Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na tropie fachowca. Kryzys w szkolnictwie zawodowym

Sylwia Zarzycka
W 1990 roku w szkołach zawodowych kształciło się 63 procent uczniów szkół ponadpodstawowych, obecnie jest to nieco ponad 10 procent.
W 1990 roku w szkołach zawodowych kształciło się 63 procent uczniów szkół ponadpodstawowych, obecnie jest to nieco ponad 10 procent. Radosław Koleśnik
Szkoły Przez wiele lat szkoły zawodowe były traktowane jako zło konieczne. Teraz to zło, ma przeksztacić się w dobro i lek na nasz rozregulowany rynek pracy.

Szkolnictwo zawodowe, po latach udowadniania uczniom i rodzicom, że stanowią one zło konieczne i krążenia po obrzeżach polskiego systemu edukacji, dziś przypomina spaloną ziemię.

Taki pogląd podziela Krzysztof Hendzel, szef koszalińskiego Agrobudu, który ze szkołami zawodowymi, przede wszystkim z koszalińską budowlanką współpracuje i ponad rok temu stworzył tam klasę patronacką. Mówi, że podstawowy cel kształcenia w szkołach zawodowych powinien być jeden: młody człowiek ma konkretny fach w ręku, a pracodawca pracownika, na którym może polegać. Niby proste i oczywiste, ale w praktyce na drodze do tego celu piętrzy się wiele przeszkód, choćby biurokracja, która może zniechęcić każdego pracodawcę do przyjęcia pod swoje skrzydła ucznia i przyszłego potencjalnego pracownika. Drugie to wymagania ogólnie mówiąc związane z tym, że do zakładu pracy przychodzi uczeń, który zgodnie z przepisami musi mieć opiekuna, musi przejść cykl szkolenia teoretycznego. Po trzecie, godzin tzw. praktycznej nauki zawodu w szkołach zawodowych, a szczególnie w technikum, jest za mało.

Szef Agrobudu dodaje, że przez lata zniszczono bardzo dobrą tradycję szkół zawodowych, przypominając, przy tym, że uczenie się zawodu od podstaw - czyli od szkoły zawodowej, przez technikum, po np. studia inżynierskie - było przed laty drogą sprawdzoną i z punktu widzenia fachowości nikt lepszej nie wymyślił.

Niszczenie polskiego szkolnictwa zawodowego zaczęło się w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Z edukacyjnej mapy z przyczyn oczywistych zniknęły szkoły przyzakładowe. Jako że byliśmy w ogonie Europy pod względem osób z wyższym wykształceniem, nacisk został położony na szkoły kończące się maturą. Postały licea profilowane, które teraz wstydliwie i po cichu są wygaszane. Nikt wtedy tego głośno nie mówił, ale jedną z przyczyn degradacji szkolnictwa zawodowego, było to, że jest ono znacznie droższe od kształcenia ogólnego.

- Była wtedy myśl, żeby likwidować technika, na szczeście do tego nie doszło - wspomina Wiesław Kotlęga, wicedyrektor ds. kształcenia zawodowego w koszalińskim "elektroniku". Wystarczy powiedzieć, że w 1990 roku w szkołach zawodowych kształ
ciło się 63 procent uczniów szkół ponadpodstawowych, obecnie jest to nieco ponad 10 procent.

Te edukacyjne zawirowania szkoły zawodowe, zarówno zawodówki, jak i technika, ledwo przeżyły. Przyjmowały uczniów z przypadku, a kształcenie też było dalekie od ideału. Z opracowanego przez Instytut Badań Edukacyjnych raportu obejmującego lata 2005-2010 wynika, że ówczesne programy kształcenia zawodowego i programy nauczania bywały realizowane w oderwaniu od rzeczywistości, a niekiedy - pomimo realnych wymagań rynku i pracodawców. Uczniowie tak naprawdę nie wiedzieli, czego i po co się uczą, a jak już znaleźli po szkole pracę, to wymagania pracodawców nijak się miały do tego, czego się w tej szkole nauczyli.
Jednak wtedy nikt się specjalnie tym nie przejmował. Część zakładów pracy walczyła o przetrwanie i nowych pracowników nie potrzebowała, a ci, którzy sobie radzili, opierali się na tej kadrze, która została im z poprzedniego systemu edukacji.
Teraz to, co zostało zniszczone, ma zostać odbudowane. Obecny rok szkolny został ogłoszony "Rokiem Szkoły Zawodowców". Zmianami w systemie nauki, przyciągnięciem do szkół pracodawców, a także dofinansowaniem m. in. szkolnych pracowni, ministerstwo edukacji chce przekonać do kształcenia zawodowego oraz ustawicznego coraz więcej młodych ludzi. Tadeusz Sławecki, wiceminister edukacji odpowiedzialny za szkolnictwo zawodowe mówi, że Rok Zawodowców, ma także odczarować zły klimat wokół zasadniczych szkół zawodowych.

Jakie zmiany szykuje ministerstwo? Przede wszystkim, chce w system wciągnąć pracodawców. - Ministerstwo oczekuje od nich, by przedsiębiorcy mieli realny wpływ na to, w jakich zawodach kształcą się młodzi ludzie, a więc zgłaszali swoje zapotrzebowania. Ponadto stworzona zostanie mapa najlepszych szkół zawodowych, a nauczyciele tych słabszych będą musieli się dokształcać. Szkoły zawodowe będą mogły także liczyć na pieniądze, m. in. z unijnych programów, przeznaczone m. in. n doposażanie szkolnych pracowni i warsztatów.

Wiesław Kotlęga szacuje, że aby zachowana była zdrowa równowaga na rynku pracy w zasadniczych szkołach zawodowych i technikach, powinno się kształcić ok. połowa uczniów szkół ponadgimnazjalnych. I nikt nie ma wątpliwości, że aby to kształcenie miało sens, musi odbywać się w ścisłej współpracy z pracodawcami.

Dyrektorzy szkół mówią, że jedni pracodawcy to rozumieją, inni nie. I że na tym polu jest jeszcze sporo do zrobienia. - Pracodawcy muszą zrozumieć, że my nie mamy możliwości, by wykształcić im np. wąsko wyspecjalizowanego fachowca. Chcą mieć dobrego pracownika, to muszą w niego inwestować - mówi Elżbieta Mielnikiewicz, dyrektor Zespołu Szkół nr 8 w Koszalinie. Ale z rozmów, z młodymi ludźmi wynika, że wielu z nich nie chce pracować "u kogoś", jak dodają za marne grosze. - Bo jak ktoś dobrze płaci i docenia dobrą pracę, to pracownika zawsze znajdzie, ale takich pracodawców jest niewielu - mówią. Wielu bierze pod uwagę wyjazd za granicę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!