Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Głowacki: krzykacza szukajcie gdzie indziej [wywiad]

Krzysztof Marczyk
Krzysztof Głowacki, zawodowy mistrz świata organizacji WBO w wadze junior ciężkiej, przyjechał z krótką wizytą do Karlina.
Krzysztof Głowacki, zawodowy mistrz świata organizacji WBO w wadze junior ciężkiej, przyjechał z krótką wizytą do Karlina. Radek Koleśnik
Krzysztof Głowacki przyjechał do Karlina m.in. po to, by być jednym z jurorów podczas 1. Otwartych Mistrzostw Crossficie. Ekipa Róży Karlino przywitała go szpalerem i oklaskami.

- Jak to się stało, że w swoim napiętym grafiku znalazł Pan czas, by się tu pojawić?
- Przyjechałem tu dla Tomka Różańskiego, zaprosił mnie. Znamy się długo, to mój dobry kolega. Przy okazji nigdy nie byłem w Karlinie, a jeśli już, to przejazdem, jadąc do Kołobrzegu na różne obozy sportowe. Z miłą chęcią przyjąłem więc to zaproszenie.

- W Karlinie Pan nie był, ale pewnie słyszał o tym, że tutaj powstała istna kuźnia talentów pod wodzą trenera Różańskiego.
- Oczywiście, znam i śledzę sukcesy miejscowych zawodników. Kilka walk miałem okazję oglądać na żywo. Tomek zrobił tutaj niesamowitą robotę. Ma bardzo dobre podejście do młodzieży. Widać, że wszyscy chętnie trenują. Zresztą teraz można zobaczyć w hali, ilu jest podopiecznych w miejscowej sekcji bokserskiej. A w innych zakątkach kraju takie rzeczy rzadko się zdarzają. Przychodzi po 10-15 osób, a tutaj przychodzi tych dzieci przeogromna wręcz liczba. Idą też za tym wielkie osiągnięcia na skalę światową, które wywalczono w ciągu zaledwie kilku lat.

- Jak się to stało, że osoba wcześniej nieznana na arenie międzynarodowej zdobywa tytuł mistrza świata?
- Dokładnie, stała się rzecz niesamowita, bo nikt mnie wcześniej nie znał. Ale też nie jestem jednym z tych krzykaczy, którzy robią mnóstwo szumu wokół siebie. Wychodzę na ring i po prostu wykonuję swoją pracę, po prostu. Tym razem było tak samo. Nie krzyczałem i powtarzałem w wywiadach, że ludzie poznają mnie dopiero wtedy, gdy zdobędę mistrzostwo świata. I niech tak zostanie. Wolałbym, żeby ludzie kojarzyli mnie z powodu tego osiągnięcia, a nie dlatego, że jestem krzykaczem czy rozbójnikiem, który popycha i bije innych na konferencjach. Ja taki nie jestem.

- Teraz na brak propozycji Pan nie narzeka. Kiedy można spodziewać się kolejnej walki?
- Na razie byłem w klinice, mam pęknięty nadgarstek. On już był zresztą pęknięty na dwa tygodnie przed walką, a teraz to się zrasta. Do tego w łokciu mam zmiażdżoną kość. Czekają mnie kolejne badania, rezonans, USG i wtedy będę wiedział więcej. Najważniejsze jest dla mnie zdrowie, na razie nie planuję żadnych walk. W starciu z Marco Huckiem musiałem być na tabletkach przeciwbólowych i mocno wiązać taśmami nadgarstek, żeby w ogóle móc uderzyć. Teraz więc chcę przede wszystkim wyleczyć rękę.

- To był wymarzony rywal?
- Tak, od 12 lat rywalizował z moim bratem, były jakieś zaczepki. Jest niesamowitym wojownikiem. 13 razy obronił pas mistrzowski, cieszę się, że padło na niego. A kto następny w kolejce? Obojętnie. Najbardziej chciałem się boksować z Huckiem, naprawdę go nie lubię. Jest bardzo pewny siebie, co to nie on. Wszędzie chodzi z ochroniarzami, ignoruje innych. Nieprzyjemny typ człowieka. A kolejny rywal to już sprawa moich promotorów.

- Pasa mistrzowskiego jeszcze Pan nie odebrał. Dlaczego?
- Ten, który teraz mam przy sobie, jest pożyczony od Darka Michalczewskiego. Tamten pas był przygotowany z dedykacją dla Hucka, obronił go przecież wielokrotnie. 25 października jest zjazd federacji WBO w Orlando i jej prezydent pas wręczy mi osobiście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!