Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamiętam pogrzeb Marszałka - 100 lat Kazimiery Marczak z Jarkowa (zdjęcie, film)

Iwona Marciniak
Kazimiera Marczak z Jarkowa pod Rymaniem skończyła 100 lat. Imponuje kondycją, błyskotliwym umysłem i poczuciem humoru.

Gdy przyjechaliśmy do Jarkowa na spotkanie z Kazimierą Marczak, która szóstego grudnia skończyła 100 lat, uznaliśmy, że to chyba nieporozumienie. No bo jak tu uwierzyć, że ta uśmiechnięta, prosta jak struna starsza pani, która po domu kręci się nie używając nawet laski, za to nucąc sobie pod nosem, przeżyła wiek. Co więcej, upływ czasu nie zmącił jej jasnego umysłu. Do okulisty synowa zapisała kilka lat temu. - Ale mnie okularów nie trzeba, bo ja jeszcze bez nich dobrze widzę- macha ręką pani Kazimiera. - Jak jest słońce i większe litery to oczy trochę przymrużę i czyta mi się całkiem dobrze - mówi z dumą. - Co czytam? A rozmaicie. Co jest, gazetę jaką. Ja zawsze czytać lubiłam. I modlitewne książki, i romanse jak była okazja - dodaje z uśmiechem. - Czytałam, śpiewałam, wiersze mówiłam. No i o modlitwie zawsze pamiętałam. Pacierze, godzinki, nieszpory.

Jest szczęśliwa, gdy ma z kim podzielić się wspomnieniami. - Ja jeszcze tyle pamiętam! Nie wiem skąd u mnie pamięć taka. Dar od Boga może, czy jak? - gdy się śmieje, w jej oczach błyskają, figlarne iskierki. Kiedy rozmawiamy, czasem ich miejsce zajmują łzy, bo jak to w życiu, nie wszystkie wspomnienia są radosne. - Tych smutnych jest nawet więcej - mówi pani Kazimiera. Mieszka w domu, który z mężem Leonem, synkiem Zdzisiem, córeczką Marysią i Zygmuntem, który lada moment miał przyjść na świat, zasiedlili w listopadzie 1945 roku. Trzy lata później urodziła się najmłodsza córeczka, Bogusia. Przyjechali tu spod Hrubieszowa, z Lubelszczyzny. Spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyli na tzw. Ziemie Odzyskane. Dostali wtedy dom i ziemię pod uprawę, 11 - hektarów. Wcześniej do Jarkowa przyjechali rodzice pani Kazimiery, Ewa i Wiktor. - Rodzice zamieszkali o tam, naprzeciwko, w domu, którego już nie ma. Napisali do nas: "przyjeżdżajcie, bo tu dla was gospodarka zajęta". Tośmy co się dało wysprzedali. Krowy, meble. Poduchy i pierzyny zostawiłam takim staruszkom, co w domu po nas zamieszkali. Na początku mieszkały tu jeszcze trzy Niemki. Matka z córką i siostra tej starszej. Leon pozwolił im zostać. Jedna opiekowała się mną jak rodziną. Jak przed porodem Zygmunta chodziłam pokrzywiona i płakałam z bólu, to i ona płakała. Dobre to były kobiety. Do ostatnich wysiedleń z nami zostały.

Z czasem na Pomorze Zachodnie zjechało też całe siedmioosobowe rodzeństwo pani Kazimiery. Do dziś żyje czwórka. Najmłodsza siostra, Jadwiga ma 80 lat. Brat Zdzisław ma lat 85, a kolejna siostra, Stanisława, stulatką będzie za dwa lata. Mąż pani Kazimiery zmarł 23 lata temu.

Dziś, w domu, w Jarkowie, gospodaruje syn Zygmunt z synową oraz wnuki. Wszystkich wnucząt jest aż 10. Prawnucząt 18, a praprawnucząt czworo. Najstarszy praprawnuk ma pięć lat, najmłodszy siedem miesięcy.

Wspomnienia przyjazdu do Jarkowa pani Kazimiera może snuć bez końca. Ale dla niej to żadne wyzwanie.

- Miałam wtedy dopiero 5 lat, ale pamiętam wojnę polsko - bolszewicką! - mówi z dumą. - Mieszkaliśmy wtedy w takiej oficynie. Pamiętam jak mama wsadzała pierzyny w okna. Chyba, żeby zatrzymały kule. Jak front koło nas przechodził, przynieśli do naszego domu rannego. Polskiego żołnierza. Koło drzwi leżał. Pamiętam też jak wpadł do nas jeden bolszewik. Miał czerwone spodnie i białą koszulę. Z trzema innymi wyciągnęli mamusi świniaka z chlewika i poderżnęli mu gardło. Mama i ja patrzyłyśmy z okna. Mamusia krzyknęła "O Jezu!" Obieśmy płakały…

Tatuś był stelmachem u pana dziedzica. Robił wozy i wszystko co było trzeba. Nie chodziliśmy głodni. Dobrze nam było. Jak ja lubiłam jak mama ciasta napiekła! Bo ja muszę się przyznać, do tej pory bardzo lubię wszystko słodkie.

Pani Kazimiera przypomina sobie szkolne lata. - W szkole, na ścianie wisiał portret Marszałka Piłsudskiego. Jak chcecie, to wam powiem o nim wierszyk - klaszcze w dłonie z uciechy widząc zaskoczone miny. - Szlo to tak: “Patrzy na nas postać w mundur przyodziana, a czy wy dziateczki znacie tego pana? To Józef Piłsudski, wódz dzielny i śmiały, co nas wiódł do walki, co nas wiódł do chwały! Więc, że blask wolności nad Polską dziś świeci, Jego to zasługa, wiedzcie o tym dzieci."

Jak Piłsudski umarł, miałam 20 lat. Jego pogrzebu w radio w szkole słuchałam. Bardzo się wzruszałam.

Gdy siedzimy w pokoju pani Kazimiery, kolejne wspomnienia wyrzuca jak z rękawa.

- Jak wybuchła wojna, to ja byłam już mężatką. Tam pod Hrubieszowem mieszkaliśmy. Pamiętam jak ludzie do kościoła poszli. Z Warszawy przyjechał wtedy chrzestny mojej córeczki. Też poszedł. Niemcy wszystkim kazali wyjść z kościoła i pognali ich wszystkich do lasku. Wszystkich powystrzelali. Też mogłam tam być...

Pani Kazimiera wzdycha: - Bywało rozmaicie w tym moim życiu. Zawsze ciężko pracowałam. Najpierw pomagałam mamusi jak mogłam, potem tu, na gospodarce. I dzieci się chowało. A dzieci to ja mam bardzo dobre. Towarzystwo bardzo lubiłam. W Kole Gospodyń Wiejskich byłam. Kobiety się spotykały, spiewały, uczyły gotować. Koleżanki przychodziły i do domu, było wesoło. Ale one wszystkie już poumierały - zawiesza głos. - Wszystkie. Tylko ja zostałam.

W święto Trzech Króli cała rodzina świętowała imponujący jubileusz pani Kazimiery. Zaczęli w południe, od uroczystej mszy świętej, a potem przenieśli się z wszystkimi gośćmi do wiejskiej świetlicy. Pani Kazimiera bawiła się tam do godz. 21.30. - Tak się czułam, jakbym się na nowo urodziła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!