Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci zabrane z rodziny zastępczej. Dlaczego?

Cezary Sołowij [email protected]
Dzieci nie wyobrażały sobie innego domu, niż ten stworzony przez Monikę Kozioł. Nikt jednak nie pytał ich o zdanie. Zdecydowali urzędnicy twierdzący, że dobro dziecka jest najważniejsze.
Dzieci nie wyobrażały sobie innego domu, niż ten stworzony przez Monikę Kozioł. Nikt jednak nie pytał ich o zdanie. Zdecydowali urzędnicy twierdzący, że dobro dziecka jest najważniejsze. Fot. Radek Koleśnik
Monika Kozioł przez lata była rodziną zastępczą. Chwalono ją za dobrą opiekę nad dziećmi. Wystarczyło jedno oświadczenie i pracownicy socjalni zabrali jej podopiecznych. Twierdzą, że zrobili to dla ich dobra.

Nagle zła opieka?!

Rodziny zastępcze

W Koszalinie funkcjonuje 13 rodzin zawodowych, 115 rodzin spokrewnionych (np. dziadkowie, siostry), 17 rodzin niespokrewnionych niezawodowych. Wychowuje się w nich 230 dzieci. Budżet koszalińskiego MOPS na ten cel to około 3 mln złotych - to pieniądze na utrzymanie dzieci i pensję dla rodzin zawodowych. Pensja wynosi około 2 tys. zł. Koszt utrzymania dziecka zależy od wieku i od dochodów (niektóre mają renty lub np. alimenty).

Pani Monika od ponad 5,5 roku jest zawodową rodziną zastępczą. Oznacza to, że poza pieniędzmi na utrzymanie dzieci otrzymuje również wynagrodzenie za opiekę, czyli swoją pracę. MOPS przez ten czas nie miał zastrzeżeń do jej pracy. Kilka tygodni temu to się radykalnie zmieniło...

- Zawsze chciałam stworzyć dom dla dzieci, które musiały opuścić swoje rodziny - zapewnia na progu swojego mieszkania. Znajduje się na pierwszym piętrze starej kamienicy. Schody i klatkę niedawno wyremontowano. - Zapraszam - zachęca. W przedpokoju widać kilka drzwi do pokoi. Wyglądają przez nie dziecięce głowy.
Kilka dni po mojej wizycie pomieszczenia opustoszały. Z ośmiorga dzieci, które były pod jej opieką przez ostatnie lata, zostało tylko jedno.

- Przegrałam... - podsumowuje zmęczonym głosem wydarzenia z ostatnich tygodni.

Zgubna znajomość

Kłopoty zaczęły się w momencie, kiedy w jej mieszkaniu zjawił się znajomy, żeby je wyremontować. MOPS kazał jej dowiedzieć się o przeszłość kryminalną mężczyzny, który remontował jej mieszkanie. Urzędnicy powoływali się na anonimy, że daje zły przykład dzieciom, które przecież zostały wyciągnięte z patologii.

- Przecież to ja te dzieci wychowuję! Ten pan tylko remontuje mieszkanie - zapewniała. - Powiedziałam, że jeżeli ma to zaważyć na mojej pracy, to natychmiast zrywam kontakty i znajdę innego fachowca. Nie stać mnie na firmy, a on zrobił mi remont bardzo tanio. Przekonywałam ich, że nie łączą mnie z nim żadne intymne relacje i że nie zamierzam z nim wiązać życia - zapewniała.

W końcu podpisała jednak oświadczenie, że tworzą gospodarstwo domowe.

- Teraz wiem, że był to gwóźdź do trumny, ale mnie omotali. Twierdzili, że to nie wpłynie na moje życie, więc dla świętego spokoju podpisałam ten papier - wspomina kobieta.

Tymczasem przepisy mówią wyraźnie, że osoba będąca zawodową rodziną zastępczą musi informować urzędników o zmianach w swoim życiu. Opiekun i osoba będąca z nim w związku muszą też być niekarani. Dlatego w koszalińskim MOPS uznano, że ta sytuacja zagraża bezpieczeństwu dzieci, a ośrodek adopcyjny uznał, że nie daje rękojmi należytego funkcjonowania jako rodzina zastępcza.

- Życzę tej pani jak najlepiej, ale nie może układać sobie życia z osobą karaną - kategorycznie twierdzi Cezary Kopyłowski, kierownik działu opieki zastępczej koszalińskiego MOPS. Dzieci w rodzinach zastępczych pochodzą z trudnych środowisk. - Musimy zapewnić im dobre życie, poczucie bezpieczeństwa. Nie wiemy jak ten człowiek będzie się zachowywał, skoro ma taką przeszłość - tłumaczy.

Urząd zmienia zdanie

Pracownicy opieki społecznej jeszcze kilka tygodni temu twierdzili, że nie rozwiążą z panią Moniką umowy, ale będą powoli "wygaszać" jej rodzinę. Oznaczało to zabranie w ciągu dwóch lat dzieci do innych rodzin. Zapewniali, że dopóki dzieci nie będą przygotowane do przejścia do innej rodziny, pozostaną u pani Moniki. Tymczasem ostatnio w ciągu kilkunastu dni z sądu napłynęły wnioski o odebranie dzieci i przekazanie do innych rodzin. Kilka dni temu
rozwiązano też umowę o świadczenie przez Monikę Kozioł usług opiekuńczych.

Urzędnicy zapewniali wcześniej, że chcą z nią pracować jeżeli uporządkuje swoje życie. Obiecywali dać jej szansę. Teraz okazało się, że jedyną szansą dla pani Moniki jest skierowanie jej na rekwalifikację do ośrodka adopcyjnego. Jeżeli pomyślnie przejdzie m.in. badania psychologiczne, rozmowy i ocenę komisji, to może otrzymać certyfikat.
- Przecież oni mi na to nie pozwolą. Nie wiem o co im chodzi... - łamiącym się głosem podsumowuje zrozpaczona kobieta.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!