Jan L., lat 61, bez wykształcenia, bez zawodu, bez majątku, bez pracy. Nie umie pisać, ani czytać. Jest głuchoniemy. Rozumie, o co jest oskarżony, ale sam najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, jak chaotyczne i pokrętne są jego wyjaśnienia. Jest oskarżony o zabójstwo - 8 kwietnia ubiegłego roku w Białogardzie miał ciężko pobić swojego kolegę Stanisława Ś., a potem go udusić.
- Rozległe obrażenia twarzoczaszki, otwarte złamanie nosa, złamanie ścian obu zatok szczękowych... - kiedy prokurator Krzysztof Kozber odczytywał akt oskarżenia, syn ofiary, który występuje w procesie w charakterze oskarżyciela posiłkowego, nie mógł opanować łez. Pobitego mężczyznę oskarżony 61-latek miał na koniec udusić. Choć wszystko wydarzyło się w jego domu, do zbrodni się nie przyznał. Jego gesty odczytywała tłumaczka. - Niezbyt dobrze zna również migowy - wyjaśniła sędziom. - Nie potrafi na przykład literować słów.
Z krótkich komunikatów, które Jan L. wczoraj wysyłał, maluje się taka oto wersja: sam jest niewinny, a Stanisław Ś. po prostu upadł i się uderzył. Sam się uderzył i to nie jeden raz. Tłem tej sprawy jest alkohol. Może być też dług. Z wcześniejszych zeznań w prokuraturze i wczorajszych przed sądem wynika, że 8 kwietnia oskarżony wraz z konkubiną wrócili z zakupów. Otworzyli wódkę. Kobieta również jest osobą głuchoniemą. Odwiedził ich znajomy - Stanisław Ś. Też się napił. - Tylko po jednym kieliszku na nóżkę - migał oskarżony. - Straszy pan dał mi potem na alkohol. Kupiłem. Poszliśmy do jego mieszkania. Piliśmy. Potem wróciłem do domu. A on się chyba nudził i przyszedł znów. I potem sam się przewrócił. Uderzył. Wymiotował krwią. Jak go dotknąłem, już nie żył - to wersja Jana L.
- Czy oskarżony jest w stanie powiedzieć, skąd zatem na podłodze pana mieszkania tyle krwi? - dopytywał prokurator. - Nie - mignął 61-latek. Syn ofiary dopytywał, czy oskarżony lub jego partnerka pożyczali od Stanisława Ś. pieniądze na jedzenie. - Ja nie, ale ona tak - zeznał Jan L. Nie wiadomo jednak, czy kobieta zostanie przesłuchana. Od miesięcy nie wychodzi z domu, nie otwiera nikomu drzwi, nie ma z nią żadnego kontaktu.
Syn Stanisława Ś. nie krył wczoraj, że będzie żądał najwyższej kary dla oskarżonego. - Nawet dożywocia. Niech zgnije w więzieniu - powiedział przez łzy. Janowi L. grodzi od 8 lat do dożywocia właśnie.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?