Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzec 1945 r. Niemiecki odwrót z Białogardu w relacji żołnierza Wehrmachtu

Łukasz Gładysiak
Fragment planu Białogardu wydany w Niemczech około połowy lat trzydziestych XX w. obejmujący część miasta, w którym operował oddział Otto Holznagla
Fragment planu Białogardu wydany w Niemczech około połowy lat trzydziestych XX w. obejmujący część miasta, w którym operował oddział Otto Holznagla
Białogardzki sklepikarz z bronią w ręku opuszczał rodzinne miasto.

Opowieści znad Parsęty

Tydzień temu zaprezentowaliśmy pierwszą część niepublikowanych dotąd wspomnień Otto Holznagla - białogardzkiego sklepikarza powołanego do służby w ramach stacjonującego w tym mieście 375. zapasowego pułku piechoty Wehrmachtu. Spisał je 2 lata po zakończeniu II wojny światowej, dziś stanowią element realizowanego w Niemczech, szerokiego projektu p.t. "Altes Land Belgard". Przedstawiamy drugą część tej unikatowej relacji.

"Dzień po wyprawieniu z Białogardu mojej rodziny, 4 marca 1945 r., ok. godz. 6.00 postanowiłem udać się do mieszkania mojej matki przy Hindenburgstrasse (ul. 1 maja). Na ulicach pustka. Było zimno, prószył śnieg, Po 2 godzinach ponownie wędrowałem do koszar przy Koerlinerstrasse (ul. Kołobrzeska), gdzie zakwaterowano moją jednostkę. Dopiero teraz spotkałem grupki białogardzian, dorosłych i dzieci. Zaskoczyło mnie, że zamiast uciekać z miasta, w minorowych nastrojach wracają.

W koszarach zastałem członków pospolitego ruszenia - Volkssturmu, którzy podobnie jak zdecydowana większość z nas czekali na rozkazy. Jego członkowie mieli niekompletny ubiór, postanowiliśmy uzupełnić braki, przede wszystkim w stosownym do warunków frontowych obuwiu, korzystając ze zgromadzonych w wojskowym magazynie zapasów. Zapadła decyzja, że Volkssturm obsadzi stanowiska na drodze wiodącej do Karlina, w miejscowości Trzebiele. Równocześnie jedna z kompanii mojego batalionu ruszyć miała w rejon Łęczna, a kolejna - do Klępina. W południe zdałem sobie sprawę, że w miejscu naszego stacjonowania nie ma żadnego oficera! Mniej więcej ok. godz. 17.00 omówiliśmy z odpowiedzialnym za sprawy finansowe oraz aprowizacyjne w jednostce Zahlmeistrem (odpowiednik oficera lub starszego podoficer-płatnika w Wojsku Polskim) Gerhardem Hofsem kwestie związane z wydaniem prowiantu, który, jak udało się nam dowiedzieć, czekał na nas w koszarach von Hindersina zlokalizowanych przy Szosie Połczyńskiej.

Połączyliśmy się nawet w tej sprawie telefonicznie z tą placówką, ale odpowiedzi co do tego, czy możemy pobrać żywność nie udało się uzyskać. Godzinę później pojawił się Oberleutnant (porucznik) Hellermann zastrzegając, że wszyscy żołnierze mają w gotowości oczekiwać na dyrektywy miejscowego dowództwa. I on nie znał żadnych szczegółów. Wyszedł, by wpaść na krótko ponownie ok. godz. 19.00. Z jego ust usłyszeliśmy tylko: "Do widzenia moi panowie. Widzimy się o godz. 22.00 na drodze w kierunku Połczyna Zdroju". Wyszliśmy na plac apelowy, na którym panował całkowity chaos. Plutony wymieszały się, do części żołnierzy, przede wszystkich z pododdziałów tyłowych, jak na przykład kuchnia oraz przebywających w koszarach rannych rozkaz wymarszu nie dotarł w ogóle. O godz. 19.30 grupa mundurowych z Zahlmeistrem Hofsem oraz Zahlmeistrem Stephanem Norderem była gotowa do drogi.

Ruszyliśmy w stronę Połczyna Zdroju. Minąwszy pierwszy za miastem przejazd kolejowy nagle ostrzelała nas rozlokowana pod Łęczynkiem, radziecka artyleria. Szczęśliwie obeszło się bez strat. Cofnęliśmy się ku Friedrichstrasse (ul. Wojska Polskiego) cały czas ryzykując spotkanie z nieprzyjacielem, który w tym czasie małymi grupami zapuszczał się do Białogardu. Widziałem jak paliły się zabudowania na Wiesenstrasse (ul. Raczyńskiego), w tym znany mi warsztat szewski Henkego. Niemal wszystkie sklepowe witryny były wybite. Na jednym z narożników dostrzegłem pierwszych zabitych. Na chwilę przystanęliśmy przy sklepie drogeryjnym Breidenbacha. Stamtąd Heerstrasse (ul. Staromiejska) dotarliśmy na rynek, a następnie pomaszerowaliśmy Marienstrasse (ul. Najświętszej Maryi Panny) w kierunku Torstrasse (ul. Grottgera). W tym czasie objąłem dowodzenie nad moim oddziałem. Nakazałem ruszyć Wilhelmstrasse (ul. Piłsudskiego) w stronę Poetensteig (Ścieżka Poetów - dukt spacerowy nad Liśnicą).

Przemieszczałem się na czele awangardy, kierując nas wszystkich w okolice Klępina. Na Klempinerstrasse (ulica bez współczesnej nazwy) zdecydowaliśmy się ruszyć jednak w stronę Połczyna Zdroju, przechodząc po drodze przez Bolkowo. Po drodze urządziliśmy kilka postojów. Podczas jednego z nich dołączyło do nas dwóch młodych oficerów, którzy objęli komendę. Maszerowaliśmy teraz w stronę Rąbina. W Bolkowie musieliśmy zmienić kurs na wieść o zajęciu Połczyna Zdroju przez Armię Czerwoną. Wydawało nam się, że marsz nie będzie miał końca. Część żołnierzy przemieszczała się jako ubezpieczenie skrzydeł kolumny; cały czas sprawdzaliśmy także tyły. Co jakiś czas padała komenda "stać". Ktoś dowiedział się, że najprawdopodobniej trafiliśmy do tzw. kotła i jesteśmy całkowicie okrążeni. Na drogach spotykaliśmy cywilnych uchodźców. Wyglądało na to, że miejscowości, przez które mieliśmy przechodzić już zajęte były przez Rosjan. Zastanawiało nas, dlaczego cywile przemieszczają się często w przeciwnym niż my kierunku. W naszych szeregach rozeszła się pogłoska, że uchodźców wysyłano specjalnie w inną stronę, by udrożnić trasy przemarszu Wehrmachtu.

Po drodze spotkaliśmy chłopców z białogardzkiego Hitlerjugend. Wiem, że mimo młodego wieku wysyłano ich na pierwszą linię gdzie najczęściej szybko tracili życie. Podobnie zresztą sytuacja przedstawiała się w przypadku funkcjonariuszy miejskiej komendy policji i wszelkich innych służb oraz organizacji paramilitarnych; oni także stali się żołnierzami, jak my. Minęliśmy też samochód z powiatowym zarządem Deutsches Rotes Kreuz - Niemieckiego Czerwonego Krzyża. Wśród jego przedstawicieli rozpoznaliśmy Kreisleitera Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników, Aschenbrennera w uniformie lekarskim. Starał się zbiec z miasta w przebraniu obawiając się zemsty zdobywców.

Drogi były pełne ludzi. Rosjanie zdawali sobie z tego sprawę. Co jakiś czas wojskowo-cywilne kolumny ostrzeliwała artyleria i czołgi. Nasz młody oficer, nie mając żadnego doświadczenia frontowego, z trudem panował nie tylko nad nerwami, ale też podległymi mu ludźmi. Ponosiliśmy straty."

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!