Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasem muszę się roztroić, by zdążyć na wszystkie zebrania

Rozmawiała Monika Zacharzewska
Pan Andrzej w tej chwili opiekuje się czworgiem dzieci, w tym niespełna roczną dziewczynką.
Pan Andrzej w tej chwili opiekuje się czworgiem dzieci, w tym niespełna roczną dziewczynką. Monika Zacharzewska
Rozmowa z Andrzejem Sadowskim, prowadzącym zawodową rodzinę zastępczą o charakterze pogotowia rodzinnego.

- Ma pan z żoną swoje dzieci, a jednak zdecydowaliście się jeszcze objąć opieką dzieci obce wam, ale potrzebujące pomocy. To odważna decyzja...

- Mamy czworo swoich dzieci. Prawie wszystkie są już dorosłe. Mało tego, niedawno zostaliśmy też dziadkami. Zawsze marzyliśmy z żoną o dużej rodzinie, bo kochamy dzieci. Jednak nie mieliśmy do tego odpowiednich warunków. Dwa lata temu zdecydowaliśmy, że chcemy i jesteśmy w stanie pomóc potrzebującym dzieciom, których naturalne środowisko rodzinne jest dysfunkcyjne, a sytuacja w domach rodzinnych dzieci doprowadziła do najtrudniejszych decyzji o rozbiciu rodziny. Takim, które pod naszym dachem znajdą bezpieczny, przyjazny dom.

- Jesteście dla nich mamą i tatą?

- Nie - ciocią i wujkiem. Te dzieci mają swoich biologicznych rodziców, którzy czasowo z jakichś powodów nie mogą się nimi należycie opiekować. I mają szanse na powrót do mamy i taty. Natomiast dzieci rodziców, którzy nie chcą lub nie mogą z różnych przyczyn, także zdrowotnych, wychowywać swoich dzieci, czekające u nas na adopcję, będą miały wkrótce swoje nowe rodziny. Swoją mamę i swojego tatę. Tu trzeba wspomnieć o niektórych rodzicach, których osobiście podziwiam za odwagę, że zrzekają się praw rodzicielskich dla dobra dziecka, aby miało ono szanse na lepsze życie, którego oni nie doświadczyli. U nas dzieci są przez chwilę. Przez tę chwilę dbamy, aby doświadczały spokoju, rodzicielstwa, atmosfery szczęścia, miłości i zrozumienia, emocji i uczuć, których zabrakło w ich rodzinnych domach. Potem odejdą do swoich rodzinnych lub do nowych domów. Mamy nadzieję, że szczęśliwych.

- No właśnie, odejdą z waszego domu po kilku miesiącach mieszkania z wami. Na pewno się z nimi zżywacie, a one z wami....

- Dzieci trafiają do nas na podstawie postanowienia sądu lub doprowadzone przez policję. Mogą tu trafić w każdej chwili zgodnie z przepisami do czasu unormowania sytuacji dziecka, nie dłużej jednak niż na okres 4 miesięcy. W szczególnie uzasadnionych przypadkach okres ten może być przedłużony, za zgodą organizatora rodzinnej pieczy zastępczej do 8 miesięcy lub do zakoń-czenia postępowania sądowego, więc z reguły są tu dłużej. To oczywiste, że przez ten czas się zżywamy, obdarzamy je uczuciem, a one nas. Z tyłu głowy pojawia się cały czas ta myśl, że odejdą. Jednak mamy nadzieję, że do dobrych rodzin, kochających ludzi. Bywa też i tak, że nawet gdy odchodzą z naszego domu, kontaktują się z nami, odwiedzają nas, dzwonią.

- Następuje to w chwili, gdy zdobędą już wasze zaufanie, pokochają was. Jednak by tak się stało, musicie chyba bardzo nad tym pracować?

- Owszem, to zazwyczaj nie jest łatwe. Szczególnie u starszych dzieci, które bywają niepokorne, zbuntowane i często mają za sobą traumatyczne przeżycia przemocy i doświadczenia zerwanych więzi. Trzeba jednak nad tym pracować. Małymi krokami przekonywać ich do siebie. Czasem jest to trudne. Tym trudniejsze, im więcej nieprzyjemnych i trudnych chwil przeżyło dziecko wcześniej. Trzeba im stworzyć poczucie bezpieczeństwa, zdobyć ich zaufanie.

- No właśnie, trafiają do was dzieci w wieku do lat 10. Te starsze niekoniecznie chcą współpracować. Jak sobie wtedy radzicie?

- Najskuteczniejszą metodą jest metoda nagród i kar. Oczywiście nie fizycznych! Po prostu, jeśli słuchają poleceń i współpracują, mogą np. gdzieś wyjść, obejrzeć film, pograć na komputerze, jeśli nie - zostają w domu. Wychowując dzieci, trzeba być bardzo asertywnym, ponieważ potrafią one wykorzystać każdą naszą słabość. Jeśli czegoś chcą, to wielokrotnie będą próbowały nas podchodzić, dlatego trzeba być konsekwentnym. Doświadczenie zdobywaliśmy, wychowując swoje dzieci.

- No właśnie, jak na nowe dzieci w domu reagują wasze własne?

- Bardzo dobrze. One same, gdy powiedzieliśmy im o pomyśle stworzenia pogotowia rodzinnego, namawiały nas do tego. Gdyby one tego nie chciały, nie zdecydowalibyśmy się. Decyzja musiała być wspólna. Teraz i nasze dzieci uczą się czegoś nowego. Np. opieki nad noworodkami. Sam byłem w szoku, jak się do tego garną. Ale działa to też na korzyść dzieci, które mamy pod opieką, ponieważ biorą z nich przykład, naśladują ich zachowania, sposób postępowania i komunikowania się ze sobą.

- A jak wy radzicie sobie fizycznie z taką gromadką?

- Mamy wszystko zaplanowane. To ja przez cały dzień jestem z dziećmi w domu - gotuję, piorę, wyprawiam je do szkoły, pomagam w lekcjach, opiekuję się najmłodszymi. Żona pracuje zawodowo, a po pracy pomaga w domu. Owszem, bywa ciężko, ale gdy dzieci pójdą spać, mamy chwilę, by odsapnąć. Były takie momenty, że musiałem się niemal roztroić, gdy np. u kilkorga z nich w różnych szkołach o tej samej porze były wywiadówki. Ale jakoś dajemy radę i mamy z tego ogromną satysfakcję.

- Możecie liczyć na czyjeś wsparcie?

- Naszych rodziców, do których wszystkie dzieci mówią "babciu" i "dziadku" oraz naszych dzieci. Gdy zdecydowaliśmy się prowadzić taką rodzinę, nagle tak zwani przyjaciele, którzy byli wokół nas, zaczęli się wykruszać. Bo kto chce, by wpadać do nich w odwiedziny z tyloma dziećmi?! Zostali tylko ci najbardziej sprawdzeni.

- A czy ktoś z zewnątrz sprawdza, co dzieje się z dziećmi w waszym domu?

- Oczywiście, cały czas współpracujemy z koordynatorem pieczy zastępczej, asystentką rodziny, kuratorem i psychologiem. Przychodzą do nas bez zapowiedzi i rozmawiają z dziećmi na osobności.

- A biologiczni rodzice dzieci, które macie pod opieką?

- Bywa, że przychodzą. Mają do tego prawo i my też ich do tego zachęcamy. Jednak niestety często są nastawieni do nas negatywnie. To do nas mają pretensje, że zabrano im dzieci. Rozmowy z rodzicami często bywają dużo trudniejsze niż z ich dziećmi.

- Wiele z tych dzieci, które do was trafiają, wraca z powrotem do rodzinnych domów.

- Niestety, niewiele.

- Ma pan kilkuletnie doświadczenie w prowadzeniu domu dla dzieci potrzebujących pomocy i założył pan fundację Więzi Rodzinne. Dla kogo?

- Dla innych rodzin podobnych do naszej. W tej chwili jest ich w Słupsku dziewięć.
By się nawzajem wspierać i pomagać sobie. I by przekonać innych, dlaczego warto takie rodziny zakładać, dlaczego taka forma jest dla dzieci dużo lepsza niż forma instytucjonalna. Pracujemy na rzecz budowania pozytywnego wizerunku, wzmacniania reputacji zawodowych rodzin zastępczych. Na dzisiejszy wizerunek rodziny zastępczej składa się bagaż negatywnych stereotypów i utartych opinii.

Co to za rodzina?

Jest to zawodowa rodzina zastępcza o charakterze pogotowia rodzinnego, w której umieszcza się nie więcej niż troje dzieci (może być więcej w przypadku rodzeństwa) na pobyt okresowy do czasu unormowania sytuacji życiowej dziecka. O funkcję rodzica zastępczego lub prowadzenie rodzinnego domu dziecka mogą starać się osoby, które m.in. dają rękojmię należytego sprawowania pieczy zastępczej, nie są i nie były nigdy pozbawione władzy rodzicielskiej oraz władza rodzicielska nie jest im ograniczona ani zawieszona, są zdolne do sprawowania właściwej opieki nad dzieckiem, co zostało potwierdzone zaświadczeniami o braku przeciwwskazań zdrowotnych do pełnienia funkcji rodziny zastępczej lub prowadzenia rodzinnego domu dziecka, zapewnią odpowiednie warunki bytowe i mieszkaniowe umożliwiające dziecku zaspokajanie jego indywidualnych potrzeb, w tym: rozwoju emocjonalnego, fizycznego i społecznego, właściwej edukacji i rozwoju zainteresowań, wypoczynku i organizacji czasu wolnego. Wszelkich informacji na temat kwalifikowania kandydatów na rodziny zastępcze udzielają pracownicy MOPR oraz PCPR w Słupsku lub można je znaleźć na stronie internetowej http://wiezi-rodzinne.pl/

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!