Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więcej demokracji, czyli skutki naszych wyborów lokalnych

Eryk Krasucki
Eryk Krasucki
Eryk Krasucki Paweł Miedziński
W wigilię 2014 r. pojawił się na miejskim portalu Drawskie Strony Internetowe sfilmowany wywiad z burmistrzem Drawska Pomorskiego - Zbigniewem Ptakiem. Nie jest niczym zdrożnym składanie świątecznych życzeń mieszkańcom; to miły gest ze strony osoby, na którą głosowała większość w ostatnich wyborach samorządowych i tym samym po raz czwarty powierzyła władzę nad swoim miastem.

Nieprzemyślana wypowiedź

Eryk Krasucki

Doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego, mieszkaniec Drawska Pomorskiego

Tych kilka banalnych stwierdzeń wyczerpuje jednak wolną od kontrowersji część opisu. Treść wywiadu bowiem budzi zdziwienie, niejednokrotnie też niesmak. Choć nastrój filmu jest świąteczny, to wypowiedzi, które tam padały z ust Zbigniewa Ptaka, przypomnijmy - urzędnika, według mnie mogłyby ewentualnie pojawić się w przestrzeni prywatnej, gdzie można sobie pozwolić na dużo więcej. Jeśli jednak takie treści pojawiają na publicznie, to znaczy, że drawski burmistrz ma problem z właściwym rozumieniem i realizacją swej społecznej roli. Stawianie się w pozycji arbitra elegancji jest w tym przypadku nieporozumieniem. Jako aktywny uczestnik niedawnej politycznej rozgrywki o fotel burmistrza, nie powinien oceniać swoich niedawnych przeciwników. Przypomina to bowiem sytuację, w której piłkarz jest jednocześnie sędzią. Tym bardziej nie przystoi mu to jako urzędnikowi samorządowemu, mającemu z zasady łączyć, a nie dzielić, łagodzić, a nie jątrzyć, tłumić swoje pretensje, a nie obnosić się z nimi publicznie.

Już w pierwszej wypowiedzi burmistrza padają nadzwyczaj mocne sformułowania, dotyczące minionej kampanii wyborczej - że była miałka i mało merytoryczna, a poza komitetem, któremu on przewodził, o "jakimkolwiek poziomie przyzwoitości nie można mówić". Co więcej, w wywiadzie pada też określenie "chamska kampania", którą prowadzić miały rzekomo inne niż jego ugrupowania, które wystawiły swoich kandydatów na stanowisko burmistrza. Powtórzę - źle się stało, że słowa te wyszły z ust urzędnika samorządowego.

Uważnie analizowałem to, co działo się w październiku i listopadzie ubiegłego roku zarówno jako obywatel, jak też naukowiec, przypatrujący się od lat zmianom zachodzącym w przestrzeni społecznej. Spróbuję więc przedstawić to szkodliwe dla naszej lokalnej społeczności zjawisko, jakim jest obniżanie standardów życia politycznego i osłabiania mechanizmów demokracji.

Jako mieszkaniec Drawska Pomorskiego nie mogę zgodzić się z oceną kampanii wyrażoną przez burmistrza. Według mnie była ona dużo ciekawsza niż ta sprzed czterech lat. Nietrudno to dostrzec, jeśli uważniej przyjrzymy się aktywności poszczególnych komitetów wyborczych. Żeby jednak nie rozbudowywać tekstu ponad miarę, wezmę pod uwagę tylko trzy z nich, te które, w moim odczuciu, były najbardziej aktywne.
"Nasza Gmina, Nasz Powiat - to My!"

W kampanii Zbigniewa Ptaka liczył się przede wszystkim wizerunek, nie tylko kandydata na burmistrza, ale też jego "drużyny". Trafili do niej ludzie dobrze w lokalnym środowisku znani lub ze znanymi nazwiskami. Można się oczywiście spierać, czy decydujące znaczenie dla ich końcowego sukcesu miały przymioty i dorobek własny, czy też zaproszenie na listy urzędującego burmistrza, a więc skorzystanie na jego niewątpliwej popularności, jednak wydaje się, że ostatecznie przesądzała osobowość kandydata.

Wszędzie tam, gdzie osoby startujące z komitetu Zbigniewa Ptaka przegrały, musiały zmierzyć się z konkurentami naprawdę silnymi, mocno osadzonymi w świadomości społecznej, mającymi konsekwentnie budowany dorobek społecznikowski (Romuald Kurzątkowski i Tomasz Walkiewicz), jak również takimi którzy szli do wyborów jako naturalni rzecznicy spraw niezałatwionych czy ignorowanych w poprzedniej kadencji (Andrzej Szczechowiak i kwestia żwirowni w Mielenku). To dobrze świadczy o nas, drawskich wyborcach, nie głosujemy z założenia na osoby przypadkowe, choć można też pospierać się, czy w każdym przypadku specyficznie pojmowana rozpoznawalność jest gwarantem dobrej pracy radnego.

Niestety, o programie poszczególnych kandydatów wiele powiedzieć nie można. Oprócz Michała Skrzypczaka żaden nie pokusił się bowiem o skonstruowanie oryginalnej wyborczej wypowiedzi. Tym samym ich indywidualność została całkowicie przesłonięta przez ogólnikowe hasła, a przede wszystkim przez autorytet burmistrza, który w swoim programie postawił na edukację, zdrowie i inwestycje. Jeśli przyjrzeć mu się dokładniej, zauważymy, że w dwóch pierwszych obszarach nic konkretnego nie zostało zaproponowane. W przypadku inwestycji zapowiedziano kontynuację spraw bieżących (np. rozbudowa sieci kanalizacyjnej), jak też ponownie przywołano kwestie przez lata odsuwane w przyszłość (np. rewitalizacja centrum miasta, muzeum miejskie).

"Odnowa"

Piotr Jermakow i "Odnowa" mogą się pochwalić tym, że jako jedyni prowadzili kampanię długofalową. Wystąpili ze swoim programem jako pierwsi, na kilkanaście miesięcy przez wyborami zbudowali stronę internetową, która stała się ich platformą komunikacyjną, począwszy od lutego zorganizowali w Drawsku i Gudowie cykl ciekawych spotkań tematycznych, na których prezentowali swoje pomysły programowe, ale też próbowali rozbudzić społeczne zainteresowanie dla pewnych nowinek, jak np. koncepcji "budżetu obywatelskiego". Nie zapomniano również o bezpośrednich spotkaniach z wyborcami tuż przed samą elekcją (dwukrotnie w Drawsku, ale też w Gudowie, Nętnie, Łabędziach i Linownie).

Dlaczego jednak - mimo uruchomienia mechanizmów demokratycznych - kampania nie zakończyła się sukcesem? Wydaje się, że zadziałał przede wszystkim czynnik ludzki. Pomysły Piotra Jermakowa, takie jak "Samospłacający się dom" czy letniskowe domy na wodzie, które miały być szansą na rozwój regionu, odbierane był od początku ze znaczną rezerwą. Tak samo jak i jego osoba. Nadmierna kłótliwość i zaczepność, którą niektórzy mylą z wyrazistością, nie są w lokalnej polityce przymiotami cenionymi. Również niska rozpoznawalność zdecydowanej większości osób wchodzących w skład "Odnowy", rodzić mogła wrażenie przypadkowości umieszczenia ich na listach.

"Z Drawskiem Razem"

W skład komitetu "Z Drawskiem Razem" weszły osoby dobrze znane i te dopiero startujące w obszarze demokracji lokalnej. Grupę tę charakteryzowała na pewno spora kreatywność w sferze komunikacji, co przekładało się na umiejętność wykorzystania nowych mediów, a także otwartość na wyborcę, który szukał poważnego zamiennika dla dotychczasowej władzy.

Uwagę zwracała powaga, z jaką większość kandydatów tego ugrupowania podeszła do prezentacji swych przyszłym zamierzeń. Niemal każdy z nich potrafił precyzyjnie i ciekawie wskazać bliską sobie tematykę, którą chciałby się zajmować w przypadku zwycięstwa jego ugrupowania. Godne podkreślenia jest również to, że będąc w kontrze do burmistrza, komitet unikał personalnych zaczepek i starał się postrzegać rzeczywistość lokalnej polityki w sposób systemowy.

Największym atutem ugrupowania był z pewnością Romuald Kurzątkowski, kandydat na burmistrza, człowiek od kilkunastu lat obecny w samorządowym środowisku jako radny, a także społecznik. Wystarczy przypomnieć, że to właśnie od niego i jego edukacyjnego projektu zaczęła się w Drawsku wartościowa "moda" na wybitnego architekta Waltera Gropiusa. Dobry wynik Kurzatkowskiego zarówno w wyborach na urząd burmistrza (1840 głosów, a więc 34,2% wszystkich), jak i do rady miejskiej (170 głosów, o 76 więcej niż kolejny startujący w okręgu), są świadectwem tego, że w Drawsku jest niemałe oczekiwanie zmiany. Być może, gdyby jego kampania prowadzona była w sposób bardziej dynamiczny (uwaga ta odnosi się również do kampanii całego "ZDR"), doczekalibyśmy się drugiej tury głosowania. Przykład Złocieńca, gdzie po trzech kadencjach doszło do zmiany na stanowisku burmistrza, powinien dawać do myślenia.

"Demokracja Bezpośrednia"

Za najciekawszy uznaje jednak sukces wyborczy Tomasz Walkiewicza, który wystartował samodzielnie - jako jedyny w Drawsku reprezentant ogólnopolskiego komitetu wyrażającego sprzeciw dla funkcjonującego w Polsce układu politycznego. I wygrał, m.in. z dotychczasowym przewodniczącym rady miejskiej, Czesławem Falińskim, co i jest, i nie jest niespodzianką.

Bo z jednej strony mamy bolesną porażkę ważnej postaci w "drużynie" burmistrza, z drugiej zaś, zwycięstwo to nie powinno dziwić nikogo, kto uważnie śledzi drawskie życie publiczne. Walkiewicz od lat wyznacza w naszym mieście standardy pracy społecznej i pokazuje, czym może być dobrze działające stowarzyszenie (KS Orliczek). Nie ma też u nas nikogo, kto w większym stopniu otworzył Drawsko na młodzież z innych krajów. Mam nadzieję, że radny Walkiewicz będzie jednym z jaśniejszych punktów w obecnej kadencji rady miejskiej, w której opozycji jak na lekarstwo. A bez weryfikacji działań władzy, konsultacji i dyskusji społecznej demokracja zaczyna kuleć. To niekorzystne zjawisko rzutuje na codzienne życie mieszkańców Drawska.

Powody do wstydu

Jako społeczność lokalna powinniśmy się wstydzić za te elementy kampanii, które mogły wzbudzić rozgoryczenie nie tylko Zbigniewa Ptaka - plakaty jego komitetu opatrywano opaskami z rzeczywiście chamskimi treściami. Ale gdzie są dowody na to, że stał za tym któryś z konkurencyjnych komitetów? Te domniemania nie dają jakichkolwiek podstaw do tego, aby znieważać politycznych przeciwników.
Jednak - nie potrafię sobie również przypomnieć, aby burmistrz, lub ktokolwiek z jego otoczenia, stanął w obronie kandydującego z list SLD Zbigniewa Szwajkowskiego, którego atakowano w sposób dalece bardziej brutalny, za pośrednictwem serii ulotek i artykułów publikowanych w "Powiatowej Gazecie Drawskiej".

Być może tę sytuację zmieniłoby publiczne nawoływanie do prowadzenia kampanii na innym poziomie, czyli wymiany rzeczowych argumentów, a nie oczerniania kontrkandydatów? Wtedy wszyscy mielibyśmy mniej powodów do wstydu.

Burmistrz Ptak podkreśla często, że politykiem nie jest, co wydaje się kuriozalne, ponieważ startując w wyborach samorządowych musi mieć przygotowany program właśnie POLITYCZNY. Brak identyfikacji z rolą polityka dowodzi strachu przed utożsamieniem z mało szanowaną przez Polaków profesją. Skoro istnieje polityka samorządowa, to każdy burmistrz czy wójt jest politykiem, czy tego chce czy nie. Oczywiście - skupia się na innych sprawach niż poseł czy minister, ale to tylko kwestia skali i innych narzędzi. Nawet łatka bezpartyjności niewiele dziś znaczy, bo stała się ona taką samą etykietką w rozgrywce politycznej, jak przynależność partyjna.

O tym jak bardzo świat politycznych gier obecny jest na poziomie gminnym przekonać się mogliśmy naocznie w trakcie tegorocznej kampanii. Sam burmistrz używał przecież bardzo chętnie wszelkich chwytów z podręcznika marketingu politycznego. Jego strategia wyborcza bazowała na wizerunku i celebrowaniu tego, co zrobił w trakcie poprzedniej kadencji, w związku z czym kwestie merytoryczne zeszły w jego prezentacji na plan dalszy. Zamiast nieobecnych, a niezbędnych w okresie przedwyborczym debat otrzymaliśmy trwający przez kilka tygodni "festyn" pod hasłem "Postawmy na dynamiczny rozwój", finansowany częściowo z urzędu gminy, bo czymże innymi były płatne ogłoszenia zamieszczane w okresie przedwyborczym w "Kurierze Szczecińskim" pod nieco zmienionym hasłem "Miasto dynamicznego rozwoju"?

Nie można zaprzeczyć temu, że przez ostatnie lata Drawsko sporo zyskało, imponująco prezentują się budynki Centrum Kultury i odnowionego dworca, pojawił się zakład spółki Kabel Technik, dający setki miejsc pracy, nie znaczy to bynajmniej, że zniwelowaniu uległy rozliczne problemy, przede wszystkim natury społecznej.

O tym jednak trzeba rozmawiać. Ale debata społeczna w naszym mieście nie istnieje. Jaka jest tego przyczyna? Jako osoba angażująca się w działalność organizacji pozarządowych, widzę wyraźnie, jak zubożona jest u nas sfera publiczna, w której przez swobodną wymianę opinii kształtować powinniśmy porozumienie odnośnie do wspólnych celów i w której realizować się powinno autentyczne demokratyczne uczestnictwo obywateli. W Drawsku jest z tym coraz gorzej, a najwymowniejszym znakiem regresu jest zlikwidowanie przez poprzednią radę miejską trybuny obywatelskiej.

Wyborczy festyn z udziałem dzieci

Mając to na uwadze, wybrałem się na miting inaugurujący kampanię burmistrzowskiego komitetu "Nasza Gmina, Nasz Powiat - to My!", który odbył się 28 października 2014 r. w drawskim Centrum Kultury. Spodziewałem się, że uczestnicy będą mieli możliwość zadawania pytań i wymiany opinii. Niestety! Nie dane nam było zainicjować dyskusji. Mogliśmy za to uczestniczyć w wydarzeniu POLITYCZNYM, w którym posłużono się dziećmi ze SZKOLNEJ orkiestry i MIĘDZYSZKOLNEGO UCZNIOWSKIEGO klubu karate. Takie zachowanie w rozgrywce politycznej każdorazowo powinno budzić sprzeciw. Do dziś zastanawia mnie, co kierowało rodzicami, którzy wysłali swoje pociechy na spotkanie wyborcze, aby umilały czas zebranym tam osobom tańcem, muzyką i sportowymi popisami.

Postawa burmistrza Ptaka, wykorzystującego w swej kampanii pełnione przez siebie stanowisko już mnie nie dziwi, ponieważ robił to wielokrotnie, żeby przypomnieć wizytę znanego kierowcy rajdowego Krzysztofa Hołowczyca, który tuż przed wyborami pojawił się w drawskim Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych. Nieprzypadkowo, jak sądzę, w tym spotkaniu czynnie uczestniczył również on sam - kandydat na burmistrza, który zyskał poparcie znanego sportowca w obecności uczniów klasy maturalnej, w większości mogący już czynnie uczestniczyć w akcie wyborczym. Działo się to - dodać warto - przy pełnej aprobacie dyrekcji szkoły.

Prywatne a państwowe

Wspomniane spotkanie w Centrum Kultury, ale też cały tok kampanii, uświadomiły mi jeszcze jedno, to mianowicie, że rozdział pomiędzy tym, co "urzędowe", a tym, co "prywatne" jest w przypadku Drawska częstokroć trudny do uchwycenia. Pomijam bardzo liczne grono urzędników gminnych czy przedstawicieli instytucji podległych gminie, którzy w mitingu wyborczym uczestniczyli. Każdy ma prawo wesprzeć swego szefa, jeśli ma na to ochotę. Gorzej jednak, kiedy konferansjerkę na wiecu wyborczym prowadzi pracownik referatu promocji urzędu miejskiego, imprezę fotografuje szef tej struktury, a całość filmuje podinspektor w referacie pozyskiwania funduszy. Nawet jeśli wszystko odbywa się poza godzinami pracy, nawet jeśli wszelkie procedury są dopełnione, to jest to zły obyczaj.

Rodzi się bowiem nieufność wobec tych ludzi, a więc i wobec urzędu, który powinien być z założenia neutralny. Przy załatwianiu sprawy w urzędzie nie interesuje mnie, czy mój rozmówca popiera Piotra Jermakowa, Romualda Kurzątkowskiego czy Zbigniewa Ptaka. Stało się jednak tak, że dziś kontaktując się z referatem promocji mam nieodparte wrażenie styczności nie z miejskimi urzędnikami, ale z usługodawcami, których można wynająć do politycznych celów. Jakże przejrzyściej sprawy wyglądałyby, gdyby urzędujący burmistrz wyzbył się łatwej pokusy wykorzystania podległej mu administracji do celów prywatnych. Tego po prostu nie wypada robić.

Zwielokrotnione role

Świadomie nie napisałem, kto jest osobą rozmawiającą ze Zbigniewem Ptakiem, bo nie mam pojęcia, jak określić jej rolę. Dla porządku, to Adam Cygan - kierownik referatu promocji Urzędu Miejskiego, administrujący w godzinach wolnych od pracy Drawskimi Stronami Internetowymi, a więc prywatną firmą.

I w tym cały szkopuł. Kto przepytuje burmistrza? Dziennikarz? Urzędnik? I tak źle, i tak niedobrze. Przygotowania dziennikarskiego rozmówca burmistrza nie ma żadnego, co widać i słychać. Pytania czyta z kartki, a ich jakość woła o pomstę do nieba.
Po co, zapytam, jako mieszkaniec Drawska, wraz z życzeniami bożonarodzeniowymi otrzymuję zestaw poglądów Zbigniewa Ptaka na temat zadłużenia gminy Ostrowice czy ewentualnej współpracy z burmistrzem Złocieńca? Żeby jeszcze odpowiedzi były interesujące, ale ze strony drawskiego włodarza słyszymy takie komunały, jakich profesjonalny dziennikarz nigdy by bez wstydu nie opublikował. Jednak to nie brak fachowego przygotowania jest największym problemem Adama Cygana, ale to, że znów przy okazji wywiadu pojawia się niejasny styk "urzędowego" z "prywatnym".

Ta niepokojąca sytuacja trwa już zresztą od lat i nic w tej sprawie się nie robi, ba, w naszej lokalnej przestrzeni społecznej trwa wobec niej cisza. Być może to kwestia słabości lokalnych mediów, które niemal zupełnie zapomniały o swej podstawowej funkcji, jaką jest kontrola władzy. Być może zapominają, bo większość z nich utrzymują urzędowe ogłoszenia? A może to kwestia naszej obojętności wobec tego, co władza czyni, bo wolimy uciekać w prywatne, niż zajmować się sferą publiczną. Zapominamy przy tym, że to, co publiczne bezpośrednio rzutuje na to, co prywatne.

Potrzeba dyskusji

Jak wynika z powyższych opisów działań przedwyborczych kilku komitetów, drawska kampania, o ile tylko chce się dostrzec jej barwy, nie była wcale tak miałka, jak pokazał nam w wigilijnym przesłaniu jej zdecydowany zwycięzca .
Przypomnijmy raz jeszcze: publiczne recenzowanie swoich konkurentów nie jest rolą obecnie urzędującego burmistrza, nawet jeśli czuje się osobiście urażony.

Stracona została znakomita okazja do wysłania ciepłego, pojednawczego sygnału, nie tylko przeciwnikom politycznym, ale lokalnej społeczności, która w okresie świątecznym otrzymała powyborcze utyskiwania.

Jednak ten niefortunny wywiad stanowi dobry punkt wyjścia do dyskusji nad tym, jak powinna funkcjonować drawska sfera publiczna i lokalna demokracja. O ich rozwój dbać powinniśmy wszyscy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!