MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dla nich już zagraliśmy

Radosław Brzostek
Michałek i Adaś Tatarowiczowie z Koszalina (od lewej) na kolanach mamy.
Michałek i Adaś Tatarowiczowie z Koszalina (od lewej) na kolanach mamy. Radosław Brzostek
Gdy urodzili się Adaś i Michaś Tatarowiczowie, ważyli po około 800 gramów. Bez sprzętu podarowanego przez Orkiestrę bliźnięta nie przeżyłyby. Dziś mają już ponad dwa lata.

Adaś z początku jest nieufny, wkrótce jednak oswaja się. Biega, bawi się autkami albo siada na taborecie i z uwagą słucha bajki o Kubusiu Puchatku. Mówi jeszcze po swojemu, ale nietrudno go zrozumieć.

Michaś jest mniej sprawny fizycznie. Jeszcze nie chodzi, ale rozwija się, rozumie, co się do niego mówi, pięknie się uśmiecha i próbuje naśladować braciszka.
Chłopcy żyją dzięki sprzętowi, w który Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy wyposażyła dziecięcy oddział intensywnej terapii koszalińskiego szpitala, a także dzięki ogromnej determinacji opiekujących się nimi lekarzy i pielęgniarek.
Ewa i Andrzej Tatarowiczowie z Koszalina, rodzice Adasia i Michałka, nie kryją, że ostrożnie podchodzą do publicznych zbiórek pieniędzy. Ale Orkiestra Owsiaka była jedyną akcją, którą całą rodziną wspierali zawsze. Co roku razem ze starszym synem, 19-letnim dziś Adrianem, wrzucali datki do skarbonek. - Dom był oblepiony serduszkami - wspomina pani Ewa.

Wtedy nawet nie przypuszczali, że kiedyś sprzęt kupiony dzięki Orkiestrze uratuje życie ich synkom.

Nie dawali im szans
Adam i Michał są bliźniętami jednojajowymi. 13 września 2007 roku skończyli dwa latka. Przyszli na świat jako wcześniaki, w szóstym miesiącu ciąży, dokładnie - w 25 tygodniu.

Michaś - o minutę starszy - ważył zaledwie 780 gramów. Adaś był większy, miał 860 gramów.

- Kiedy chłopcy się urodzili, lekarze odbierający poród orzekli, że nie przeżyją, nie mają szans. Gdy zobaczyli ich potem, własnym oczom nie mogli uwierzyć. Ich zdaniem to cud, że chłopcy przeżyli - opowiada Ewa Tatarowicz. Nie ma wątpliwości, że bez sprzętu od Orkiestry nie udałoby się uratować jej synków. - Sprzęt jednak to nie wszystko. Bardzo ważni są też ludzie. Tutaj opieka jest niesamowita, po prostu wspaniała - dodaje wspominając pobyt dzieci w koszalińskim szpitalu.

Miesiące w niepewności
Adaś dwa miesiące leżał w inkubatorze na Oddziale Anestezjologii, Intensywnej Terapii Dziecięcej i Neonatologicznej Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie. Gdy jego stan się poprawił, przeniesiono go do oddziału dziecięcego. Potem wypisano do domu.

Michaś na intensywnej terapii w Koszalinie był przez trzy miesiące, potem przebywał w Szczecinie, w Warszawie. Do domu wrócił gdy miał już ponad pół roku.

- To było dla mnie straszne, że dzieci są na intensywnej terapii. Pamiętam, jak bardzo bałam się, gdy przychodziłam do oddziału z pokarmem dla synków. Nigdy nie wiedziałam, co będzie, czy ich tam jeszcze zastanę - wspomina Ewa Tatarowicz.

Obaj chłopcy przeszli po urodzeniu operacje kardiologiczne. Michasia kilkakrotnie poddawano zabiegom neurochirurgicznym. Obaj są też po zabiegach okulistycznych. Mieli odklejone siatkówki, specjaliści orzekli, że nie będą widzieć. Zabiegi jednak się udały, chłopcy mają wprawdzie wady wzroku, ale widzą i jest poprawa.

Walka wciąż trwa
Bliźnięta przez cały czas wymagają leczenia i rehabilitacji. Michał rehabilitowany jest non stop - w poradni i w domu. Obaj jeżdżą na konsultacje do specjalistycznego ośrodka dla wcześniaków w Szczecinie.

Adaś rozwija się coraz lepiej. Lubi majstrować przy różnych urządzeniach, jest bardzo wszystkiego ciekawy. Podpatruje starszego brata Adriana przy komputerze i próbuje go naśladować. Jest samodzielny, sam je, sam potrafi się bawić. Dlatego mama więcej czasu może poświęcić Michałowi.

Bo Michaś rozwija się wolniej. Walka o jego życie wciąż się toczy. Po zabiegach, jakie przeszedł, ma bardzo zniszczone naczynia krwionośne. Gdyby coś złego się działo, trudno byłoby go leczyć, bo nie ma gdzie się wkłuć.

- Ale Adaś we wszystkim stara się mi pomagać, także w opiece nad Michałkiem - podkreśla mama. - Kiedy ja masuję Michasia, Adaś też go masuje, kiedy Michaś ćwiczy chodzenie, Adaś pomaga go prowadzać. Michał uważnie mu się przygląda i widzę, że zaczyna się od niego uczyć. Szczęście, że jest ich dwóch.

Asia, Agatka, Zuzia
Co roku do Oddziału Anestezjologii, Intensywnej Terapii Dziecięcej i Neonatologicznej Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie trafia około 30 wcześniaków z niską wagą urodzeniową, których życie jest poważnie zagrożone. Wiele z tych dzieci jednak udaje się uratować. Doktor Andrzej Melka ordynator oddziału przyznaje, że bez specjalistycznego sprzętu podarowanego przez Orkiestrę, dzieci nie miałyby szans na przeżycie.

- Czasami spotykamy potem te dzieci, czasami rodzice przychodzą z nimi do oddziału i pokazują nam je. Od niektórych regularnie dostajemy kartki z życzeniami - mówią pielęgniarki z "intensywnej terapii".

Anna Starzonek wspomina Asię, która urodziła się o trzy miesiące za wcześnie i ważyła 760 gramów. Ze szpitala wyszła w dniu, w którym planowo miała się urodzić. Asia w grudniu zeszłego roku obchodziła dziesiąte urodziny.

Trzyletnia dziś Agatka, która przedwcześnie przyszła na świat z wagą 870 gramów i poważną wadą serca, rozwija się fantastycznie. Jest rezolutna, gadatliwa. Sześcioletnia Zuzia co roku przypomina o sobie przysyłając wraz z rodzicami świąteczne życzenia. Oddziałowa książka pamiątkowa pełna jest wpisów szczęśliwych rodziców, których dzieci udało się uratować.

Ilona Stec

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!