Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pół Robunia w powiecie kołobrzeskim pod lupą policji

Iwona Marciniak
Rodzina Purgatów przyszła na posterunek w sobotę rano. Przed nimi policja wzywała już kilka innych rodzin. Wszystkie tłumaczą się podobnie: "podpisywała się jedna osoba, ale za naszą zgodą". Od lewej: Zygmunt Purgat, z prawej jego synowa Alina z synem i wnukiem
Rodzina Purgatów przyszła na posterunek w sobotę rano. Przed nimi policja wzywała już kilka innych rodzin. Wszystkie tłumaczą się podobnie: "podpisywała się jedna osoba, ale za naszą zgodą". Od lewej: Zygmunt Purgat, z prawej jego synowa Alina z synem i wnukiem Iwona Marciniak
- Zamiast słuchać głosu mieszkańców, szukają na nas haków - mówią ludzie z Robunia. Kilkudziesięciu mieszkańców wsi ma przesłuchać policja ze Szczecina. A zaczęło się od wiatraków.

W liczącym ok. 400 osób Robuniu pod Gościnem wielka afera. Kilkudziesięciu mieszkańców wioski wzięła pod lupę Komenda Wojewódzka Policji w Szczecinie. Sypią się wezwania do stawienia się na posterunek policji w Gościnie. Nie szczędząc pieniędzy na paliwo, na przesłuchania przyjeżdżają funkcjonariusze z samego Szczecina. Nie tylko zadają pytania. Od przerażonych mieszkańców pobierają próbki pisma - będzie bogaty materiał do badań dla grafologa. 72 - letni Zygmunt Purgat, jego syn Robert, synowa Alina i 23 - letni wnuk Michał dostali wezwanie w czwartek. W piątek, o godz. 9.30, mieli się stawić na posterunku. Poszli wszyscy oprócz nieobecnego od kilku dni Michała. Wzięli młodszego dzieciaka, 6,5 - letniego Karola i maleńkiego prawnuka pana Zygmunta - Dawida, bo nie było ich z kim zostawić. Przyjechali busem.

Gdy spotkaliśmy ich tuż przed wejściem na komendę Zygmunt Purgat był blady: - Nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżyłem… Całą noc nie spałem. Od wczoraj ciśnienie ciągle mi skacze, a ja się przecież leczę...

Po wyjściu mówił tak: - Prawie dwie godziny pisania! Prawą ręką! Lewą ręką! Na stojąco! Na siedząco… - wyliczał zdenerwowany. - Przecież tłumaczyłem im, że się swoim nazwiskiem podpisałem za całą rodzinę , bo mnie do tego upoważnili! Ustnie! Potwierdzili to zresztą. Nie pisałam, że jestem Robertem, czy Aliną. To o jakie niby fałszerstwo tu chodzi?

Próbujemy wyjaśnić. Otóż, na kilkudziesięciu mieszkańców Robunia padł cień podejrzenia o fałszerstwo dokumentu. Chodzi o wyłożoną wiosną w wioskowym sklepie "Listę protestacyjną mieszkańców Robunia i okolic przeciw budowie siłowni wiatrowych pomiędzy Robuniem a Ramlewem, w odległości ok. 700 m od granic miejscowości".

Pod listą jest 186 podpisów. Prawie połowa wioski. Ale czy aby napewno? Zabiegający o budowę kolejnych wiatraków (dotąd stanęły w gminie 44, kolejne mają przynieść budżetowi gminy 1 mln zł rocznie) burmistrz Gościna Marian Sieradzki zawiadomił organy ścigania: - Sam nie zwróciłem na to uwagi. Nie analizowałem podpisów. To radni pokazali mi, że w bardzo wielu przypadkach kilka wieloosobowych rodzin podpisanych jest jedną ręką. Śmiali się, że pojawiają się tam nawet rzekome podpisy osób przebywających za granicą. Jestem urzędnikiem administracji samorządowej. Jeżeli dowiem się o popełnieniu przestępstwa, moim obowiązkiem jest powiadomienie odpowiednich organów - mówi burmistrz.

- Tak, prowadzimy postępowanie, ale to dopiero początek- mówi Anna Gębala, z biura prasowego KWP w Szczecinie. - Wygląda na to, że będzie prowadzone w sprawie fałszerstwa dokumentów. Nasze działania dotyczą kilkudziesięciu osób. Kilka z nich zostało już wezwania na komendę w Gościnie, żeby usprawnić czynności.

Jak to rozumieć? Ano tak, że policja poszła mieszkańcom Robunia na rękę, bo teoretycznie mogliby być wzywani na przesłuchanie do Szczecina. A tak funkcjonariusze ze Szczecina jeżdżą do nich. Pani rzecznik przyznała, że w ramach prowadzonych czynności planowane jest zbieranie próbek pisma na potrzeby badań grafologicznych. Ile osób i czy w ogóle, będzie im poddanych? Nie wiadomo.

Robert Purgat mówi zirytowany: - Pytali nas, czy do podpisania nie namawiała nas sklepowa. To im tłumaczyłem, że mamy tyle oleju w głowie, że sami wiemy czego chcemy.

Sklepowa, o której mowa, to Ilona Polan. Ona i Andrzej Tuszyński, były nauczyciel i miłośnik przyrody, to liderzy protestujących przeciw budowie wiatraków mieszkanców Robunia. Andrzej Tuszyński został prezesem stowarzyszenia Żuraw, powołanego po to, żeby mieszkańcy niechętni wiatrakom w pobliżu ich wioski, mogli się ubiegać o uznanie ich za stronę w kontaktach między magistratem, a firmą wiatrakową. Pierwszy wniosek o to burmistrz odrzucił. Żuraw odwołał się do SKO, które uchyliło decyzję burmistrza, nakazując ponowne rozpatrzenie. Ilona Polan mówi: - Lista została wyłożona w sklepie na lodówce, tam gdzie można położyć ulotki, ogłoszenia. Do podpisywania nikt nikogo nie zmuszał.

- Wszyscy wiedzą o co chodzi. Tym co się teraz dzieje, czujemy się zastraszeni - dodaje Andrzej Tuszyński. Ilona Polan pokazuje kopię listy. Na niej faktycznie kilka rodzin (sądząc po nazwisku) podpisane jest tylko nazwiskiem. Chyba pisanym tą samą ręką. O komentarz prosimy znanego kołobrzeskiego mecenasa Edwarda Stępnia: - Jeśli ktoś działał w przekonaniu, że jest pełnomocnikiem i podpisał się na takiej liście własnym nazwiskiem, w żadnym wypadku nie można mówić, że sfałszował podpis. Zwłaszcza, jeśli potwierdził, że to jego podpis, a rodzina oznajmiła, że zgodziła się, by ją reprezentował. Po co w tej sytuacji pobieranie próbek pisma? Chyba po to, by obciążyć niepotrzebnymi wydatkami Skarb Państwa. Pomogę tym ludziom pro bono.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!