Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Półtora roku na skonstruowanie buggy. Niezwykła konstrukcja ze Szczecinka [wideo]

Rajmund Wełnic
Półtora roku zajęło Piotrowi Kondaszewskiemu ze Szczecinka skonstruowanie buggy, pojazdu który wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom. Warto było poświęcić ten czas, bo radość z jazdy samochodzikiem jest niebywała.
Półtora roku zajęło Piotrowi Kondaszewskiemu ze Szczecinka skonstruowanie buggy, pojazdu który wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom. Warto było poświęcić ten czas, bo radość z jazdy samochodzikiem jest niebywała. Rajmund Wełnic
Półtora roku zajęło Piotrowi Kondaszewskiemu ze Szczecinka skonstruowanie buggy, pojazdu który wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom. Warto było poświęcić ten czas, bo radość z jazdy samochodzikiem jest niebywała.

Osoby zainteresowane projektem szczecineckiego konstruktora odsyłamy na jego profil na facebooku (buggy VFR 750 ​) lub na forum miłośników buggy www.szayowozy.net

Widok buggy, który na ulicach Szczecinka pojawia się najczęściej na przyczepce (choć czasami na własnych kołach) wstrzymuje ruch, piesi przystają, oglądają i uśmiechają się od ucha do ucha. Co ich tak raduje? Buggy, bo nie ma w języku polskim słowa lepiej oddającego cóż to jest. Wygląda to to jak skrzyżowanie klatki z gokartem, quadem, wozem terenowym i diabli widzą czym jeszcze. - W dowodzie rejestracyjnym mam wpisane, że to czterokołowiec sam - mówi Piotr Kondaszewski, konstruktor pojazdu.
Pasję do majsterkowania miał od małego, zapewne po tacie, także mechaniku. - Pamiętam, że moją ulubioną zabawką był zestaw blaszek do skręcania, potrafiłem siedzieć przy tym godzinami - opowiada. Później przyszedł czas na poważniejsze eksperymenty z domowymi sprzętami, które mały Piotrek pod nieobecność rodziców rozkręcał śrubokrętem na czynniki pierwsze. - Rozbebeszyłem np. magnetowid, bo ciekawiło mnie, jak to działa - śmieje się na samo wspomnienie. Co najważniejsze, bo skręceniu nie zostawała żadna śrubka, a urządzenie działało bez zarzutu. Doceniam to, bo mi po samodzielnej naprawie odkurzacza zostało ostatnio kilka części (ale nadal odkurza). Wybór przyszłego zawodu był więc oczywistością - Piotr Kondaszewski najpierw został mechanikiem samochodowym, a następnie inżynierem po politechnicznym kierunku mechanika i budowa maszyn. Dziś konstruuje pojazdy i przyczepy rolnicze w fabryce Knies Poland w Barwicach.

W małych pojazdach zakochał się przed laty, gdy dostał w prezencie bilet na jazdę gokartem. Później, podczas pobytu w Niemczech, podpatrzył, że wielką popularnością cieszą się tam jeżdżące… skrzynki po piwie. To zabawkowy samochodzik na bazie karta, którego faktycznie centralną część stanowi skrzynka po piwie kryjąca niewielki silnik. - Zbudowałem tego sporo, większość kupili Niemcy - mówi nasz rozmówca.

To była wprawka przed poważniejszym wyzwaniem, jakim była budowa buggy. Długo gromadził części i kreślił - najpierw w głowie, a potem na papierze i w komputerze - projekt. - Początkowo pojazd miał być napędzany dieslem z samochodu, ale uznałem, że lepszy będzie motor z motocykla - mówi pan Piotr. Okazało się, że to świetny wybór, bo lekkiemu silnikowi z hondy VFR 750 buggy zawdzięcza unikatowe właściwości jezdne. - Silnik waży jakieś 70 kilogramów i momentalnie osiąga obroty rzędu 10 tysięcy na minutę, a silnik z auta ze skrzynią pewnie ważyłby z 200 kilogramów - mówi konstruktor. A masa - przy samochodziku ważącym nieco ponad pół tony - i moc generowana przez motocyklową jednostkę napędową (około 100 koni mechanicznych) decyduje o przyśpieszeniu, czyli jego głównej zalecie.

Oczywiście silnik to nie wszystko. Konstrukcja opiera się na solidnej klatce ze stalowych rur, która musi przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo kierowcy. Wiele rozwiązań to unikatowe pomysły Piotra Kondaszewskiego. - Niektóre patenty się świetnie sprawdzają, a bywało, że potrafiłem siedzieć przy buggy godzinami i nic przy nim nie robić, tylko zastanawiać się, jak rozwiązań jakiś problem - mówi. Np. opony pochodzą z quada, a nałożono je na felgi z małego fiata, ale powiększone. Kapitalnie rozwiązano kwestie zawieszenia, system pomysłowo ulokowanych wahaczy świetnie tłumi (jak na takie maleństwo) nierówności, a jednocześnie zapewnia twardość dającą radość ze sportowej jazdy po wertepach. Bo też bezdroża i poligony to naturalne środowisko tej maszyny, choć oczywiście jest także dopuszczona do normalnego ruchu po drogach. Napęd na koła przenosi łańcuch, który notabene w czasie pokazowej jazdy dla "Głosu" zerwał się.

Jak już wspomnieliśmy, bezpieczeństwo zapewnia klatka. Kierowca i pasażer siedzą w fotelach kubełkowych i są przypięci szelkowymi pasami. - Zakładam także kask, choć bardziej dla ochrony słuchu, bo za plecami mam dość głośny motor, niczym przecież nieosłonięty - mówi nasz rozmówca. - Za kierownicą zmienia się każdemu postrzeganie świata, zastrzyk adrenaliny jest potężny i naprawdę korci, aby wciskać pedał gazu do końca, ale zdrowy rozsądek jest cenie, bo to najlepsza gwarancja, że wróci się jednym kawałku. Przejazdy przez mokradła, kałuże, góry i doły sprawiają, że serce i żołądek skaczą ci do gardła, ale wrażenia są niesamowite. A przy okazji garderobę masz do prania, bo nic się nie chroni przed ziemia i błotem.

Prace w garażu-warsztacie nad złożeniem buggy z pojazdów-dawców z części wyszperanych na szrocie i w internecie zajęły jakieś półtora roku. - Zwykle popołudniami, pracowałem zrywami, czasami po wiele godzin, a czasami przerywałem, aby coś przemyśleć - wspomina Piotr Kondaszewski. Same części i materiały pochłonęły ponad 14 tysięcy złotych, ubezpieczenie i opinia rzeczoznawcy półtora tysiąca, włożonej pracy nie sposób wycenić. Bo też buggy pana Piotra nie jest na sprzedaż.

Samochodzik pomyślnie przeszedł próby terenowe i uliczne. Po pozytywnej opinii rzeczoznawcy można było go zarejestrować, przykręcić tablicę, ubezpieczyć i legalnie jeździć. Niestety, niedawno przepisy zmieniły się praktycznie kładąc rodzącą się w Polsce modę na buggy. Dziś, aby czterokołowego sama zarejestrować, trzeba uzyskać homologację. Pomijając horrendalne koszty (około 8 tys. euro za model), oznacza to urzędniczą mitręgę, która de facto eliminuje produkty przydomowych warsztatów, a takie w Polsce dominują. - Już teraz wiele osób nie rejestrowało buggy, przywozi je na zlotach na lawetach i jeździ tylko po wyznaczonych, zamkniętych trasach - mówi pan Piotr, który zdążył formalności załatwić jeszcze na starych zasadach. W powiecie szczecineckim jest bodajże pierwszy i jedyny.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!