Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ponad 3 lata więzienia za napad na sklep w Barwicach

Joanna Krężelewska
Oskarżony Krzysztof P. zarzekał się, że podczas napadu miał gaz. Skąd? Tego nie umiał powiedzieć. Napadnięta ekspedientka przekonywała, że mężczyzna był uzbrojony w kuchenny nóż. To jej sąd dał wiarę.
Oskarżony Krzysztof P. zarzekał się, że podczas napadu miał gaz. Skąd? Tego nie umiał powiedzieć. Napadnięta ekspedientka przekonywała, że mężczyzna był uzbrojony w kuchenny nóż. To jej sąd dał wiarę. Joanna Krężelewska
Za napad na barwicki GS 26-letni Krzysztof P. usłyszał w Sądzie Okręgowym wyrok 3 lat i 3 miesięcy więzienia. Teraz kłopoty mogą mieć też... ekspedientki z obrabowanego sklepu.

- Wyrok jest nieprawomocny, ale apelacji ze strony obrony nie będzie. Mój klient nie chce o nią wnosić - podsumował adwokat Marek Cichy. Wysokość wyroku jest też zbliżona do wniosku prokuratury, która chciała dla Krzysztofa P. 4 lat.
26-latek przyznał się, że 24 lutego napadł na sklep spożywczo-przemysłowy w Barwicach. Choć ekspedientka przekonywała, że groził jej nożem, P. zapewniał, że uzbrojony był "jedynie" w gaz pieprzowy. Gdyby sąd dał mu wiarę, mógłby liczyć na łagodniejszy wyrok. Tak się jednak nie stało - sąd przyjął rozbój kwalifikowany z użyciem noża.

Ani prawdziwego, ani rzekomego narzędzia śledczy nie znaleźli - jak zeznał Krzysztof P. spoczywa ono na dnie pobliskiej rzeki, by nie udało się zidentyfikować jego odcisków palców. Zresztą o maskowanie rabuś wyjątkowo zadbał - by nie zostawić odcisków chciał założyć rękawiczki. - Ale miałem tylko jedną. Drugą zgubiłem. Dlatego na drugą rękę założyłem... skarpetę - wyjaśnił. Twarz ukrył za kominiarką. Wbiegł do sklepu, zamknął za sobą drzwi na zamek i podszedł do ekspedientki.

- Otworzyłam kasę, ale w niej były same drobne. Setki i dwusetki chowamy do sejfu - mówiła przed sądem 31-letnia kobieta. A że sejf jest na zapleczu, tam pokrzywdzona zaprowadziła napastnika. - Dała mi banknoty. Za chwilę dodała: "o, tu jeszcze są" i dała jeszcze 600 złotych. W sumie to było 900 złotych - opisywał w toku procesu Krzysztof P. - Powiedziałem na koniec: "nie wzywaj policji". A ona na to: "dobra".

Motyw? Krzysztof P. wyjaśnił, że konkubina, która wychowuje ich syna, zamęczała go telefonami z prośbą o pieniądze. Łup rozdzielił: 800 zł przesłał na poczcie partnerce, 60 zł zaś dał koledze, by po południu... zawiózł go do niej do Wałcza.
Mimo skrupulatnej dbałości o ukrycie wizerunku i linii papilarnych policjanci nie mieli problemu z zatrzymaniem sprawcy.

Problemy za to - i to poważne - mogą mieć ekspedientki z GS-u. Prokuratura prowadzi śledztwo, bowiem postanowiły przypisać złodziejowi do rachunku niemałą kwotę - jedna z nich miała dług wobec sklepu.

Więcej o "zaradnych" ekspedientkach czytaj w czwartek w papierowym wydaniu "Głosu Koszalińskiego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!