Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozbójnik w skarpecie: Proces w sprawie napadu na sklep w Barwicach

Joanna Krężelewska
Oskarżony Krzysztof P. twierdzi, że zaatakował używając gazu. Skąd go miał? - Nie pamiętam, może z Niemiec, może z Holandii - tłumaczył. - Ale taki zakup się pamięta. To nie bułka! - odparł sędzia. - Ale ja nie wiem! - przekonywał oskarżony.
Oskarżony Krzysztof P. twierdzi, że zaatakował używając gazu. Skąd go miał? - Nie pamiętam, może z Niemiec, może z Holandii - tłumaczył. - Ale taki zakup się pamięta. To nie bułka! - odparł sędzia. - Ale ja nie wiem! - przekonywał oskarżony. Joanna Krężelewska
Sklep, napastnik, atak, żądanie pieniędzy, ucieczka. Sprawa, jakich na wokandach w Polsce tysiące. Szczegóły tej jednak sprawiają, że jest niezwykła.

Na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Koszalinie zasiadł w piątek 26-letni Krzysztof P., absolwent gimnazjum. Jest oskarżony o to, że 24 lutego, zamaskowany i uzbrojony w nóż, napadł na sklep spożywczo-przemysłowy w Barwicach. - Przyznaję się, ale częściowo. Noża nie użyłem. Miałem gaz pieprzowy - oświadczył Krzysztof P.

Dlaczego zaatakował? - Konkubina mieszkała w Wałczu. Dzwoniła po kilka razy dziennie, że nie ma pieniędzy na siebie i naszego synka. Ja wróciłem z pracy z Holandii. Czekałem na telefon, kiedy znów będę mógł tam pojechać - opisywał.

Mężczyzna zaplanował więc zbrodnię doskonałą. Celem miał być sklep, który dobrze znał. Znał też ekspedientkę - chodził kiedyś z córką jej kuzynki. W sobotę zrobił rekonesans - wszedł do sklepu i... wyszedł. A już w poniedziałek ubrał się na cebulkę - na dżinsy i bluzę zarzucił dresy. By nie zostawić odcisków palców chciał założyć rękawiczki. - Ale miałem tylko jedną. Drugą zgubiłem. Dlatego na drugą rękę założyłem... skarpetę - wyjaśnił. Twarz ukrył za kominiarką. Wbiegł do sklepu, zamknął za sobą drzwi na zamek i podszedł do ekspedientki.

Ich zeznania różnią się co do istotnego szczegółu. - On miał w ręce nóż, nie gaz! Taki kuchenny, z długim ostrzem. Jestem pewna - zarzekała się 31-letnia sprzedawczyni. - Otworzyłam kasę, ale w niej były same drobne. Setki i dwusetki chowamy do sejfu - mówiła. A że sejf jest na zapleczu, tam pokrzywdzona zaprowadziła napastnika.

- Dała mi banknoty. Za chwilę dodała: "o, tu jeszcze są" i dała jeszcze 600 złotych. W sumie to było 900 złotych - opisywał Krzysztof P. - Powiedziałem na koniec: "nie wzywaj policji". A ona na to: "dobra".

Mężczyzna pobiegł do pobliskiego bloku. Zerwał maskującą warstwę odzieży, skarpetę, rękawiczkę, zostawił wszystko na klatce i uciekł. - Przypomniałem sobie, że gaz też zostawiłem. A tam były odciski palców. Wróciłem tam, zabrałem go i wrzuciłem do rzeki - tłumaczył.
Łup szybko rozdzielił. 800 zł przesłał na poczcie partnerce, 60 zł zaś dał koledze, by po południu... zawiózł go do niej do Wałcza.

To jednak nie koniec tej historii. Pokrzywdzona z koleżanką - drugą ekspedientką, wpakowały się w nie lada tarapaty. - Ona do mnie zadzwoniła roztrzęsiona po napadzie. Przybiegłam z domu do sklepu, wezwałam policję - opisywała 33-letnia ekspedientka z drugiej zmiany. Kluczyła w zeznaniach, kręciła, wreszcie przyznała: - Miałam dług. Musiałam oddać do kasy 540 złotych.

Panie więc wpadły na niecny pomysł "dopisania" napastnikowi do rachunku kilku stówek. Napadnięta powiedziała policjantom, że z sejfu zginęło nie 900 zł, a 2 tysiące. - Czy wobec pani toczy się postępowanie w sprawie składania fałszywych zeznań - pytał Marek Cichy, adwokat oskarżonego. - No... dostałam wezwanie w tej sprawie, ale pani prokurator nie było... - odparła sprzedawczyni.

Obie na swoją obronę miały jedno - bały się policjantów. - Oni nas tak z buta potraktowali! - mówiła 33-latka. - Jakbyśmy my były przestępcami. Ja do dziś, jak widzę mundur, to się boję i wzdrygam.

Lęki i koszmary ma też napadnięta 31-latka. Dlatego żąda od oskarżonego 5 tys. zł zadośćuczynienia. - Spać przez ten napad nie mogę - zapewniła.
- A przez to, że zeznała pani nieprawdę z pieniędzmi? - zapytał mecenas Marek Cichy. - Nie. Przez to nie. Tylko przez napad - odparła z rozbrajającą szczerością kobieta.

Za składanie fałszywych zeznań kodeks karny przewiduje nawet 3 lata za kratami.
Za rozbój zaś - jeśli sąd przyjmie, że oskarżony miał w ręku nóż - przepisy pozwalają wymierzyć nawet 12 lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!