiem troskę, jaką otaczała mnie moja mama. I wiem, że kiedyś mamie było trudniej, wtedy nie było telefonów komórkowych.
- Podoba się Pani Koszalin?
- Podczas podróży koncertowych czas dzieli się między próby a występy, na zwiedzanie zwykle brakuje czasu. Koszalin staje się coraz piękniejszy, stwierdziłam to niedawno, gdy śpiewałam w Teatrze Variete Muza. Mam nadzieję, ze tym razem będę mogła lepiej poznać wasze miasto.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?