MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Awantura nad jeziorem

(kb)
Żeglarze wypoczywający w Ośrodku Sportów Wodnych nad jeziorem Drawsko w Czaplinku oskarżają prezesa Zarządu Nieruchomościami Miejskimi o pijaństwo i wszczynanie awantur w ośrodku. - To jest kłamstwo. Ci ludzie zakłócali ciszę nocną, a ponieważ zwróciłem im uwagę, swoją agresję przenieśli na mnie - zapewnia Marek Wiatrowski.

Do awantury doszło w Tawernie, którą na terenie Ośrodka Sportów Wodnych dzierżawi od Zarządu Nieruchomościami Miejskimi Mirosław Meckier.
- Siedzieliśmy do późna w nocy, ale nie zachowywaliśmy się głośno. Muzyka była wyłączona. Omawialiśmy program regat, które miały się odbyć następnego dnia - mówi Dariusz Janicki, żeglarz z Wał-
cza.
- W pewnym momencie do środka wszedł prezes Wiatrowski. Był pijany. Zaczął krzyczeć, ubliżać nam. Potem kazał nam zabierać łódki i wynosić się z ośrodka. Wezwaliśmy policję - mówi Agnieszka Kurowska, żeglarka, która w tym czasie również była w Tawernie.
- Kilka godzin wcześniej widzieliśmy, jak prezes bawił się, pił ze znajomymi alkohol przy kei, a później wymiotował na pomost - dodaje Waldemar Grudziński, żeglarz z Wałcza. - Wezwaliśmy policję.
Żeglarze twierdzą, że prezes Wiatrowski często przychodzi do ośrodka. Odwiedza swoich znajomych z Poznania. Pije z nimi alkohol.
- W nocy z 3 na 4 sierpnia rzeczywiście spędzałem wolny czas ze znajomymi w ośrodku. Byłem po pracy - przedstawia swoją wersję wydarzeń prezes Wiatrowski. - Rozpaliliśmy ognisko, rozmawialiśmy. Wypiłem kilka piw, ale nie byłem pijany. Około godz. 23 położyłem się spać w kabinie jachtu. O godz. 3 obudziły mnie głośne rozmowy dochodzące z Tawerny.
Prezes, razem z pracownikiem ochrony, wszedł do Tawerny kuchennym wejściem, bo główne było zamknięte.
- Poprosiłem żeglarzy, żeby zachowywali się ciszej. Nie wszedłem tam jako prezes, tylko jako turysta wypoczywający w ośrodku. Nie chciałem nadużywać swojego stanowiska. Oni zaczęli ironicznie pytać, kim jestem i po co przyszedłem. Zaczęli wyśmiewać się, że widzieli jak "rzygałem na pomoście" - mówi Wiatrowski. - Wezwali nawet policję. Funkcjonariusze przyjechali, ale odstąpili od interwencji, bo nic złego się nie działo.
Prezes twierdzi, że nie po raz pierwszy musiał uciszać żeglarzy. Po poprzedniej interwencji na dachu przyczepy, w której siedział, wylądował słoik z majonezem.
Turyści są odmiennego zdania. Twierdzą, że prezesowi i jego znajomym z przyczepy kempingowej wszystko przeszkadza: ognisko, rozmowy na pomoście, śmiechy. I to bez względu na porę dnia. Napisali skargę do przewodniczącego Rady Nadzorczej ZNM. Żądają ukarania nadgorliwego prezesa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!