Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odkrywamy powojenną historię Szczecinka

Rajmund Wełnic
Ten gmach – dziś bank Pekao – komuniści z PZPR prawem kaduka wydarli Centrali Tekstylnej.
Ten gmach – dziś bank Pekao – komuniści z PZPR prawem kaduka wydarli Centrali Tekstylnej. Rajmund Wełnic
Dzięki naszym Czytelnikom odkrywamy kolejny epizod powojennej historii Szczecinka. Pan Rafał Maszkowski przypomni, jak Polska Zjednoczona Partia Robotnicza "załatwiała" sobie siedzibę.

W jednym z lipcowych odcinków naszych historycznych wędrówek po Szczecinku przypomnieliśmy dzieje gmachu przy ulicy Mickiewicza, w którym obecnie mieści się Urząd Skarbowy. Do początku lat 90. była to siedziba rejonowego komitetu PZPR, która tu z kolei przeprowadziła się z budynku obecnego banku Pekao SA na rogu ulic Limanowskiego i Mickiewicza. A jak z kolei władza ludowa weszła w posiadanie tej nieruchomości? Oczywiście swoimi sposobami. Oddajmy głos Rafałowi Maszkowskiemu.

- Mój dziadek Bohdan Biernacki ze strony matki był warszawskim kupcem (firma Bracia Biernaccy, naprzeciwko bramy Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie księgarnia im. Prusa) - wspomina. - W czasie wojny nadal prowadził sklep, ale również konspirował. Mieszkał z rodziną w budynku przylegającym do Pałacu Saskiego. Na początku sierpnia roku 1944 był zmuszony wyprowadzić się z Warszawy wraz z rodziną, w tym z moją przyszłą matką Marią, wówczas 12-letnią.

Po wojnie początkowo osiedlili się w Koszalinie, a następnie w Szczecinku, gdzie dziadek był kierownikiem jednej z podhurtowni państwowej Centrali Tekstylnej, która wraz z innymi podhurtowaniami mieściła się obecnym budynku bank.

Jak komitet PZPR trafił do tego budynku? - W lutym i marcu roku 1949 dziadek był nachodzony przez działaczy komitetu, w tym sekretarza Borysa, którzy domagali się oddania im budynku mieszczącego podhurtownię - opowiada Rafał Maszkowski. - Dziadek, jako pracownik, nie mógł w tej sprawie decydować, pisał do centrali, ale nie doczekał się odpowiedzi. 23 marca doczekał się natomiast rewizji w swoim mieszkaniu przy ulicy Limanowskiego (konspiracyjną prasę schował wtedy pod posłaniem córki) i aresztowania pod zarzutem faworyzowania firm prywatnych przy sprzedaży tekstyliów.

Następnego dnia komitet PZPR zajął budynek. Z pisma adwokata, jakie w latach 50. były wysyłane w związku z tą sprawą czytamy: "Samo roszczenie PZPR ob. Biernacki uważał za najsłuszniejsze, gdyż rzecz prosta hegemonowi klasy robotniczej, jako panującej klasy w Polsce Ludowej, zawsze się musi należeć pierwszeństwo, i to pod każdym względem".

Cóż, w samym środku stalinizmu nie pozostało nic innego jak dostosować się do bandyckiej retoryki komunistów - bierzecie co chcecie. - Bohdan Biernacki przesiedział ponad trzy tygodnie w więzieniu Urzędu Bezpieczeństwa przy Kościuszki - opowiada Rafał Maszkowski. - Potem został przeniesiony do więzienia koszalińskiego, skąd dzięki staraniom wynajętego adwokata oraz jego syna z pierwszego małżeństwa Jerzego, też adwokata z zawodu, wyszedł 30 kwietnia.

Potem został skazany przez sąd w Wałczu na 6 miesięcy więzienia i grzywnę, ale proces był tak naciągany, że odwołanie do sądu apelacyjnego w Szczecinie odniosło skutek i po ponownym rozpatrzeniu sprawy w Wałczu został uniewinniony. Następnie procesował się jeszcze z Centralą Tekstylną o zaległą płacę oraz przeciwko jej roszczeniom w związku z rzekomo niepotrzebnie spisanym planem. Zmarł w sierpniu roku 1952, sprawy z CT wygrali w roku 1953 i 1955 jego spadkobiercy.

- Rozprawy w sprawie, w związku z którą dziadek był aresztowany, czyli rzekomego preferowania firm prywatnych, odbywały się w październiku roku 1949 w Szczecinku (sąd w Wałczu na sesji wyjazdowej), w lutym roku 1950 i w Szczecinie (odwołanie), w październiku 1950 chyba w Wałczu (ponowne rozpatrzenie i uniewinnienie) - mówi Rafał Maszkowski. - Jak widać, dęta sprawa w środku stalinizmu dawała się wygrać.

Chociaż pewnie mogło być inaczej gdyby była znana działalność wojenna dziadka. Mam o niej tylko ustne relacje. Podobno w sklepie przy Krakowskim Przedmieściu za podwójnym tyłem szafy z ubraniami była przechowywana broń (kuzynka przypadkowo otworzyła skrytkę), a mieszkanie przy Królewskiej (z boku Pałacu Saskiego, naprzeciwko Zachęty, z widokiem na Mazowiecką i pl. Piłsudskiego, z dwoma wejściami, niestety nie było jego własnością, było tylko wynajęte) było wykorzystywane jako lokal konspiracyjny. Mama mówiła, że bywał tam "Bór" Komorowski.

W czasie konspiracyjnych spotkań dzieci (mama i jej dwa lata starszy brat, który zaginął w czasie ewakuacji przez Wolę na początku sierpnia 1944) były wyprowadzane na spacer. Dziadek (rocznik 1883, konspirował jeszcze jako uczeń w Warszawie i Petersburgu (tam zdał maturę). Podobno tylko dzięki szybkim przenosinom urządzonym przez jego ojca udało się uniknąć aresztowania przez carską ochranę w Warszawie, a potem w Petersburgu. Z Petersburga przeniósł się na studia w Wyższej Szkole Handlowej w Berlinie.

Te lata spędzone za granicą spowodowały, że dziadek mówił płynnie po rosyjsku i po niemiecku z berlińskim akcentem, co przydało się w czasie wojny i powstania - teren gdzie mieszkali był zajęty przez Niemców. Mama wiele razy cytowała powiedzenie dziadka, że należy znać języki wrogów. Zarówno dziadek jak i wujek Jerzy przed wojną byli przekonanymi endekami. W roku 1938 dziadek zamieścił parę ogłoszeń swojego sklepu z ubraniami w "Falandze" - "Kupuj tylko w firmach chrześcijańskich". Wujek jeździł z prelekcjami o walce ekonomicznej z Żydami, ale chyba nie był członkiem ND, może z powodu pracy jako prawnik Polskiego Radia. Z relacji rodzinnych wynika, że wujek zmienił potem poglądy. Jeszcze w czasie wojny pomógł finansowo spotkanemu w tramwaju koledze adwokatowi-Żydowi, który jednak początkowo przed nim uciekł. Widocznie spodziewał się innej reakcji wujka.

Pan Rafał podzielił się dziejami swojego przodka z Czytelnikami nie tylko dlatego, że jego losy splotły się z tematem naszego artykułu. - Postać dziadka, łącznie w jej wadami, mnie fascynuje - mówi. - Mimo, że skąpych informacji, jakie miałem w dzieciństwie, bo np. o ogłoszeniach w "Falandze" rodzina nie wiedziała, znalazłem je sam kilka lat temu, byłem przez niego w pewien sposób wychowany, chociaż zmarł 15 lat przed moim urodzeniem. Wujka Jerzego, uroczego starszego pana, zdążyłem poznać, zmarł w 1977 r., kiedy miałem 10 lat. Od jego syna dostałem rękopis jego dzieła historiozoficznego - świadectwo mentalności endeckiej z lat 40.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!