"Zjadłem frytki, walnąłem krechę i napisałem na facebooku, że go pobiję" - tymi słowami opisał ostatnie chwile przez zabójstwem Sebastian B. - Później wyszedłem z domu. On do mnie podszedł. Wypłacił mi strzała, zaczęliśmy się bić, no i stało się - opisywał. Tragedia wydarzyła się późnym wieczorem 17 kwietnia ubiegłego roku, przy ulicy Rzemieślniczej w Darłowie. Nad Wieprzą, na podwórku, gdzie niegdyś działało miasteczko ruchu drogowego. Między kolegami doszło do sprzeczki i bójki. Sebastian B. sięgnął za pazuchę. Pod kurtką miał ukryty nóż kuchenny.
Zadał tylko jeden cios. Ostrze trafiło w samo serce, a siła ciosu była tak potężna, że ofiara miała złamane dwa żebra. Masywny krwotok doprowadził do zatrzymania akcji serca. - Nie miałem noża specjalnie po to, żeby go zabić. Biliśmy się, ale nie chciałem mu zrobić krzywdy - wyjaśniał przed sądem oskarżony. Do zabójstwa przez 11 miesięcy nie przyznawał się. W środę, przed sądem, zmienił zdanie, choć twierdzi, że śmiertelnego ciosu nie pamięta. - Musiałem go dźgnąć, bo nie ma innej możliwości - podsumował.
Za zabójstwo Sebastianowi B. grozi nawet dożywocie. Odpowiada w warunkach recydywy. W ciągu pięciu lat przed zabójstwem był karany m.in. za kradzież z użyciem przemocy i gróźb.
Więcej czytaj w czwartek w papierowym wydaniu "Głosu Koszalińskiego".
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?