Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Stefanki" pana Stefana, czyli jak oszukać drapieżnika

Iwona Marciniak
Stefan Przychócko i jego dzieła.
Stefan Przychócko i jego dzieła. Michał Świderski
Wędkarze mówią o jego błystkach czule: "stefanki". Jego samego nazywają wirtuozem. Błystki, albo jak kto woli blachy Stefana Przychoćko mają rzesze "wyznawców" w Polsce, Kanadzie, Irlandii, Islandii, Skandynawii.

- 1 grudnia miną 22 lata odkąd je robię, jako jednoosobowa firma - mówi Stefan Przychoćko zapraszając nas do swojego królestwa. W niewielkim pomieszczeniu w piwnicy domu jednorodzinnego na Osiedlu Radzikowo, przy małym stoliku dopieszcza swoje "karlinki", "trzebiatówki", "kołobrzeskie wirówki". Większość tych złożonych na pólkach już czeka na wysłanie. Niby podobne, a jednak się różnią: rodzajem blachy, z której je wycięto, wielkością, kolorami i nieco kształtem. Nie mogą się im oprzeć: łososie, trocie, okonie, szczupaki, pstrągi, czy sandacze. Jaź, kleń, lipień, też im ulegają.

Zadaniem błystki jest jak najlepiej imitować małą rybkę. Ma się błyszczeć i ruszać, w oczach drapieżnika wyglądać na smakowity kąsek. - O! To jeden z moich ulubionych wynalazków - na dłoni naszego rozmówcy ląduje niewielka blaszka. - Z jednej strony miedź, z drugiej metalik. Taki jak na alufeldze. Ileż to ludzi łowiąc na tę blachę na zawodach stanęło na pudle…! - wzdycha, a w jego głosie czuć dumę. - Dla ryby to takie czary - mary - tłumaczy. - Pojawia się i znika. Zaczyna intrygować. No bo to nie liść! To musi być jakieś życie! A wpływa w rewir drapieżnika! Trzeba to dogonić! Trzeba to zjeść! Bo to przecież mój teren! Im bardziej coś wkurza rybę, tym jest bardziej skuteczne - zdradza producent.

Gdy pytamy, skąd intensywne kolory, zwłaszcza żółto-pomarańczowo - czerwone niektórych z blach, Stefan Przychoćko rozkłada ręce z pobłażliwym uśmiechem: - No bo ryba jest jak kobieta. Lubi to co barwne. Czerwony kolor atakują wszystkie drapieżniki. Działa na nie jak płachta na byka. O! Tutaj mam błystkę z jednej strony białą, z drugiej czerwoną. Robię je od zeszłego roku. Wędkarze mają na niej dobre wyniki.

W małym pudełeczku, wypatrujemy kilka błystek z jednej strony niebieskich. - A nie - macha ręką. - Okazało się, że niebieski kiepsko działa. Rok czasu je testowałem.
Testowanie to tez pewien rytuał. - Kiedy mam kilkanaście modeli, każdy troszeczkę się różniący od kolejnego, idę nad rzekę. Nie żeby łowić, tylko sprawdzać błystki. Chodzę po brzegu i szukam miejsca gdzie szczupak lubi stać. Zarzucam błystkę z kotwiczką bezzadziorową, żeby w razie czego łatwiej było rybę wypiąć , ściągam wielokrotnie i czekam na reakcję. Najpierw oceniam na oko jak błystka chodzi, jakie daje refleksy, czy uruchomi odpowiednią falę akustyczną odbieraną przez rybę. Często jest tak, że wszystko wydaje się idealne, a szczupak nie atakuje. Gdyby blacha była skuteczna, drapieżnik atakowałby choćby po to, żeby ją pyskiem ze swojego rewiru odegnać. Gdy nie działa, czekam trochę, zmieniam błystkę na kolejną i znów czekam. Kiedy szczupak szykuje się do ataku, widzę to już po jego płetwach. Jeśli sytuacja się wielokrotnie powtarza, to wiem, że błystka się sprawdza.

Którą blachę uważa za najlepszą? - Ciężko powiedzieć - mówi. - Trzeba wybierać różne kierując się pogodą, porą roku, stanem wody, nasłonecznieniem, różnym światłem, tym, czy woda jest mętna, czy nie. W grę wchodzi mnóstwo czynników. Chyba jednak najbardziej uniwersalna jest ta błystka - dodaje po chwili zastanowienia, sięgając do kolejnego pudełka. - To moje srebro, mat. Kiedy pracuję nad kolejnymi błystkami, zawsze chcę, żeby były jeszcze lepsze niż reszta.

Wszystko robię sam
Stefan Przychoćko od początku błystki robił sam. Jak zresztą mnóstwo innych rzeczy w życiu. - No bo ja nie lubię kogoś prosić, czy łajać - mówi krótko. - Dała Bozia dwie zdrowe ręce i trochę sprytu, więc dlaczego nie próbować robić różnych rzeczy samemu? Albo ulepszać to co kto zrobił tak sobie. Jako chłopak bardzo chciałem mieć karabin. No to go sobie zrobiłem. Strzelał! - śmieje się widząc nasze zdziwienie. Swoje pierwsze błystki, jako chłopak wyciągałem pogubione po wędkarzach. Oglądałem je i usprawniałem.

Sam robi wykrojniki do blach, z których wycina błystki, sam je tłoczy. Głęboko. Sam maluje.
Zawsze był ciekaw świata, a zwłaszcza natury. Ryby obserwował od dzieciaka, bo rodzice mieli gospodarstwo rolne w Zieleniewie, niedaleko Parsęty. Lubił oglądać małe rybki w rowie melioracyjnym. - No i obserwowałem wędkarzy. Był taki bramkarz Kotwicy, Tadek Rączka. Dał mi kawał żyłki. Ze szpilki zrobiłem sobie haczyk. Teraz wiem, że już wtedy kombinowałem. Jako dorastający chłopak łowiłem. Po wojsku nie było już czasu. Trzeba było rodzinę zakładać. No i zbudować dom. Bo ja zawsze chciałem mieć coś swojego, swoje miejsce na ziemi.

Ożenił się w wieku 24 lat, a trzy lata później zamieszkał z żoną w nowym domu. Większość prac wykonał sam. Bardzo pomagała żona. - To były czasy, gdy materiały budowlane były na wagę złota. Pustaki na dom zrobiłem więc sam. Jak? Ano z kotłowni kupowałem żużel, jakoś udało mi się zdobyć cement. Kuzyn pożyczył formy. Trochę on podpowiedział jak zabrać się do roboty, trochę murarze. Robiłem po 80, czasem 100 pustaków dziennie. Na cały dom musiałem ich mieć 1200.

Z zawodu jest hydraulikiem. Pracował w Kołobrzeskim Przedsiębiorstwie Remontowo - Budowlanym, a potem w Elwie. - Tam działała sekcja wędkarska - wspomina Stefan Przychoćko. - Było nas kilkunastu, może dwudziestu. Wtedy nawet kotwic na przynęty nie było. Lutowaliśmy je ze zwykłych haczyków. Zawsze jakoś dowiadywaliśmy się kiedy będzie towar w sportowym koło kina i się tam biegało. Do dziś mam chyba z tysiąc czechosłowackich haczyków. Państwa nie ma, a ja mam z niego haczyki! - zauważa ze śmiechem. - Mam też np. nieużywany kij spinningowy na pstrąga. Państwa nie ma, a kij jest! Wnuk, jak mu o tym mówię, mocno się dziwi.

Ekolog, praktyk
Zawsze wolał spinning od innych metod połowu. - Bo człowiek się przemieszcza, obserwuje naturę, atak szczupaka na stado ryb, płoć zatrzaśniętą w tym szczupaczym, kaczym dziobie.

Ma zasadę, nie łowi "na żywca", czyli żywą małą rybkę. - Dla mnie to nie wędkarstwo. Niepotrzebne zadawanie bólu rybie. Nie wyobrażam sobie żeby wbić żywemu karasiowi czy płotce w grzbiet kotwicę. Weź człowieku sam najpierw wbij sobie kotwicę w grzbiet, zobacz jak to jest, ciekawe czy dalej będziesz tak łowił.

Mówi o sobie żartem: ekolog praktyk. - Jak trzeba ratować, to ratuję, biorę udział w zarybianiu itd., ale nie uważam, że wszystko musi koniecznie żyć, ze szczurami włącznie. Jestem np., przeciwnikiem obecności bobrów we wszystkich rzekach. To szkodniki. Błyskawicznie niszczą drzewa. Jestem za tym, żeby wydzielać im miejsce do życia, przenosić. Nawet budować wieżyczki widokowe i ludziom je pokazywać.

Gdy wracamy do błystek, Stefan Przychoćko liczy: - Ile modeli zrobiłem? Zdaje się ok. 120. Zamówienia mam ze sklepów wędkarskich z różnych części Polski. Wysyłałem swoje blachy do Kanady, do Islandii, Skandynawii, ale na zdobywanie świata nie mam już zdrowia. I tak od ośmiu lat jestem emerytem, a jeszcze nigdy tyle roboty nie miałem. Na ryby pójść nie mam czasu! - dodaje pokazując gotowe do wysyłki paczki. - A tu wnuki, na mecz trzeba pójść.

Do każdej błystki dołącza wizytówkę ze swoim zdjęciem z trocią, srebrniakiem złowionym na swoją błystkę w Parsęcie, w 1991 roku. Ważyła 8,70 kg i miała 90 cm długości. Pod zdjęciem podpis: "Takiej ryby życzy producent".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!