Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydencka kampania wyborcza po koszalińsku

Radek Koleśnik
Prezydent Bronisław Komorowski podczas  niedawnej wizyty w Koszalinie. Wygląda na to, że tylko podczas takich wizyt  lokalne elity partyjne wykazują "polityczną" aktywność, na ogół zapominając, że toczy się  w kraju  niezwykle ważna dla obywateli rywalizacja wyborcza. Poza nimi trwa u nas nieustanna cisza wyborcza, od czasu  do czasu przerywana jedynie kontrowersyjnymi epizodami  z lokalnym samorządem w tle
Prezydent Bronisław Komorowski podczas niedawnej wizyty w Koszalinie. Wygląda na to, że tylko podczas takich wizyt lokalne elity partyjne wykazują "polityczną" aktywność, na ogół zapominając, że toczy się w kraju niezwykle ważna dla obywateli rywalizacja wyborcza. Poza nimi trwa u nas nieustanna cisza wyborcza, od czasu do czasu przerywana jedynie kontrowersyjnymi epizodami z lokalnym samorządem w tle Radek Koleśnik
Kampania wre, a na koszalińskim gruncie albo jej nie ma, albo wikła ona samorząd w niezdrowe klimaty

Już mniej niż miesiąc został do pierwszej tury wyborów prezydenckich. To jedne z najważniejszych wyborów ostatnich lat. Kampania wyborcza jest w swoim apogeum, ścierają się postawy i poglądy, tymczasem na gruncie lokalnym praktycznie jej nie ma. Widać ją tylko podczas typowych, żeby nie powiedzieć rytualnych, wizyt w regionie kandydatów na najwyższy urząd w państwie lub tzw. partyjnych ważnych figur.

Gdy ci wyjadą, nasza rzeczywistość wygląda tak, jakby nic ważnego w kraju się nie działo. A jak coś się dzieje, to głównie kontrowersyjne sytuacje jak - ostatnio - akcja plakatowa z urzędnikiem ratusza w roli głównej, czy ta, gdy ratusz wypłacił 23 urzędnikom łącznie ok. 9 tys zł za pracę przy wizycie głowy państwa. Czy w ten sposób lokalny aparat rządzącego w kraju ugrupowania jest wciągany w kampanię na rzecz urzędującego prezydenta?

- Tak to można nazwać, ale to nie jest nic wyjątkowego, to nawet nie jest polska specjalność. Ale bez wątpienia specyfiką regionu koszalińskiego jest to, jak każda kampania wyborcza tutaj wygląda, także ta obecna - mówi dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Dlaczego kampania prezydencka nie aktywizuje lokalnych polityków? Czy musi się kończyć na rozdawaniu ulotek?

- Oczywiście, że nie musi - mówi poseł Czesław Hoc, szef koszalińskich struktur PiS. - I zdaję sobie sprawę, że często tak wyjątkowy czas, jak prezydencka kampania, nie jest wykorzystywany do tego, aby polityczny, zdrowy spór przenieść na grunt lokalny. Na przykład w postaci takiej choćby dużej debaty w Koszalinie, z udziałem lokalnych liderów partyjnych i mieszkańców. A dlaczego tak się nie dzieje? Bo obecnie nie ma wśród ludzi zainteresowania taką formą politycznego dialogu. Kilka razy wyjeżdżaliśmy w ostatnim czasie w teren i podobne spotkania, w czasie których proponowaliśmy debatę o Polsce, organizowaliśmy. I zawsze kończyło się tak samo: przyszły dwie, trzy osoby - opowiada poseł.

Dodaje, że za odwrócenie się ludzi od spraw społecznych wina spada na wszystkich polityków, którzy budują polską scenę polityczną od 25 lat.

- Dlatego teraz trzeba uderzyć się w pierś i przez kilka lat edukować ludzi, przypomnieć im, na czym ta demokracja polega. A dopiero potem kontynuować społeczny dialog przy każdej okazji - podkreśla parlamentarzysta. Nie ma za to żadnych wątpliwości, gdy ocenia fakt, że koszalińskie władze wypłaciły swoim urzędnikom kilkusetzłotową nagrodę za pracę przy organizacji wizyty w Koszalinie Bronisława Komorowskiego. - To przekroczenie wszelkiej granicy przyzwoitości oraz przejaw politycznej pychy i buty. Teraz koszalińska PO głosi, wzorem słynnego szatniarza z "Misia" , że "możemy z publicznych pieniędzy zapłacić za pracę urzędników na rzecz kampanii naszego kandydata i co nam zrobicie?". To wykorzystanie samorządowego aparatu na rzecz partyjnych celów - podkreśla Czesław Hoc.

- Nic podobnego, nie jest to żadne wykorzystanie kogokolwiek - ripostuje Piotr Zientarski, koszaliński senator PO. - Wizyta w Koszalinie prezydenta Komorowskiego nie była częścią kampanii wyborczej. Prezydent przyjechał z okazji ćwierćwiecza istnienia odrodzonego samorządu jako głowa państwa. Najważniejszym punktem wizyty było spotkanie w Filharmonii Koszalińskiej, które przecież trzeba było zorganizować. I co też nieprzyzwoitego jest w tym, że nagrody za to dostali ci pracownicy, którzy pracowali przy jej organizacji? Uważam, że nic - przekonuje senator.

A kampania? Według senatora PO nie ma potrzeby włączania lokalnych struktur PO w przenoszenie kampanii prezydenckiej na grunt lokalny, bo prezydent Komorowski nie musi pokazywać Polakom kim jest. - Świetnie to zrobił przez ostatnie pięć lat i Polacy wiedzą doskonale, kto w tych wyborach gwarantuje zgodę i bezpieczeństwo. Dziwię się jednak, że takiej aktywności nie wykazują w Koszalinie PiS, czy SLD. Przecież ich kandydaci potrzebują wsparcia na każdym szczeblu, bo ich wizerunek jest dość słaby. No, ale koszalińskim PiS-em twardo steruje poseł Czesław Hoc i nie pozwala na żadne inicjatywy, które mogą skutkować wewnątrzpartyjnym pluralizmem - ocenia Piotr Zientarski.

A jak widzą to eksperci? Dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego: - Taka ciągła cisza kampanijna w Koszalinie to efekt specyfiki tego regionu. PiS jest tu wyjątkowo słaby, miejscami praktycznie bez struktur, a SLD rozbite i skłócone. Nie ma komu zorganizować czegoś na poziomie lokalnym. Nie jest też tym zainteresowana PO, ale z innego powodu. Jest tak silna w tym regionie kraju, że uważa, że nie musi nic robić. Poczucie tej siły jest przyczyną także tego, że - nie wprost, ale w wyraźny sposób - wykorzystuje samorządowy aparat władzy do promowania swojego kandydata. Ale nie jest to nic nadzwyczajnego, powiedziałbym, że jest to europejska norma. W tym przypadku niewłaściwe nie jest to, że tak się dzieje, ale to, że próbuje się mydlić ludziom oczy i mówić, że "nie, ależ skąd, nic takiego się nie dzieje, my tak nie robimy".

Tymczasem nikt rozsądny w tym kraju nie wierzy w to, że samorząd jest apolityczny. W krajach zachodnich takiego udawania raczej nie ma i tam na przykład burmistrz wprost działa na rzecz kandydata swojego ugrupowana, włączając się mocno w jego kampanię, a potem jest z tego przez własnych wyborców rozliczany. U nas z kolei, jak choćby z tymi nagrodami przyznanymi urzędnikom przez władze Koszalina, próbuje się wmówić ludziom, że to nie ma związku z kampanią wyborczą. Oczywiście, że ma - podkreśla politolog.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!