Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy matka z czworgiem dzieci wyląduje na bruku?

Jakub Roszkowski
Małgorzata Stachowicz wraz z czwórką swoich dzieci na razie mieszka w hotelu przy białogardzkim kompleksie sportowym. Ale za kilka dni będą musieli opuścić pokój. Trafią na bruk.
Małgorzata Stachowicz wraz z czwórką swoich dzieci na razie mieszka w hotelu przy białogardzkim kompleksie sportowym. Ale za kilka dni będą musieli opuścić pokój. Trafią na bruk.
Po pożarze, w którym doszczętnie spaliło się mieszkanie, mama z czwórką dzieci trafiła do hotelu. Sęk w tym, że za kilka dni musi go opuścić.

- Podpisałam dokument, że 20 kwietnia pokój opróżnimy. Wtedy jednak wszystko bym podpisała, bo zostaliśmy bez niczego. Ale teraz boję się. Bo za kilka dni trafię z dziećmi po prostu na bruk. Nie mamy się gdzie podziać - rozpacza Małgorzata Stachowicz, białogardzianka, mama czwórki dzieci.

Był początek marca tego roku. Ogień pojawił się na poddaszu kamienicy stojącej przy ul. Batalionów Chłopskich w Białogardzie. Ewakuowano mieszkańców całego obiektu, Stachowiczowie wybiegli na ulicę w piżamach, na boso. - Było tuż po godzinie 4 rano - opowiada pani Małgorzata. - Syn mnie obudził z krzykiem, że się pali. Mieliśmy sporo drewna w mieszkaniu, m.in. boazerię. To zaczęło się bardzo szybko palić. Ledwie zdążyliśmy uciec. Psów, mieliśmy dwa, kochane, nie udało się uratować. Pani Małgorzata i jej czworo dzieci trafili najpierw do znajomej, następnego dnia pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej wynajęli im pokój w hotelu przy stadionie. - Pomagali nam też ludzie z całego regionu, dostawaliśmy ubrania, nawet jedzenie. Bo my zostaliśmy bez niczego. Wszystko się spaliło - mówi dalej Małgorzata Stachowicz.

Od ponad miesiąca rodzina - samotna matka z czwórką dzieci w wieku od 6 do 14 lat - mieszka więc w hotelu dla sportowców. Ale niestety, za kilka dni, dokładnie 20 kwietnia, będą musieli opuścić lokal. Co z nimi się stanie? - Nie mamy dokąd pójść. Wylądujemy na ulicy. Straszne... - obawia się o najbliższe dni pani Małgorzata. Burmistrza odwiedza codziennie. - Co mam robić? To dla nas chyba jedyny ratunek: żeby miasto nas wsparło. Przecież chyba nie pozwolą, żebym z czworgiem dzieci zamieszkała na chodniku?

Krzysztof Bagiński, burmistrz Białogardu, sprawę zna bardzo dobrze. Potwierdza, że pani Małgorzata odwiedza go niemal codziennie. - Mam jednak dobre wieści dla pani Małgorzaty. Powołałem specjalny zespół fachowców, by ją wsparli w kwestiach prawnych, pomogli przygotować dokumenty. Pani Małgorzata otrzyma od nas mieszkanie do remontu. Musi jednak przekazać własność tamtego, spalonego mieszkania, na rzecz wspólnoty. Musi jeszcze zadeklarować spłatę należności, bo jest zadłużenie. Ale zapewniam, o wyrzuceniu na bruk może już zapomnieć. Znajdziemy jakieś wyjście do czasu załatwienia wszystkich jej spraw. Oczywiście pani Małgorzata musi poszukać wsparcia, bo remont mieszkania na pewno nie będzie kosztował kilku złotych - powiedział nam wczoraj.

- To bardzo dobra informacja. Będę na pewno spała trochę spokojniej. O wsparcie ludzi dobrego serca się nie martwię. Pomagano mi już po pożarze, wierzę, że i teraz sobie poradzimy. A moje wierzytelności spłacę - obiecała.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!