Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pensjonariuszki domu pomocy w Koszalinie stracą dach nad głową

Joanna Krężelewska
- Minister niech tu przyjedzie, to mu pokażemy, z jakiego domu nas chce wyrzucić. Co on wymyślił, że my tu tańczyć mamy? Dajcie nam spokojnie żyć. My chcemy tu mieszkać - mówią jednym głosem pensjonariuszki Rodzinnego Domu Pomocy "Ostoja" w Koszalinie.
- Minister niech tu przyjedzie, to mu pokażemy, z jakiego domu nas chce wyrzucić. Co on wymyślił, że my tu tańczyć mamy? Dajcie nam spokojnie żyć. My chcemy tu mieszkać - mówią jednym głosem pensjonariuszki Rodzinnego Domu Pomocy "Ostoja" w Koszalinie. Radek Koleśnik
Pensjonariuszki Rodzinnego Domu Pomocy "Ostoja" w Koszalinie już nie proszą, a błagają o pomoc. Do niedzieli 8 pań w wieku od 76 do 97 lat musi znaleźć nowe lokum. To efekt rozporządzenia ministra.

Rozporządzenia, które miało poprawić los starych ludzi, a, niestety, sprawiło, że czeka ich przymusowa przeprowadzka. - Ratujcie nas! - załamuje ręce 88-letnia Stefania Rutkowska. W "Ostoi" mieszka od ośmiu lat. - Konająca ze szpitala tu przyjechałam. Dzięki trosce i opiece odżyłam. To mój dom, a moi opiekunowie to moja rodzina. A teraz mam wszystko stracić...

- Tu mam pokoik, łóżko, żeby głowę do snu złożyć. Tu na ogródek latem wyjadę, kwiatki pooglądam. I stracić to mam? Bo ktoś uznał, że mi tu może być ciasno? My tu salonów nie potrzebujemy, tańczyc nie będziemy, na aerobik też chyba za późno! Chcemy spokojnie tu żyć - denerwuje się pani Helenka, od 13 lat pensjonariuszka Ostoi.
Pani Wanda w trzy dni przestała chodzić. Tak jej organizm zareagował na informację, że ma szukać nowego miejsca do życia.

Wszystko rozchodzi się o... 40 centymetrów kwadratowych. A dokładnie 40 cm w jednym pokoju, 60 cm w drugim i 1,1 metra w trzecim. O tyle - zgodnie z rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej, które weszło w życie w lipcu 2012 roku - za małe są pokoje w koszalińskim Rodzinnym Domu Pomocy. Zgodnie z nim w pokoju dwuosobowym na jednego lokatora ma przypadać przynajmniej 8 m kw. zamiast obowiązujących wcześniej 6 m kw. W sobotę wygasa umowa Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z Ostoją, na mocy której dofinansowywany jest pobyt trzech pań. Pozostałe płacą same, lub płacą ich rodziny.

- Nie mówiłam im wcześniej, bo miesiącami walczyłam z tym bzdurnym przepisem. Bezskutecznie. Przebudowa Domu to dla mnie abstrakcja. To koszt ok. 50 tys. złotych, kompletnie dla mnie nierealny. Dlatego zaczęłam się starać o to, żeby proceduralnie załatwić tę sprawę - mówi Elżbieta Alpop, właścicielka Ostoi. Musi zwolnić trzy pracownice, a starsze panie pożegnać. - Są przerażone. Dla tych, które nie mają rodzin, szukane są miejsca zastępcze. Jedna trafi do Białogardu, inna do Jarosławca. To dla nich rozstanie. Nie są pewne jutra - mówi.

Jutra, a dokładnie soboty - to termin zamknięcia Domu. - Jesteśmy żywymi ludźmi! Nie można nas tak traktować. Do Koszalina przyjechałam w 46 roku, jak po ulicy Zwycięstwa kozy chodziły. Lata ciężkiej pracy poświęciłam miastu i Polsce. I co na starość mnie spotyka? - Stefania próbuje zapanować nad łzami.

Seniorki obwożą nad po Domu (żadna nie porusza się o własnych siłach). Wszędzie są poręcze - dla bezpieczeństwa. Czyściutkie pokoje, z kuchni dobiega zapach domowego obiadu. Mają pokój telewizyjny i piękny ogród, gdzie spędzają każdą pogodną chwilę. Przy wyjściu leży osiem słomkowych kapeluszy, które wtedy zakładają. - I o te 40 centymetrów się rozchodzi? To niedorzeczne - komentują. - Ten przepis powinien dotyczyć powstających ośrodków, a nie tych, które świetnie funkcjonują!

W Koszalinie nie ma innego domu opieki nad seniorami. Dlatego rodziny seniorek pisały listy do prezydenta miasta z prośbą o ratunek. Do próśb dołączają trzy pracownice "Ostoi", które od weekendu zasilą armię bezrobotnych.
- Sumienie mnie boli, ale - choć murem stoję za panią Alpop - jako urzędnik muszę wykonać decyzję - powiedziała nam Bogumiła Szczepanik, dyrektor MOPS-u w Koszalinie, która rozwiązała umowę z "Ostoją". - To miejsce jest nie tylko wspaniałe dla pensjonariuszek, ale i dla nas, jako płatnika za część z nich. Jest ekonomiczne i bezproblemowe, bo wiemy, że jest im tam, jak w domu.

Ręce rozkłada również Leopold Ostrowski, zastępca prezydenta Koszalina.

- Ze swojej strony zrobiliśmy, co tylko było w naszej mocy. Aż o półtora roku przedłużyliśmy pani Alpop termin na dostosowanie obiektu do nowych wymogów. Nie zrobiła tego i zapowiedziała, że zrezygnuje z działalności. Dziś chce nadal prowadzić Dom Opieki, ale mnie obowiązuje prawo, do którego przez cały ten czas się nie zastosowała. Mam duży dylemat, bo rzecz dotyczy osób starszych, schorowanych, przywiązanych do tego miejsca. To bez znaczenia jednak, czy ja uważam przepis za słuszny, czy za niesłuszny. Po prostu, muszę stosować prawo - wyjaśnił sytuację i zapowiedział, że następnego dnia, czyli dziś rano, spotka się jeszcze z Elżbietą Alpop i szefową MOPS-u, by poszukać jakiegoś kompromisu. - Mamy tam trzy koszalinianki, za których pobyt płacimy i zgodnie z wymogami Dom "Ostoja" jest odpowiedni dla trzech pensjonariuszek. Nie dla ośmiu, ale pani Alpop podkreśliła, że dla trzech pań nie będzie jej się opłacało go prowadzić - mówi zastępca prezydenta.

Czy faktycznie trzeba na siłę powiększać przestrzeń życiową staruszków? Czy wydana zza warszawskiego biurka decyzja zawsze jest słuszna? Czy w tym konkretnym przypadku nie można naprawdę nic zrobić? Wczoraj poprosiliśmy o interwencję lub choćby komentarz do sprawy Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Cisza. Cóż, mają na odpowiedź (ustawowo) trochę czasu. Czasu, którego przerażone seniorki nie mają.

Nasz komentarz: Pomoc na siłę, gdy decyzje zza biurka

"Hmmm, co by tutaj wymyślić? Może jakieś superważne rozporządzenie? Mam! Staruszkom z domów opieki powiększę życiową przestrzeń!"

Czy tak wyglądało tworzenie tego rozporządzenia? Chcę ufać, że chodziło o gwarancję minimum komfortu dla pensjonariuszy, wiele jednak wskazuje na to, że decyzje zapadły zza biurka w stołecznym gmachu resortu. I że podjął je urzędnik, który nie wie, jak wygląda koszalińska "Ostoja".

U nas samotnych, schorowanych emerytów najczęściej nie stać na to, by mieszkać samemu, by zatrudnić całodobowo opiekunkę. Często nie stać ich na leki, bo takie mają emeryciny. Stać ich - ze wsparciem miasta czy gminy - na pokoik, często dzielony z inną osobą, w domu opieki. Takie są realia. Więc albo ministrze zrób coś, żeby z emerytury opłacali sobie dom i opiekę, albo nie rób im na siłę dobrze, tylko po to, by pokazać, że robisz cokolwiek.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!