Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mają w kołach SZEŚĆ TYSIĘCY kilometrów

Irena Boguszewska [email protected]
Chunley Zhang (pierwszy z prawej) i Jun Tian, dwaj Chińczycy dotarli do Koszalina z Chin na rowerach. Stąd wyruszyli dalej do Paryża.
Chunley Zhang (pierwszy z prawej) i Jun Tian, dwaj Chińczycy dotarli do Koszalina z Chin na rowerach. Stąd wyruszyli dalej do Paryża. fot. Radek Brzostek
Dwaj Chińczycy - Chunley Zhang i Jun Tian - wybrali się na rowerach z Chin do Francji. Jadą tam, aby obejrzeć wyścig Tour de France. Dotarli też do Koszalina.

Przyjechali tu do fabryki rowerów na zaproszenie swojego krajana, Jimmy Zenga, dyrektora generalnego Athletic Group. Spotkali go w Warszawie, dzięki pomocy ambasadora Chin. Ostatni etap podróży spod Bydgoszczy do Koszalina pokonali w dwanaście godzin.

- Kochamy rowery - zapewniają obaj. - Jazda na nich to prawdziwa przyjemność. Wszędzie na nich się poruszamy - do pracy też. Wolimy jechać gdzieś rowerem niż iść na spacer. Dlatego, że tak dużo czasu na nich spędzamy, nie musieliśmy się specjalnie przygotowywać do tej długiej podróży.

Po Rosji z problemami
Obaj panowie są w podróży od 5 kwietnia. Przejechali już około sześć tysięcy kilometrów. Wyruszyli ze swojego rodzinnego Jinan, potem wzdłuż południowej granicy Rosji dotarli do Moskwy. Część trasy przemierzyli rowerami, część pociągiem, a z Moskwy do Kaliningradu lecieli samolotem.

- Mieliśmy bardzo dużo przygód. Kłopot sprawił nam sprzęt. Jeden rower połamał się jeszcze w Chinach i to tak, że musieliśmy go wymienić na nowy - mówi Jun Tian. - Rosja nie była nam przyjazna. Już na granicy chińsko-rosyjskiej jakiś urzędnik chciał nam zabrać podręczny komputer służący do tłumaczenia z języka chińskiego na angielski. Nie podał powodu, tylko twierdził, że to jest nielegalne urządzenie. W końcu nam je zostawił. Na ulicach niektórzy ludzie byli do nas tak wrogo nastawieni, że nawet baliśmy się o swoje bezpieczeństwo. Na dodatek w górach zrobiło się zimno, więc wsiedliśmy w pociąg i dojechaliśmy do Moskwy. Zwiedziliśmy ją, a potem do Kaliningradu polecieliśmy samolotem. Nie mogliśmy jechać na rowerach przez Białoruś, bo nie mieliśmy wiz.

Po Polsce komfortowo

Polskę zwiedzili wzdłuż i wszerz. Byli między innymi w Warszawie, Krakowie, Oświęcimiu, Katowicach, Wrocławiu, Toruniu. Najbardziej zachwyciło ich wrocławskie Stare Miasto.

- Jest piękne, a niektóre zabudowania na nim są wręcz unikatowe. Nigdzie więcej na świecie takich się nie zobaczy - mówi Chunley Zhang. - Zaskoczyło nas, że Polacy są bardzo przyjacielscy, życzliwi, gościnni. Częstują nas czym mogą - napojami, posiłkami, zapraszają do swoich domów. Podróżuje się tu nam naprawdę komfortowo. To bardzo miła odmiana po Rosji, w której wielu ludzi było wobec nas bardzo agresywnych.

Mówią tylko po chińsku
Chunley Zhang i Jun Tian pracują razem w biurze firmy, która zajmuje się produkcją kosmetyków do pielęgnacji twarzy. 36-letni Chunley ma żonę i trzyletnią córkę, 24-letni Jun na razie nie założył własnej rodziny.

Dla Chunleya nie jest to pierwszy tak długi wojaż. Rok temu podróżował po Chinach i pokonał na rowerze 4,6 tys. km. Największym problemem w tej podróży po obcych krajach jest to, że obaj nie znają żadnego języka oprócz chińskiego.
- Posługujemy się mapą i rękami - mówi Chunley. - Mamy też mały podręczny komputer do tłumaczenia, ale tylko z chińskiego na angielski. Jednak jakoś sobie radzimy.

Rowerem na stację paliw
Każdy z panów wiezie ze sobą 18 kg bagażu. Mają kuchenkę, butlę gazową, mały czajnik elektryczny, trochę ubrań, żywności i napoje, także aparat fotograficzny, paralizator do obrony, gdyby ktoś na nich napadł. Przy kierownicach mają zamontowane po dwie butle z napojami, aby nie tracić czasu na picie.
Wiozą też dziennik, w którym codziennie robią zapiski, i specjalny notes na pieczątki z mijanych granic. Są w nim już stemple ze wszystkich chińskich prowincji, które przemierzali, rosyjskich punktów granicznych i Ambasady Chińskiej w Warszawie.
Zatrzymują się głównie na stacjach benzynowych. Oczywiście nie po to, aby zatankować paliwo. Tam biorą prysznic, piorą i gotują posiłki. Mają jeszcze słynne chińskie zupki z Chin, ale kupują po drodze i te produkowane w Polsce. Śpią na kempingach w dwóch malutkich namiotach, które błyskawicznie rozstawiają.

Wrócą samolotem

Przed nimi jeszcze długa droga. W Koszalinie przez trzy dni odpoczywali. W tym czasie chińska fabryka naprawiała ich rowery. Za darmo.
- Swoich rowerów nie spuszczają z oka - śmieją się pracownicy koszalińskiej Athletic Manufactoring. - Nawet jak jechaliśmy po brakujące części, wybierali się z nami, abyśmy na pewno odpowiednie kupili.

Obaj panowie, serdecznie żegnani i przez Chińczyków, i Polaków z fabryki, wyruszyli do Szczecina. Stamtąd ruszyli na Berlin i dalej do Paryża. Pojeżdżą po Francji. Nie będą mogli tylko wybrać się do Anglii, bo nie dostali wiz. Wrócą do Chin samolotem 10 sierpnia. Nie dlatego, że będą zmęczeni długą podróżą, ale po prostu zabraknie im czasu na powrót na rowerach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!