Choć pokrzywdzona sprzedawczyni zarzeka się, że napastnik przystawił jej nóż do gardła, ten twierdzi, że broni nie miał.
Mateusz G. w piątek skończy 23 lata. Urodziny spędzi za kratami. Być może jeszcze nie jedne. We wtorek przed Sądem Okręgowym w Koszalinie rozpoczął się proces, w którym oskarżyciel zarzuca mu jedno z poważniejszych przestępstw opisanych w kodeksie - usiłowanie rozboju, czyli kradzieży z użyciem przemocy, groźby i noża, za co grozi mu 12 lat za kratami. To jednak nie wszystko...
5 sierpnia 2014 roku. Mateusz G. spacerował ulicami Szczecinka. Jak dziś przekonuje, był głodny. Nie mieszkał w domu. Uzależniony od dopalaczy postanowił żyć na własny rachunek, by robić, co tylko młoda dusza zapragnęła.
- Przyznaję się. Szedłem ulicą Wyszyńskiego i przez okno SKOKu zobaczyłem, że jakaś pani położyła na ladzie portfel. W nim były setki - opisuje absolwent gimnazjum, który imał się jedynie dorywczych prac. - Wszedłem do środka, chwyciłem portfel i uciekłem. Wyjąłem ponad 300 złotych i portfel wyrzuciłem w bramie. Nie chciałem zabierać czy używać dowodu osobistego... - akcentował oskarżony. Akcentował, bo za kradzież dowodu grożą mu dodatkowo dwa lata.
Za skradzione pieniądze Mateusz G. kupił nie jedzenie, a... - Dresy Nike i klapki. Japonki, w którym mnie zatrzymali - oświadczył.
Po kilku dniach znów brakowało mu pieniędzy. Jak je zdobył? Wydarzenia z 10 sierpnia inaczej pamięta 23-latek, inaczej pokrzywdzeni. - Przygotowywałam się do zamknięcia kiosku. Utarg z całej niedzieli wsadziłam do reklamówki i ukryłam pod kwiatami - 27-letnia Paulina P., pracownica kiosku ze zniczami i kwiatami przy szczecineckim cmentarzu do dziś trzęsie się i łka na wspomnienie niedzielnego popołudnia. - On wszedł, zdjął czapkę i zaczął krzyczeć, że mnie zabije, jak mu nie oddam kasy. Wyciągnął zza pleców nóż i przystawił mi do gardła. Krzyczałam "ratunku"...
- Wtedy do sklepiku weszła emerytka, stała klientka. Miała w dłoni 50-złotowy banknot i chciała go rozmienić. G. odłożył nóż, powiedział, że rozmieni te pieniądze, zabrał je, pchnął pokrzywdzoną na metalową skrzynkę i uciekł. Wbiegł na cmentarz - opisywał ustalenia śledczych Jerzy Sajchta z Prokuratury Rejonowej w Szczecinku.
Jak wersję zdarzeń opisuje oskarżony? Co działo się, gdy do akcji wkroczył zastępca naczelnika wydziału kryminalnego szczecineckiej komendy, który akurat przejeżdżał obok kiosku na rowerze? I czy udało się znaleźć nóż? O tym w środowym wydaniu Głosu Koszalińskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?