Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżeni o podpalanie busów w Koszalinie i Białogardzie przed sądem

Marzena Sutryk
Archiwum
Oskarżeni o podpalanie busów w Koszalinie i Białogardzie stanęli we wtorek przed koszalińskim sądem. W sprawę włączy się mediator, który ustali warunki spłaty zadośćuczynienia dla poszkodowanych.

Chodzi o wojnę między właścicielami firm przewozowych z powiatu białogardzkiego i Koszalina, która wybuchła w 2011 roku. Pisaliśmy już o tym. W lipcu zapadł pierwszy wyrok, w sprawie jednego z poszkodowanych właścicieli firmy przewozowej. Wtedy główny oskarżony Arkadiusz W. usłyszał orzeczenie kary - rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Musiał też naprawić szkodę, a dokładniej zapłacić poszkodowanemu 50 tysięcy złotych. - Pieniądze te zostały już prawie spłacone, zostało jeszcze 5 tysięcy - powiedział nam wczoraj Ryszard Drozdowski, który jest też świadkiem w obecnym procesie. - Ale musiałem przez komornika to załatwiać. Nie mam zaufania do tego człowieka.
W sprawie podpalenia busów dwóch mężczyzn pozwali też kolejni przedsiębiorcy, jeden z Tychowa, drugi z Koszalina. Przypomnijmy, busy były podpalane, niszczone, a nawet wlewano do nich trujące substancje. - Pamiętam, to było 13 czerwca o godzinie 23.30 - mówił nam z kolei poszkodowany Wojciech Wilkowski. - Skończyłem pracę. Odstawiłem auto i chwilę później stało w ogniu. A kolega - była pierwsza w nocy, przed domem zobaczył tylko łunę, jak się palił jego bus. Długo czekaliśmy, aż w końcu trafiło to wszystko do sądu.

- Ale trzeba było aż interwencji w Prokuraturze Generalnej - dodaje Ryszard Drozdowski.
- Tak wygląda walka ze strony konkurencji. Tylko, że ci ludzie myśleli, że nikt nie wpadnie na ich ślad. Aż dziwne, że nikt im jeszcze nie zabrał licencji na przewozy, przecież oni nadal prowadzą firmy i wożą ludzi - mówi Wojciech Wilkowski.
- A zgłaszaliśmy informację o wyroku i do starostwa białogardzkiego i do ratusza w Koszalinie, a także do Urzędu Marszałkowskiego i Inspekcji Transportu Drogowego. Nikogo widać to nie interesuje, skoro nikt nie zareagował - kręci głową Ryszard Drozdowski.
- W sumie ze strat, poza tymi 50 tysiącami, które były dla pana Ryszarda, to dla mnie należy się 33.600, a dla kolegi kolejne 50 tysięcy - wylicza pan Wojciech.

Wczoraj w sądzie jeden z obrońców złożył wniosek w imieniu oskarżonych, by skierować sprawę do mediatora, by ten ustalił ze stronami skalę zadośćuczynienia oraz termin spłaty. - Choć oskarżeni już na wstępie deklarują, że spłacą co trzeba będzie, do końca roku - mówił obrońca. Na mediatora zgodził się też pełnomocnik poszkodowanych.
- Roszczenia pieniężne, które państwo zgłosicie, zostaną zaspokojone i to doprowadzi do szybszego zakończenia sprawy - mówiła sędzia Anna Sikorska-Obtułowicz. - Mediator wyznaczony przez sąd tak kieruje sprawą, by obie strony były usatysfakcjonowane. To osoba spoza sądu. Będzie miała miesiąc na mediacje, a następnie zawiadomienie sądu o ustaleniach.
Kolejna rozprawa w sądzie, na której być może zapadnie wyrok, została wyznaczona na listopad.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!