Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces ze stoperem w ręku

Rajmund Wełnic
W grudniu zeszłego roku sąd w lesie w Świątkach sprawdzał, jakie odległości dzielą miejsce, w które miał być wywieziony poszkodowany i ile czasu zajmuje dojechanie stąd ze Szczecinka i z powrotem.
W grudniu zeszłego roku sąd w lesie w Świątkach sprawdzał, jakie odległości dzielą miejsce, w które miał być wywieziony poszkodowany i ile czasu zajmuje dojechanie stąd ze Szczecinka i z powrotem. Rajmund Wełnic
Wszystko wskazuje, że nieprędko zakończy się proces strażnika miejskiego i policjanta ze Szczecinka oskarżonych o przekroczenie uprawnień.

Podczas środowej rozprawy upust emocjom - ocierając się o wyrzucenie z sali - dał poszkodowany.

Przypomnijmy - w czerwcu 2012 roku patrol szczecineckiej Straży Miejskiej i policji podjął interwencję wobec młodych ludzi, którzy w nocy pili i hałasowali w centrum Szczecinka. Jeden z nich, 25-letni Arkadiusz J., od początku twierdził, że został radiowozem SM zabrany z ulicy Mariackiej do lasu w okolicach Świątek na peryferiach miasta. Tam miało dojść do szarpaniny z funkcjonariuszami, uszkodzenia telefonu młodego mężczyzny i potraktowania go gazem. A na koniec zostawienia w lesie. Strażnik i policjant twierdzili natomiast, że chłopaka pozostawiono na Mariackiej, bo pojechali na inne zdarzenie.

O prawdziwości słów funkcjonariuszy miał świadczyć zapis nawigacji satelitarnej GPS w radiotelefonie, która miała nie zarejestrować, że radiowóz jeździł na Świątki. 25-latek złożył doniesienie do prokuratury, ale ta uznała początkowo za prawdziwą wersję funkcjonariuszy i postępowanie umorzyła. W międzyczasie odbył się proces Arkadiusza J. oskarżonego o znieważenie i grożenie policjantowi i strażnikowi. Za pierwszy z tych zarzutów mężczyzna został uznany za winnego. Musiał odpracować w sumie 80 godzin na cele społeczne. W trakcie procesu wyszły jednak na jaw okoliczności, które pod znakiem zapytania stawiały prawdziwość twierdzeń funkcjonariuszy.

Biegły ustalił, że w kluczowym momencie radiotelefon został najprawdopodobniej wyłączony na 9 minut, a ostatnia zapisana lokalizacja to okolice placu Wazów, czyli przy drodze dojazdowej na Świątki. Na dodatek znalazło się dwóch świadków - wędkarzy, którzy feralnego poranka widzieli radiowóz SM w Świątkach i na drodze do tej dzielnicy oraz poturbowanego Arkadiusza J. wychodzącego z lasu. Prokuratura w Wałczu pochyliła się więc na sprawą jeszcze raz i tym razem oskarżyła obu funkcjonariuszy o przekroczenie uprawnień i pobicie.

Proces ruszył w październiku zeszłego roku. Oskarżeni strażnik Krzysztof S. i policjant Krzysztof K. nie przyznają się do winy, odmówili też składnia wyjaśnień. Sędzia Klaudia Juraszczyk-Duda skupiła się więc na żmudnym ustalaniu sekwencji zdarzeń z czerwcowego ranka. Na środowej rozprawie jeszcze raz przesłuchiwani byli dyżurni komendy policji pełniący służbę feralnej nocy, którzy przyznali, że przez niedopatrzenie nie odnotowali późniejszej interwencji, na którą patrol pojechał z ulicy Mariackiej (początek godz. 4:02). Ciekawych dowodów dostarczył nieco przypadkiem mężczyzna, który wezwał patrol na tę drugą interwencję.

Otóż przed przyjazdem radiowozu o godzinie 4:57 zrobił zdjęcia zdemolowanego samochodu. Kolejna godzina to 5:26, kiedy telefonicznie na Świątki poszkodowany wzywa ojca, aby go stamtąd zabrał. Te wszystkie dane trzeba zweryfikować, nałożyć na to miejsca logowania się GPS oraz sprawdzić, czy luka w jego zapisach pozwoliłaby dojechać do lasu i tam zostawić Arkadiusza J.. Temu też służył eksperyment w lesie w Świątkach przeprowadzony jeszcze zimą. To wszystko jednak trwa, na dodatek wciąż nie ma opinii biegłego za zakresu nawigacji satelitarnej. Szczecinecki czeka na nią od listopada zeszłego roku. I z różnych powodów przed końcem maja tej opinii nie będzie.

Irytacji z powodu powolności procedur sądowych nie krył Arkadiusz J., poszkodowany, który w procesie występuje też w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Sędzia w środę kilka razy upomniała go, aby zachowywał się w sposób przystający do powagi miejsca, bo inaczej zostanie z niej usunięty. - Mam już tego dosyć, bo ciągnie się to tyle czasu - wybuchł wreszcie zarzucając sądowi opieszałość.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!