Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stelmet Zielona Góra - AZS Koszalin 91:79 [zapis relacji na żywo]

Rafał Wolny
Zakończyło się spotkanie  Stelmet Zielona Góra - AZS Koszalin 91:79.
Zakończyło się spotkanie Stelmet Zielona Góra - AZS Koszalin 91:79. Magdalena Berezka
Choć po pierwszej kwarcie Akademicy mogli mieć nadzieję na korzystny rezultat w Zielonej Górze, w pozostałej części meczu rywale nie pozostawili im złudzeń, ostatecznie wygrywając 91:79.

Na niedzielne spotkanie Stlemetu z AZS ostrzyła sobie zęby cała koszykarska Polska. Z jednej strony koszalinianie jechali do Winnego Grodu w glorii niepokonanej jeszcze w tym sezonie drużyny. Z drugiej, gospodarze byli w kryzysie - zaliczyli serię trzech porażek w lidze i pucharach (x2), więc była to dla nich znakomita szansa na przełamanie. 

Ponadto ozdobą meczu miał być pojedynek dwóch panów "Q": Quintona Hosleya ze Stelmetu oraz Qyntela Woodsa z AZS, uznawanych za najlepszych zawodników w lidze. Lepiej zaczął "koszalinianin", który już w pierwszych sekundach otworzył wynik na 2:0 dla swojego zespołu. Później jednak "zniknął" z widoku, a odpowiedzialność na siebie wziął Goran Vrbanc, który w pierwszej kwarcie zdobył 10 punktów (2x3) i to głównie dzięki niemu AZS osiągnął w pewnym momencie sześciopunktową przewagę.

Sygnał do pogoni dał w zespole gospodarzy Aaron Cel (7 pkt. w I kwarcie), z którym kompletnie nie radzili sobie ani Artur Mielczarek, ani Piotr Stelmach. W efekcie przewaga Akademików stopniała, ale i tak udało im się wygrać tę część spotkania (22:19).

Później jednak oglądaliśmy kolejny odcinek największego koszmaru AZS w tym sezonie - drugą kwartę. Akademicy na parkiecie prawie nie istnieli, a zespołowa gra i ogromne zaangażowanie gospodarzy pozwoliły im szybko odzyskać, a później systematycznie powiększać przewagę. Wciąż błyszczał Cel, a do tego coraz lepiej grali Steve Burtt i Łukasz Koszarek. Powoli rozpędzał się także Quinton Hosley, który zaczął przyćmiewać Woodsa. Zdobywał łatwe punkty w ataku i znakomicie bronił. Do tego koszaliński "Q" ułatwiał mu zadanie, gdyż sam forsował mnóstwo indywidualnych akcji, niemal nie dostrzegając partnerów. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak zauważyć, że rzadko miał z kim grać - partnerzy najczęściej nie wychodzili na pozycję, nie wykorzywtywali podań lub po prostu gubili piłkę. W efekcie Akademicy przegrali tę kwartę aż 9:25 i na przerwę oba zespoły zeszły przy wyniku 44:31 dla Stelmetu.

W drugiej połowie obraz gry niestety nie uległ zmianie. To gospodarze wyszli bardziej zmotywowani i angażowali się w grę, jakby to oni przegrywali, podczas gdy Akademicy myślami byli wciąż w szatni. Powoli też dawało się we im znaki ogromne tempo spotkania narzucone przez zielonogórzan, którego po prostu nie wytrzymywali. Momentami wyglądali, jakby chcieli, by ten mecz jak najszybciej się skończył.

Zniechęcenie najbardziej było widać po Woodsie, który z minuty na minutę gasł przytłoczony grą Hosleya. Ten zaś w obronie wyciągał mu piłkę z kozła, blokował, a w ataku zdobywał łatwe punkty który wyciągał mu piłkę z kozła, blokował i zdobywał łatwe punkty, Mimo to Akademicy niemal nie mieli innego pomysłu na grę poza oddawaniem piłki do swojego lidera. Amerykanin wprawdzie - jak w poprzednich meczach - wymuszał wiele fauli, ale tym razem rzadko były to akcje "2+", a ręka drżała mu nawet przy rzutach wolnych (6/11). 

Nie miał za to równych sobie na tablicach (15 zb.), ale i tutaj nie miał wsparcia partnerów. Garrick Sherman przez większą część spotkania grał nerwowo, a Szymona Szewczyka praktycznie nie było widać na parkiecie. Z drugiej strony agresją pod koszami imponował Chevon Troutman, który zbierał mnóstwo "stykowych" piłek (7 zb) i skutecznie dobijał (8 pkt.) lub pozwalał zielonogórzanom wielokrotnie ponawiać akcje. Na zbiórkę szła zresztą większość zawodników gospodarzy, dzięki czemu wygrali ją 37:31, ściągając aż 12 piłek z atakowanej tablicy. 

Zastrzeżeń nie można mieć do Dante Swansona, który nie miał łatwego życia z Koszarkiem, a przede wszystkim z Burttem. Kiedy trzeba było potrafił jednak wziąć na siebie odpowiedzialność za zdobywanie, ale głównie starał się jak najlepiej kreować partnerów. Niestety, ci albo nie trafiali, albo popełniali straty (17 w całym meczu). Trudno się zatem dziwić, że przewaga gospodarzy systematycznie rosła i przed trzecią kwartą wynosiła już 19 pkt. (67:48).

Wysokie prowadzenie wprawdzie wprowadziło nieco rozluźnienia w poczynania gospodarzy, ale nie wytrąciło ich z koncentracji. I tak na każdą próbę zmniejszenia dystansu przez koszalinian, Stelmet natychmiast odpowiadał (najczęściej zza łuku). W tym zespole świetnie dysponowani byli niemal wszyscy, a każdy (prócz Przemysława Zamojskiego), który pojawiał się na parkiecie wnosił coś do gry. Strzeleckie popisy kontynuował Hosley, kosz z dystansu raz po raz raził Koszarek, grą znakomicie kierował Burtt, a pod tablicami walczyli Daniel Johnson i Troutman. 

Pogoni AZS nie ułatwiał także fakt, że zamiast na szukaniu przewag, trener Igor Milicić musiał skupić się na łataniu dziur w składzie. Z pięcioma przewinieniami parkiet w czwartej kwarcie musieli bowiem opuścić kompletnie bezproduktywni Artur Mielczarek i Piotr Stelmach. Z drugiej strony gospodarze nie mieli praktycznie słabych ogniw i tylko fakt uzyskania w połowie kwarty ponad 20 punktów przewagi sprawił, że nie grali już z takim zaangażowaniem, jak wcześniej.

Wykorzystali to zwłaszcza Woods, który w ostatniej odsłonie zdobył 13 ze swoich 24 punktów w całym meczu, oraz Vrbanc (20 pkt), dla którego poprzednie dwie kwarty skończyły się bez żadnych zdobyczy. Z kolei Dante Swanson zakończył spotkanie z dorobkiem 14 pkt. i 9 as. 

Za tydzień AZS Koszalin podejmie Czarnych Słupsk.

Broadcast live streaming video on Ustream

Broadcast live streaming video on Ustream

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!